środa, 26 lutego 2014

Jak pisać obrazki

Zgadnijcie, co to? A raczej... kto to?
Dla ułatwienia prezentuję całą postać. Wciąż nie wiecie? 
 Otóż... to ja. Mój portret, sporządzony przez uwiecznione na zdjęciu młode artystki :) 
Dzieło powstało podczas wczorajszych warsztatów "ASCII-art w realu" zorganizowanych przez Nadarzyński Ośrodek Kultury w ramach akcji "Zima w NOK".
Na zdjęciu powyżej - pierwszy etap zajęć: uczestnicy rozwiązują ASCII-zagadkę.   
Było też układanie ASCII-sowy według wzoru - na rozgrzewkę.
Potem bowiem przyszła pora na "pisanie"...
 ... własnych obrazków.  
Miło, że znalazł się wśród nich portret prowadzącej :) 
Na zakończenie jeszcze jedna zagadka: Co (a raczej kto) to jest?
????????????????????????????????????????????????????????
????????????????????????????????????????????????????????
????????????????????????????????????????????????????????
????????????????????????????????????????????????????????
????????????????????????????????????????????????????????
????????????????????????????????????????????????????????
????????????????????????????????????????????????????????
????????????????????????????????????????????????????????
????????????????????????????????????????????????????????
????????????????????????????????????????????????????????
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Otóż...
jest to...
człowiek
niosący
dynamit!
To był dla mnie naprawdę bombowo spędzony czas :)

niedziela, 23 lutego 2014

Sielskie przedpołudnie w "podmiejskim parku" zwanym lasem

 
 
Słoneczne przedpołudnie w podwarszawskim lesie. Spacerowicze w parach, z rodziną, z psami, kijkami... Rowerzyści (zazwyczaj w strojach rowerzystów). Biegacze np. mężczyzna o starej twarzy i młodym ciele (też zwykle w ciuchach dla biegaczy). Tudzież rozmaite kombinacje wyżej wymienionych wariantów: rowerzysta z biegaczką, nordic walking z psem itp. itd. Słowem - ruch jak na Marszałkowskiej, co ma tę dobra stronę, że można przypadkiem spotkać znajomych i miło pogawędzić.
Poza tym, a jakże, na leśnych dróżkach można spotkać uzbrojonych mężczyzn w mundurach w panterkę i z biało-czerwonymi naszywkami na rękawach. Jeden z nich miał nawet specjalną maskującą maskę (he, he... maskująca maska - jak to brzmi!). Grupa rekonstrukcyjna czy wojownicy paintballa? Skąd! Trzeba iść z duchem czasu. Laser combat, czyli weekendowi "żołnierze" z laserową bronią. Gdy ktoś kogoś "trafi", to znaczy, kiedy na mundurze wojownika pojawi się punkcik laserowej wiązki, na jego czapce lub hełmie zaczyna migotać specjalnie tam zainstalowana lampka. Zdaje się, że mogą temu towarzyszyć efekty dźwiękowe. Skąd to wiem? Otóż jeden z wojowników chyba przez nas "zginął". Zagadaliśmy go i podczas tej pogawędki jego nakrycie głowy nagle wydało okrzyk. Cóż, okazało się, że staliśmy na linii ognia.
Swoją drogą dziwne to wrażenie, kiedy człowiek uświadomi sobie, że całkiem niedaleko, kilka dni temu padły strzały, które naprawdę zabijały.

Ledwo opuściliśmy żołnierzy piechoty, "wpadliśmy" na "kawalerię" reprezentowaną przez piękną amazonkę  jadącą na jeszcze piękniejszym koniu: smukłym, wyjątkowo wysokim (obstawiam domieszkę krwi angielskiej) z równiutko przystrzyżoną grzywą. Tyle, że zamiast munduru miała strój do jazdy konnej.

Szczęśliwie w naszym podwarszawskim lesie można znaleźć również miejsca uwiecznione na zdjęciach (rezerwat). Spotkać pierwsze (przynajmniej dla nas pierwsze) w tym roku cytrynki i natknąć się na przebiegające przez drogę sarny.

Swoją drogą, to paradoks. Gdy wiele lat temu wyprowadzaliśmy się z Warszawy, wieś, w której mieszkamy była wsią, las lasem, i łatwiej w nim było spotkać lisa niż człowieka.
Jak to się stało, że z ostoi outsiderów poszukujących swojej niszy trafiliśmy wprost w wygodną strefę podmieszczańskiej klasy średniej? Nie zmieniając nawet miejsca?

P.S. Pytacie czemu na zdjęciach tylko mech i drzewa? Czyżbym świadomie ignorowała objawy podmieszczańskiej aktywności. Nic z tych rzeczy (prawda jest taka, że sama w niej uczestniczę - choćby przez to, że poszłam na spacer, jak za dawnych czasów, kiedy w lesie były głównie lisy). Rzecz w tym, że dopiero w rezerwacie  przypomniałam sobie, że mam w kieszeni komórkę.

środa, 19 lutego 2014

Wiosenny bałwanek, czyli ferie z kalką i dziurkaczem ;)

Tym razem pokazałam dzieciakom jak wykorzystać do kalkografii ozdobne i zwykłe dziurkacze. Fotorelacja z warsztatów do obejrzenia na mojej kalkograficznej stronie. Kalkoinstrukcję poświęconą temu tematowi znajdziecie TUTAJ.

wtorek, 18 lutego 2014

MUMOK i Messerschmidt z Wiednia

Kilka dni temu mąż "zrzucał" z komórki zdjęcia z naszej styczniowej wycieczki do Warmińskiego Domu. W warmińskie fotki  zaplątało się również kilka fotograficznych notatek z jeszcze dawniejszej, listopadowej wyprawy do Wiednia. Ponieważ większość czasu spędziliśmy w galeriach i muzeach odpuściliśmy robienie zdjęć. Wyszliśmy z założenia, że fotografowanie obrazów jest zupełnie bez sensu. Po to przecież pojechaliśmy do Wiednia, żeby zobaczyć je w oryginale, a nie produkować kolejne (w dodatku nieudolne) reprodukcje. Nie mogłam się jednak powstrzymać przed strzeleniem sobie foty w kosmiczno-industrialnej architekturze MUMOKu (MUseum MOderner Kunst). Na zdjęciu jestem trochę zmęczona, choć to dość piękne zmęczenie dla kogoś, kto, tak jak ja, potrafi się wzruszyć do łez z powodu pięknej faktury.
Fakt, przedawkowaliśmy sztukę. Idealnie było by oglądać jeden obraz dziennie, ale, uwierzcie mi, trudno było się powstrzymać. Nie chcąc jednak powtarzać grzechu nadmiaru, dziś wspomnę tylko o jednym artyście - Franzu Xaverym Messerschmidtcie. Dlaczego o nim? Choćby dlatego, że do listopadowej wizyty w wiedeńskim Belwederze w ogóle nie miałam pojęcia o jego istnieniu i podejrzewam, że większość moich Czytelników również go nie zna. Zaś wystawione w jednej z bocznych sal głowy Messerschmidta były dla nas wszystkim objawieniem. Aż trudno było uwierzyć, że to dzieło osiemnasto- a nie dwudziestowiecznego artysty.
Syn natychmiast wynalazł artykuł na www.artbiznes.pl , z którego można się dowiedzieć, że aż do początku XX wieku "głowy" uchodziły "za kuriozalny wytwór chorego psychicznie, owładniętego obsesją człowieka. (...) Na cały jego dobytek składało się łóżko, flet, fajka, dzban na wodę oraz stara włoska księga o proporcjach człowieka. (...) Utrzymywał, że nocą nękają go przykre duchy. Z nich najbardziej wrogim był «duch proporcji». Duch ten tak długo go szczypał, aż wreszcie rodziły się owe figury.(...) – pisał osiemnastowieczny niemiecki dziennikarz Christoph Friedrich Nicolai. Owocem owych nocnych zmagań z  «duchem proporcji»  stała się seria fizjonomicznych «portretów» , znanych dziś pod nazwą «Charakterköpfe»  ( «Charakterystyczne twarze»). Franz Xaver Messerschmidt (1763–1783) pracował nad nimi przez trzynaście lat, do śmierci." 
Jeśli chcecie zobaczyć te głowy zajrzycie na stronę Belvederu lub, jeszcze lepiej, pojedźcie do Wiednia.

czwartek, 13 lutego 2014

Zuźka w szkole!

Kolejne fragmenty przygód sympatycznej, nadpobudliwej dziewczynki w podręcznikach szkolnych. Niedawno podpisałam umowę na udostępnienie fragmentu książki  Znowu kręcisz, Zuźka! w podręczniku Lokomotywa 3. Czytam i piszę. Część 1 Gdańskiego Wydawnictwa Oświatowego. To już kolejna publikacja w tym wydawnictwie - bardzo to miłe :). Wcześniej GWO zamieściło fragment "Marionetek Baby Jagi".

W dniu, w którym znalazłam w skrzynce pocztowej umowę, dotarła do mnie propozycja zamieszczenia innego fragmentu (z drugiego tomu przygód Zuźki) w podręczniku innego wydawnictwa (na razie nie będę zdradzać, o które chodzi). Traf chciał, że całkiem przypadkiem przekonałam się... że fragment jest już opublikowany. Napisałam o swoim odkryciu wydawcy. Czekam na odzew?!  Na razie cisza!

środa, 12 lutego 2014

Bocian, czyli "Piegowate niebo"

Premiera książki dopiero w lipcu, lecz ja już się chwalę :) I pewno jeszcze wiele razy będę wracać do tematu, ponieważ pisanie tej opowieści było dla mnie bardzo interesującym, by nie powiedzieć pouczającym doświadczeniem.
Tym razem odbiorcą jest nastoletni Czytelnik. Lub każdy, kto ma nastolatka w sobie.  
Książkę opublikuje Nasza Księgarnia.

wtorek, 11 lutego 2014

Pan Fortepianek w recenzjach Czytelników

Napisałam książkę, a teraz o niej czytam. Miło :)

Poniżej fragmenty kilku recenzji. Zachęcam do przeczytania ich w całości.

Próbowaliście kiedyś leczyć ból brzucha muzyką?
 Nie? Koniecznie musicie to zmienić!

shczooreczek.blogspot.com

Babcia znane są z tego, że mają dobre pomysły, a Babcia Maćka, miała pomysł rewelecyjny! Wezwała doktora, który wprowadził niekonwencjonalny sposób leczenie i uzdrowił nie tylko bolący brzuch. Pan Jan Fortepianek wyleczył, a raczej zaraził chłopca muzyką. Jego terapia lecznicza obejmowała sporą porcję gry na fortepianie, słuchanie muzyki i regularne przepisywanie recept na...nuty!
Efekty tej terapii były zadziwiające i jak już wspomniałam, wyszły poza poniedziałkowe dolegliwości:) A skorzystali na niej również pozostali członkowie rodziny. Ta nieco zwariowana, zabawna i mądra historia, rozśmieszy swoich czytelników, a niektórych może wprowadzi do świata muzyki?:)

http://ksiegarnialuna.com/pan-fortepianek-czytam-sobie-poziom-p-2951.html

Doktor szybko rozpoznaje chorobę i wypisuje specjalną muzyczną receptę, a w domu Maćka pojawia się … fortepian! I to właśnie lekcje muzyki oraz instrument – olbrzym, który może okazać się doskonałą skrytką, czy też statkiem pirackim ratuje chłopca z opresji i sprawia, że ból brzucha mija. Świetnie opowiedziana, ciekawie zilustrowana opowieść dla dzieci.
mamaczyta.pl

Monochromatyczne ilustracje Tomka Kozłowskiego są ciekawym dopełnieniem fabuły, zdającej się mieć nie tylko literackie, edukacyjne czy rozrywkowe walory, ale również charakter psychoterapeutyczny. Wszak głównego bohatera męczy coś w rodzaju fobii szkolnej, a rzeczony Fortepianek podejmuje się skutecznej terapii, nie tylko przez sztukę. Z tego właśnie powodu, książka Doroty Suwalskiej wyróżnia się spośród innych tytułów serii i z perspektywy psychologa, piszącego te słowa, jest szczególnie godna rekomendacji.
Łucja Abalar, ryms.pl

Opowiadanie Pan Fortepianek wnosi nieco muzyki w naszą codzienność.
Muzyki, która leczy - doslownie :-)

maluszkoweinspiracje.blogspot.com

środa, 5 lutego 2014

Marionetki Baby Jagi - zobaczcie jak było na premierze

1 lutego, dokładnie w moje urodziny (stoję z tortem-niespodzianką w niebieskich rajstopach wśród wspaniałych aktorów teatru TAK)
i przy pełnej sali
odbyła się premiera spektaklu "Marionetki Baby Jagi"
opartego na motywach mojej książki pod tym samym tytułem. W spektaklu "zagrał" również mój ulubiony rekwizyt. Gigantyczna książka "Marionetki Baby Jagi" (jeszcze w starej szacie graficznej) pochłonęła
złą Babę Jagę, w która wcieliła się cudowna i serdeczna inicjatorka tego przedsięwzięcia, czyli Marzena Latoszek.
Na scenie można było zobaczyć nie tak wspaniały, jakby mogło się z pozoru wydawać, Cukierkowy Świat.
I rodzinną walkę ze złymi mocami. Więcej zdjęć znajdziecie na mojej kalkograficznej stronie.
Popremierowe refleksje możecie przeczytać na stronie Gminnego Ogniska Dziecięco-Młodzieżowego "Tęcza", który przy wsparciu Nadarzyńskiego Ośrodka Kultury przygotował projekt.

A jak to wszystko się zaczęło? Opowiada o tym wydrukowany w towarzyszącym premierze folderze, którego fragment pozwolę sobie tu przytoczyć:

Pewnego popołudnia siedziałyśmy z dziećmi przy podwieczorku i czytałyśmy po raz kolejny fragment książki Doroty Suwalskiej pt. „Marionetki Baby Jagi”. Piszę „po raz kolejny” ponieważ ten utwór dość często gości w naszych ogniskowych progach, szczególnie podczas zajęć profilaktycznych. W pewnym momencie… zażartowałam, że niedługo całą książkę będziemy znać na pamięć. Wtedy właśnie zrodził się pomysł na przedstawienie profilaktyczne naszego teatrzyku „TAK”.
(Marzena Latoszek, Agata Sierputowska)

Co było pomiędzy pomysłem a premierą? Troszkę już o tym na blogu pisałam i pewno jeszcze będę do tego wracać, bo proces realizacji spektaklu wiele mnie nauczył i dostarczył wielu wzruszeń. Jak choćby to, które mnie ogarniało w chwili, gdy Ania (główna bohaterka książki i spektaklu) z oczami pełnymi łez próbowała się wyrwać spod władania złej czarownicy krzyczącej za nią "Nie wolno ci płakać! Słyszysz!". Lub, kiedy jeden z młodych aktorów wyznał: "Szkoda, że to już koniec! Szkoda, że już nie będzie prób!" sprawiając, że w ogniskowej świetlicy wciąż prowadzone będą teatralne zajęcia. Wygląda na to, że słowa mogą mieć moc sprawczą :)