środa, 7 listopada 2012

Z Warmii...

Tuż przed kolejnym wyjazdem na Warmię pokłosie dwóch poprzednich w postaci zdjęć z mojej komórki. A że niektóre nieostre. Trudno. I tak uważam, że warto je pokazać. Powyżej  widok sprzed naszego domu.

Ten post dedykuję mojej mamie, bez której to, co zobaczycie poniżej byłoby niemożliwe, a która w tym roku nie mogła na Warmię wyjechać.
Kuchnia prawie gotowa. Stół ma chyba z trzydzieści lat, albo i więcej. To pierwszy (o ile mnie pamięć nie myli) mebel wykonany przez mojego nieżyjącego już, niestety, tatę, który był stolarzem hobbystą ;). Chwilowo stół pełni dodatkową funkcję przycisku na klapę do piwnicy.
Ponieważ wyszła nam trochę niespójna stylistyczne (bardziej dworska niż chłopska) żartowaliśmy, że  została skradziona z pałacu. "Kradzione", co prawda nie tuczy, ale się wybrzusza, a że stół ciężki....

W tle mój mąż w roli glazurnika, czy raczej, w tym konkretnym przypadku, terakotnika ;)
A teraz detal. Funkcję ornamentu pełni fragment pozostawionego przez nas starego tynku. Chcieliśmy zachować pamięć minionych kolorów.
Znaleziona na strychu ikona. Pamiątka po powojennych mieszkańcach.
I podarowana przez moją teściową makietka (również sprzed lat). Teraz pracujemy nad wersją uzupełniającą: "Gdy mąż smacznie gotuje, drogę do serca żony znajduje!" ;)
I wracamy do szerszego planu. Nowa kuchnia ze starych kafli. W ostatnie wakacje trochę dała nam popalić. Zamiast palić się w niej - dymiło. Szczęśliwie ostatnio działała bez zarzutu i oby tak pozostało. Nad kuchnią mąż wkleił kilka kilka kafli - spodem do wierzchu, żeby było widać przedwojenne niemieckie sygnaturki.
 Znaleziona w drewutni kuchenna szafka (w trakcie renowacji)  na nowej podłodze i pod staro-nowym sufitem. O tej podłodze można by napisać książkę, a zwłaszcza o suficie.
Na zewnątrz nowe okiennice :)    
A dosłownie 20 metrów od domu...
Nieomal wszyscy, którzy przyjeżdżali do nas po raz pierwszy, twierdzili, że powinniśmy spiętrzyć strumyk w wąwozie i zrobić sobie jezioro. I stało się!!! Bez żadnych starań z naszej strony. To wszystko zasługa... bobrów.

Wymyśliłam sobie, że przygotuję na strychu dwa stanowiska: punkt obserwacji bociana (jedno z okien wychodzi wprost na gniazdo), a przy drugim oknie punkt obserwacji bobra.
Na zakończenie - fromborska katedra w październikowej mgle. Frombork to miejsce, do którego lubimy wracać.

P.S. I jeszcze link, który pokazuje, że jestem już lokalną,  warmińską artystką :)  http://www.czarlgd.pl/index_2.php?site=produkty%2Fpartnerstwo%2Fwilczeta

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz