Konik na biegunach był kiedyś rumakiem mojego męża. Przeleżał wiele lat na strychu. Wydobyty z niepamięci podczas remontu dachu trafił do naszego domu. Syn był już wówczas za duży na tego typu zabawki, ale nie ja :) Spojrzałam na drewnianego konika i z miejsca go pokochałam. A że miłość uskrzydla postanowiłam... dodać mu skrzydeł. Dzieła przemiany dokonał (na moją prośbę) znany ze swych stolarskich (i nie tylko) talentów Wojtek Kopacewicz. I tak oto narodził się drewniany pegaz na biegunach - pegazik na biegunach :)
Co prawda wraz z metamorfozą utracił swą pierwotną funkcję stając się obiektem totalnie niepraktycznym (dziś nikt nie jest w stanie na nim się bujać (chyba tylko jakieś krasnoludki). No ale cóż, tak to już z dorabianiem skrzydeł bywa. Ja i tak go uwielbiam.
Potem pegaz na biegunach pełnił rozmaite społeczne funkcje.
Towarzyszył spotkaniom literackim.
„Firmował” organizowane przez Stowarzyszenie Pisarzy Polskich „Rozmowy na Biegunach”.
W mikołajowej czapeczce stał się symbolem wymyślonych przez mnie „Mikołajek ze Sztuką”.
Ostatnio znów wrócił do strefy prywatnej. Stoi w mojej pracowni i dba o to, żebym nigdy nie zapomniała o biegunach, dzięki którym można rozbujać pamięć aż do dzieciństwa, ani o skrzydłach. Czego i Wam życzę: )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz