środa, 21 listopada 2012

Pochwała NIC robienia

Ostatnio postanowiłam robić NIC. Skoro nie wiem, CO robić, to lepiej robić NIC, niż silić się na COKOLWIEK. A nóż od NIC robienia nagle mnie olśni?!
Łatwo postanowić, trudniej wykonać. A zdawałoby się, że NIC robienie to NIC trudnego - na pewno nie dla mnie.
Po pierwsze: robiąc NIC trzeba jednak COŚ robić: organizm domaga się jadła, odzienia, a o tej porze również ciepła, więc, z tego choćby powodu, trzeba zarabiać jakieś pieniądze. No chyba, że kandydat na NICroba jest rentierem. Ja nie jestem.
Po drugie: nie bardzo wiedziałam, jak się do NIC robienia zabrać. Jak zrobić NIC? Na czym to w praktyce może polegać? Ufff...
Jak się okazało każdy dylemat można rozwiązać, gdy zejdzie się z wyżyn ogólnej refleksji na poziom osobisty. Doszłam do wniosku, że dla mnie konkretnie NIC robienie będzie oznaczać, że dam ponieść się falom, a jeśli któraś z nich przyniesie mi coś fajnego po prostu to chwycę. Nie jest to może jakaś perfekcyjna metoda NIC robienia, ale lepsze to niż... nic. Na razie wystarczy.
I proszę bardzo: odkąd zaczęłam robić NIC:
- udało mi się wystartować ze stroną o kalkografii;
- skończyłam pisać pierwszą, a może raczej wstępną wersję (bo to już kolejna "pierwsza" wersja) pewnego scenariusza (DZISIAJ!!! :));
- rozmawiałam z Wydawcą o nowej książce :)
- i... (nie będę więcej wymieniać, żeby nie znudzić Czytelnika).
Wartością dodaną  NIC robienia jest... ulga.
Z tego wszystkiego zachciało mi się nawet pisać posty. Szkoda, że tak mało mam na to czasu.
NIC robienie bywa bardzo absorbujące.

2 komentarze: