Jakiś czas temu pisałam, że pewna bliska osoba poprosiła mnie, żebym pomogła wypromować pewien blog. Jedno jest pewne to był naprawdę ktoś bardzo bliski, ponieważ tą osobą byłam ja sama. Samą siebie poprosiłam o wypromowanie własnego bloga, na którym publikuję własną książkę. Nawiasem mówiąc, to mnożenie bytów (a może raczej dzielenie jednego bytu przez liczbę wiele ;)) bardzo pasuje do treści (zarówno literackiej, jak i wizualnej bloga).
Teraz, kiedy wreszcie opublikowałam ostatni odcinek powieści, postanowiłam zdradzić, kto był tymi wszystkimi osobami, które pisały książkę, publikowały posty, wymyślały do nich obrazki, promowały na swoim blogu, a nawet pozowały do zdjęć przedstawiających męskich i żeńskich bohaterów. A także napisać kilka słów o kulisach powstawania tego projektu. To wszystko znajdziecie tutaj.
To również świetny moment, by ponownie zachęcić do czytania tej rozpisanej w formie blogu książki. Wszystkie odcinki/rozdziały/posty zostały już opublikowane, więc można ją czytać we własnym tempie, nie czekając na opublikowanie nowego wpisu. Początek znajdziecie tutaj. Potem wystarczy kliknąć w "nowszy post" pod wpisem, by przejść do następnego odcinka.
Wśród moich pomysłów artystycznych było kilka idee fix, które zdawały się być jednocześnie idee utopiqe (artystycznymi utopiami). Dwie z nich dotyczyły filmu: chciałam stworzyć stuprocentowo abstrakcyjny film animowany skonstruowany według zasad hollywoodzkiej dramaturgii, a z drugiej strony w ten sposób zestawiać ze sobą sceny i ujęcia, obrazy i dźwięki, by tworzyć z nich metafory, a nie fabułę.
Jeżeli zaś chodzi o literaturę miałam koncept pod roboczym hasłem: "harlekin". Chodziło o to by stworzyć książkę, która by z wierzchu przypominała literacki pop produkt (przysłowiowy harlekin), a jednak zawierała, jak ja to określam, głębinowe treści. Można by ją odbierać warstwowo, każdy odczytywałby w niej tę warstwę, która jest mu potrzebna. O ile filmowe pomysły pozostały w sferze idei - może dlatego, że w ogóle przestałam robić filmy i to zanim na dobre się za ich robienie zabrałam - o tyle koncept "harlekina" do pewnego stopnia zrealizowałam w "Osobistym detektywie", z czego dopiero co zdałam sobie sprawę. Tyle, że za pop-szkielet nie posłużył mi książkowy romans lecz forma udawanego kryminału.
Oto opinie, które uwypuklają ten komercyjny (w dobrym tego słowa znaczeniu) aspekt: ": Książka w formie blogu jest baaardzo ciekawa, wciągająca, fabuła rozwija się brawurowo. Pełno interesujących postaci, zaskoczeń, zwodniczych wątków, ale tak musi być. Naprawdę świetne." (anonimowy komentarz na blogu); "Masz dar wciągającego pisania, że się chce dowiedzieć 'co było dalej'. (znajoma dramatopisarka i tłumaczka).
Nawiasem mówiąc w powieści sporo jest odniesień do popkultury lat dziewięćdziesiątych, bo w tamtym okresie powstała pierwsza wersja książki. Równocześnie powieść zawiera ważne dla mnie treści, a konstrukcyjnie parę eksperymentów formalnych, które miały te treści "podbić".
Zatem...nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić do czytania.