poniedziałek, 31 marca 2014

Bydgoszcz i Warszawa...

W minionym tygodniu dwa sympatyczne spotkania autorskie.
W Szkole Podstawowej nr 60 w Bydgoszczy z osiemdziesiątką (!) pierwszoklasistów.
Dzieciaki od razu załapały, że przywieziony przeze mnie niebieski stwór to "pan książka", jak to określił na wejściu jeden z chłopców. Przeważnie zgadywanie, że błękitny pluszak jest książką zajmuje małym (i dużym zresztą też) Czytelnikom sporo czasu. Tu więcej było takich trafień!  
Dwa dni później miałam spotkanie w Warszawie.
W Gimnazjum nr 11. Tak więc rozrzut wiekowy - spory.
Tam też "pan książka" zrobił wrażenie, choć pokazywałam go w zupełnie innym kontekście - jako jeden ze sposobów (dość nietypowy) budowania postaci. Temat okazał się przyczynkiem do bardzo interesującej, przejmującej momentami, inspirującej (przynajmniej dla mnie i mam nadzieję, że nie tylko) rozmowy, poświęconej również zupełnie nieksiążkowym tematom.
Dziękuję!

wtorek, 25 marca 2014

Sny (prawie) się spełniają...

Śniło mi się, że jeden z moich wydawców zaproponował mi i mojemu mężowi wspólne stworzenie książki. Ja miałam robić ilustracje, on... pisać. Co prawda na jawie to raczej ja jestem od pisania, ale przecież w snach wszystko możliwe. Trochę mu zazdrościłam, ale pomyślałam, że umową umową, a i tak możemy pisać (i podpisać się) razem. Premiera tego dzieła miała mieć miejsce na festiwalu.. nie, nie, nie chodziło o żaden literacki festiwal tylko... bydgoskie Camerimage, czyli, jakby nie było, festiwal operatorów.
 I proszę bardzo - tego samego dnia przyszło zaproszenie do Bydgoszczy, co prawda nie na festiwal, tylko na spotkanie autorskie, ale... miejsce się zgadza.
Wyjazd jutro ok. 4.00 rano i to jedyny feler w całej tej sprawie. Niewykluczone, że ten sen przyśnił mi się właśnie o 4.00 nad ranem. W tym przypadku czas... też by się zgodził ;)

sobota, 22 marca 2014

Łoś szczęście przynosi

Właśnie podczas podróży poślubnej rodzice znaleźli swój pierwszy niezakupiony dom. Na skraju puszczy, nad jeziorem i na totalnym pustkowiu (żaden PKS nie dojeżdżał), a jeszcze w drodze do wsi spotkali łosia, co, według nich, jest fantastyczną wróżbą w kwestii zakupu nieruchomości.
(fragment książki "Ratunku, marzenia!")

O okolicznościach w jakich zrobione zostało to zdjęcie przeczytacie na moim warmińskim blogu.

środa, 12 marca 2014

Ilustracja w drewnie

Im głębiej zapuszczał się w las, tym dziwniejsi byli jego mieszkańcy. Prawdę powiedziawszy Jeżyk miał wrażenie, że wszystko się pomieszało. Zwierzęta robiły się coraz bardziej podobne do roślin, a rośliny coraz bardziej podobne do zwierząt. Mech do złudzenia przypominał króliczą sierść, a na drzewach rosły zielone uszy, które nasłuchiwały kroków Jeżyka nachylając się w jego stronę. Na gałęziach przesiadywały porośnięte mchem ptaki. Dopiero gdy jeden z nich wzbił się w powietrze okazało się, że zamiast skrzydeł ma liście. Jeżyk przystanął z wrażenia, kiedy niezwykły ptak szybował nad nim, cichutko szeleszcząc. 
(Dorota Suwalska, fragment baśni pt. "Łysy Jeżyk")

Ilustracja w drewnie? Czemu nie! I nie chodzi bynajmniej o drzeworyt. Ilustrowałam już na rozmaite ekstremalnie różne sposoby: malowałam, rysowałam, pisałam ilustracje, tworzyłam je przy pomocy kalki i żelazka. Ale jeszcze nigdy dotąd nie rzeźbiłam ilustracji. Pokazana powyżej płaskorzeźba to w ogóle drugie w moim życiu dzieło w drewnie. W dodatku wykonane w dość dużym pośpiechu, dlatego troszkę niedoskonałe. Ale trening czyni mistrza, a ja wpadłam na pomysł zilustrowania w drewnie całej bajki. Pełen niezwykłych stworów "Łysy Jeżyk", którego akcja dzieje się głównie w lesie, wśród drzew - doskonale się do tego nada.
Poniżej analogiczny motyw (z tej samej bajki) wykonany techniką kalkografii. Czyli, jak powiada mój mąż, oczkowy ludek :) w wersji drewnianej przemieniony w sowę z liśćmi zamiast uszu.
P.S. Rzeźba powstała podczas warsztatów w ośrodku Akademia Łucznica zorganizowanych w ramach Programu LGD "Ziemia Chełmońskiego" "Rękodzieło i rzemiosło artystyczne szansą rozwoju turystycznego i ochrony lokalnego dziedzictwa". O kulisach tego wydarzenia oraz innych rzeźbiarskich wątkach mojego życia przeczytacie TUTAJ

wtorek, 11 marca 2014

Rzeźba pod tytułem "Dom"

Otóż przez te kilka lat, które minęły od naszego pierwszego (z domem) spotkania stał się on dla nas prawie osobą. Albo przynajmniej naszym prywatnym dziełem sztuki. Zmaterializowaną książką, pełną zapisanych w przedmiotach historii (niektóre wciąż czekają na odczytanie). Użytkową rzeźbą pod roboczym tytułem „Jak mazowieckie mieszczuchy wyobrażają sobie warmiński dom wiejski”. Stąd zapewne nasze, kompletnie nieracjonalne z finansowego (i nie tylko) punktu widzenia i niezrozumiałe (czasem nawet dla nas) poświęcenia i wysiłki. Jak bowiem wytłumaczyć fakt, że nienawidząc sprzątania i remontów przez kilka kolejnych lat spędzałam urlop ogarniając poremontowe pobojowisko? Dlaczego mój mąż – Darek, wygrzebując z pamięci wszelkie znane mu wulgaryzmy, a nawet, nie powiem, wykazując w tym zakresie pewną słowotwórczą inwencję, tynkował krzywo (żaden z miejscowych tynkarzy tak nie potrafi), równie krzywe ściany naszej nowej-starej chałupki?

- Po co remontujemy ten dom? - zadumał się pewnego dnia, zamiast po raz kolejny rzucić mięsem - Bo jest! - odpowiedział sam sobie, parafrazując słowa słynnego himalaisty.


Artykuł z magazynu "Zwykłe Życie" już do przeczytania na stronie mojego warmińskiego bloga. Dowiecie się jak powstawała ta "użytkowa rzeźba". Poznacie m. in. balladę o nieoheblowanej desce i dowiecie się jak wyegzorcyzmować ducha ze strychu. Czytając tekst warto zerkać - co ja mówię "zerkać" - raczej smakować i kontemplować zdjęcia zamieszczone TUTAJ!

poniedziałek, 10 marca 2014

Fotografia dwojga imion (a właściwie tytułów)

Pierwsze jej imię - "Perfekcyjna pani domu" a na drugie jej "Rzeźbiarka" (tu konkretnie rzeźbiarka framug).
O co właściwie w tym wszystkim chodzi?
Przeczytacie TUTAJ! 

niedziela, 9 marca 2014