czwartek, 30 września 2010

Sezon 1, odcinek 102. Wystawa, czyli sowia małpa i 100 metrów niebieskich linków


Nie wiem czemu wymyśliłam sobie taką wystawę, przy której muszę robić mnóstwo rzeczy, których naprawdę nie lubię.

Przedwczoraj robiłam zakupy na wystawę i to, akurat, było całkiem sympatyczne. Zwłaszcza pogawędka w sklepie powroźniczym na temat rzepliwości rzepów. "Rzepliwość" to słowo wynalezione dowcipnego sprzedającego na potrzeby badań, które przeprowadzałam w sklepie. A dotyczyły one przyczepialności rzepów do różnych rodzajów taśm i lin. I wyszło na to, że to nie linki są nieprzyczepialne, tylko mój rzep nadzwyczaj mało rzepliwy ;)

Pan nie wyglądał nawet na specjalnie zdziwionego moimi nietypowymi żądaniami, ani też faktem, że zakupiłam sto metrów niebieskiej linki o ściśle określonym odcieniu. No cóż, decyzja o długości i kolorze miała ogromne znaczenie, ponieważ to właśnie linki pomogą Użytkownikom poruszać się po mojej wystawie, a mam wrażenie, że ten właśnie odcień błękitu wyjątkowo skutecznie "przepuszcza informacje" ;)

Zapewne luz pana sprzedającego wynikał z faktu, że firma jego istnieje od lat stu kilkudziesięciu, więc nie takich wydarzeń była świadkiem. Zaś rozmowa o jej historii to była wartość dodana przedwczorajszych zakupów.

Z uwagi na nierzepliwość rzepów zmuszona byłam zmienić koncepcję podczepiania tekstów i liter do linków i w tym, nieoczekiwanie, pomogła mi teściowa podrzucając genialnie prosty pomysł, o którym napiszę przy innej okazji.

Tak więc wczoraj nie pozostało mi już nic innego jak zabrać się wreszcie do roboty. Zaczęłam od naklejania fontów i to był jeszcze mały pikuś. Gorzej poszło z ich wycinaniem - wyjątkowo upierdliwa robota - zwłaszcza dla kogoś, kto jak ja nie potrafi niczego przyciąć równo.

Cóż, dziś czeka mnie ciąg dalszy cięcia, i choć, jak już wspomniałam stanie nad stołem z linijką i nożykiem do papieru nie należy do uwielbianych przez mnie zadań - nie czuję się jakoś specjalnie przybita, ponieważ gdzieś przede mną jest cel - całość Wystawy, która na tym etapie wydaje mi się całkiem intrygująca.

Poza tym... jeśli nie wytnę tych liter Użytkownicy mojej Wystawy nie będą mogli "napisać" swoich ASCII-awatarów. A to byłaby wielka szkoda.

P.S. Zgodnie z zapowiedzią - sowia małpka wróciła na swoje miejsce i w ten oto sposób pierwszy ASCII-awatar gotowy :)

środa, 29 września 2010

Sezon 1, odcinek 101. Początek?

Czy istnieje coś bardziej paraliżującego, niż lęk przed porażką? Tylko lęk przed sukcesem! Dziś nadszedł drobny sygnał, że pewna "bardzo dużą rzecz" może wypalić. I to wystarczyło, bym wpadła w lekką panikę.

Sezon 1, odcinek 100. Tłumaczka literatury na galeryjną przestrzeń

Pytają mnie ludzie, co właściwie będę pokazywać na wystawie. I wówczas... nie bardzo wiem, co powiedzieć... Dosyć to dziwne, biorąc pod uwagę fakt, jak precyzyjnie zaplanowałam, co pokażę. Rzecz w tym, że ten rodzaj działalności artystycznej nie ma chyba jeszcze nazwy.

Próbuję na różne sposoby wybrnąć z problemu. Tłumaczę, że jest to:

- przeniesienie książki w przestrzeń;

- tłumaczenie literatury na przestrzeń galerii;

- adaptacja internetowej powieści na konkretne wnętrze (bo przecież w innym wnętrzu ta książka wyglądałaby inaczej)

- lub (parafrazując nazwę pewnej grupy na Fejsbuku) - literacka aranżacja przestrzeni.

Na razie ograniczę się do LITERA-ckiej aranżacji płaszczyzny. Szkoda tylko, że sowie zapodziała się małpka ;) Ale coś chyba na to poradzę - w jednym z kolejnych odcinków :)

P.S. Przy okazji wyszedł mi jakiś jubileusz!!! Setny odcinek!!! Chyba będę musiała to jakoś uczcić :)

Sezon 1, odcinek 99. Ze świata do świata.

Wczoraj podróżowałam przez rozmaite światy nie opuszczając centrum Warszawy. Część z tych podróży należała do podróży w czasie. Jak to możliwe? Otóż, prawda jest taka, że nie trzeba pokonywać wielkich odległości, aby przejść z jednego świata do innego - o skrajnie odmiennym klimacie, bowiem światy tworzą się wokół ludzi, wokół środowisk. Wystarczy więc przejść dosłownie kilka metrów dalej, na kolejne spotkanie i już jesteś w innym świecie. A jeśli spotykam się z kimś, kto przenosi mnie w przeszłość, z kim wiążą mnie wspomnienia to "w pakiecie" otrzymuję podróż w czasie. Lubię tę zmienność, to przechodzenie z jednej rzeczywistości w drugą.
Wczoraj byłam m.in. na wystawie mojego mistrza z koleżanką z dawnych lat, która przyleciała na kilka dni z Paryża. Przeszłość i teraźniejszość w jednym, bo obrazy mistrza - Stefana Gierowskiego pochodzą z ostatnich lat. Mnóstwo pozytywnej energii. Wdzięczność, że miałam szczęście spotkać Mistrza, który wciąż pokazuje mi, że można nieustająco się rozwijać. Nic dziwnego, że wystawa nosi tytuł  "JAKOŚĆ , JASNOŚĆ , NASYCENIE".
Ogrom pozytywnej energii wyniosłam też z promocji książki kolegi z Zarządu Okręgu Warszawskiego SPP - Jacka Moskwy o księdzu Janie Zieji.
Jestem bardzo wdzięczna za te światy-spotkania do których trafiłam po nienajlepszych ostatnio czasach.
P.S. Nienapisane posty:
1) Zgoda na niezgodę
2) Jak szerokie bary musi mieć scenarzysta?!

wtorek, 21 września 2010

Sezon 1, odcinek 98. Wystawa. Drukowanie spacji

Dziś szykowałam litery do druku i wycięcia. Niełatwe zadanie. Jak odciąć literę od litery, by potem, niezależnie od konfiguracji, bez problemu ułożyć je w obrazy? Jak wyznaczyć granice między fontami, by każdy dostał tyle przestrzeni ile mu się należy? 

Ile wydrukować liter? Ile cyfr? Ile znaków przystankowych? Jakie zachować proporcje? Co jest najpopularniejszym znakiem przy tworzeniu ASCII-awatarów? Nawias? Podkreślnik? Cudzysłów? A jeśli cudzysłów to górny, czy dolny? 

Już wiem!

Najwięcej wydrukuję spacji.

P.S. mój mąż az się zakrztusił, gdy powiedziałam, że nie zużyję za dużo tonera, bo będę drukować dużo spacji ;)

poniedziałek, 20 września 2010

Sezon 1, odcinek 97. Marzycielska Geometria i Fabryka Nieskończoności (8)


Ciąg dalszy odcinków 48, 50, 52, 54, 73, 77 i 87
Zresztą samo powołanie do życia czegoś, co nazywałoby się „Fabryką Nieskończoności” wydawało mu się wystarczająco kuszącą perspektywą. Wykonywał „nieskończoności” w różnych rozmiarach i „opakowaniach”. Najczęściej były one niewielkie (kieszonkowe) ukryte wewnątrz ceramicznej formy, czasami w wydrążonym pniu drzewa. Zdarzały się jednak zamówienia na większe obiekty, z przeznaczeniem do postawienia w salonie lub innym dużym pomieszczeniu. Inni życzyli sobie „nieskończoności” oprawnych w metal n.p. srebro i złoto, które możnaby powiesić sobie na szyi i nosić jak amulet. Naturalnie sam nie mógł sprostać takim zamówieniom. Musiał zatrudnić specjalistów z różnych dziedzin. W pewnym momencie jego rola ograniczyła się do projektowania (chyba, że zależało mu, by wykonać coś osobiście), a jednoosobowy warsztat rozrósł się do rozmiarów prawdziwej fabryczki i zaczął przynosić zyski na tyle duże, że można było sobie pozwolić na reklamę w radiu, czy telewizji, co nieoczekiwanie przerodziło się w swego rodzaju prowokację artystyczną. Było to o tyle zaskakujące, że Słomiński nigdy nie odczuwał potrzeby prowokowania, a jednak w tym zasmakował i świetnie się bawił przekonując słuchaczy: „Nie tylko w Kościele, również u nas, możesz nabyć nieskończoność”, „Oferujemy nieskończoność we wszystkich rozmiarach”, „Osobista nieskończoność tylko dla Ciebie”.
Wraz ze znajomym zajmującym się video-artem zrobiła reklamę telewizyjną bulwersującą szczególnie tych, którzy nie wiedzieli o co chodzi nie bardzo potrafili sobie wyobrazić „nieskończoność, która zmieści się w kieszeni”. Z tymże przyjacielem zaopatrzonym w kamerę wybrał się nawet do urzędu patentowego, w którym próbował opatentować „nieskończoność”.
P.S. Na zdjęciu ceramiczna Nieskończoność z uszkiem (by łatwiej było zaglądać do środka) zwana również "kubkiem z nieskończonością".  

Sezon 1, odcinek 96. Ławki we wrześniu

Zdjęcie zrobione ponad tydzień temu. Widok z kuchennego okna w  Ławkach. 

Sezon 1, odcinek 95. Wystawa, czyli fonty i wirusy.

Mały kryzys w pracach nad wystawą. Powody? Zbyt dużo liter. Im dalej w jesień tym bardziej się mnożą. Zaczynam się wśród nich gubić. Czy zmieszczą się wszystkie w dużej sali? Czy zdołam wyprodukować wystarczającą ilość fontów, by każdy Użytkownik Wystawy miał okazję zebrać trochę dla siebie?

Drugi powód bardziej prozaiczny, co, nawiasem mówiąc, jest jak najbardziej na miejscu - wszak będziemy mieli do czynienia z prozą graficzną. I również związany z nadmiarem. Tym razem chodzi o nadmiar chorych ludzi w domu. A więc zdrowia nam życzcie!!!

P.S. Co myślicie o lekarzach, którzy zwracają się do pacjentów po imieniu? Mam 43 lata i czuję się i przyznam, że czuję się niekomfortowo, kiedy lekarz, nawet nieco starszy, zwraca się do mnie per "Dorciu". 

czwartek, 16 września 2010

Sezon 1, odcinek 94. Mistrz

STEFAN GIEROWSKI - " JAKOŚĆ , JASNOŚĆ , NASYCENIE "
GALERIA " ATAK ", UL. KRAKOWSKIE PRZEDMIEŚCIE 16/18 , LOK. 4 , WARSZAWA
17 września -  20 listopada 2010 r.
Przegapiłam wernisaż swojego Mistrza. Zajmując się pisaniem artykułów o problemach, problemami z artykułem, zdrowiem, a raczej trwającym już dłuższą chwilę zdrowia zachwianiem, ściuboleniem/ściboleniem drobiazgów... Jakby ich suma mogła mogła dać WIELKIE. Jak gdyby dodając małe do małego wystarczająco cierpliwie można było po znaku równości wpisać nieskończoność.
Ale zostawmy pełną upierdliwych drobiazgów codzienność i wróćmy do wernisażu, na którym nie byłam, a który i tak obudził wspomnienia i przeniósł mnie w studenckie czasy, w których to ja - nie uznająca Mistrzów miałam szczęście na Mistrza trafić. Pamiętam jak przyjeżdżał do nas na wieś na przeglądy. Pamiętam jak opowiadał o mojej  "Marzycielskiej Geometrii", gdy na przepustce z patologii ciąży pokazywałam obrazy o nieskończoności w dość szczególnych okolicznościach. Tak się bowiem złożyło 18 lat temu zwolniono mnie z  obronę pracy dyplomowej (chyba w nadziei, że wreszcie zacznę rodzić). Dyplom malarski robiłam w pracowni Mistrza, zaś "Marzycielska Geometria" była częścią mojej pracy teoretycznej z filozofii - Mistrz nie musiał jej czytać, lecz zrobił to, bo chciał.
Pamiętam jego wsparcie i, przede wszystkim, jego ciekawość. Być może prawdziwego Mistrza można poznać po tym, że jest jest ciekaw swojego ucznia.  
Myślałam o tym wszystkim oglądając "Pi" Darrena Aronofskiego - film, o którym będę milczeć, jak Max Cohen (bohater "Pi"), który przemilczał odpowiedź na pytanie swojej małej sąsiadki, ponieważ już nie wiedział ile to jest 7364438643894378427823 + 8486743632600120142 - kto nie wie o co chodzi niech po prostu obejrzy film.
Ja to zrobiłam i przyszło mi do głowy, że być może musiałam przegapić wernisaż Mistrza, żeby zrozumieć, że dostałam od niego coś, co będzie ze mną niezależnie od tego, czy będę jeszcze kiedyś malować - przekonanie, że prawdziwym mistrzowaniem jest nie tyle przekazywanie mądrości, co uważność na mądrość, która jest w uczniu, wsparcie mojej wiary, że warto zajmować się nieskończonością, choćby wszyscy dookoła koncertowo to  olewali. Lub (jak Max Cohen) szukać liczby, która jest jak spojrzenie w słońce - tracisz wzrok, ale potem widzisz wszystko wyraźniej i nie musisz nawet wiedzieć ile to jest 7364438643894378427823 + 8486743632600120142.

Sezon 1, odcinek 93. Wyspa pełna kleksów

Wczoraj znalazłam  w skrzynce pocztowej "Wyspę" (Kwartalnik Literacki, w którym redagowałam ;)). Miło, że pamiętają. To już drugi numer beze mnie (biorąc pod uwagę, że to kwartalnik - szmat czasu), a kiedy zajrzałam do środka, bo nie miałam jeszcze czasu przeczytać (choć chętnie to zrobię choćby z uwagi na poezję Tkaczyszyna-Dyckiego)... Więc kiedy ją otworzyłam poczułam się trochę tak, jakbym wciąż  Wyspiarką była. Po przerwie wróciło znajome (zaprojektowany przeze mnie) logo Cypla, a i obrazki wewnątrz zaprzyjaźnione . Tak się składa, że to ja, jeszcze przed odejściem, "wynalazłam" dla Wyspy Karolinę Kornek i jej kleksy. Dziś upewniłam się, że to był znakomity wybór.
Zajrzałam też do stopki, żeby poznać aktualny "spis" Wyspiarzy. To pozwoliło mi uświadomić sobie, że w swoim czasie odpowiedzialna byłam za trzy wymienione w stopce obszary: Galerię, Cypel i Opracowanie Plastyczne. Dziś pracuje 5 osób pracuje nad tym, co robiłam sama (nie licząc może tego, że tzw. opracowanie plastyczne robiłam z mężem). Chwila refleksji nad tym, jak to o mnie świadczy? Byłam tak dzielna, czy może raczej na skraju pracoholizmu? Zwłaszcza, że dochodził jeszcze do tego Dźwiękowy Cypel i mnóstwo działań pozawyspiarskich.
Niezależnie jak sobie na to pytanie odpowiem - z pewnością warto wspomnieć wyspiarski czas. Tych którzy maja ochotę zrobić to ze mną zapraszam TUTAJ :)       

Z ostatniej chwili:

Zachęcam do przeczytania wywiadu (ze mną) na portalu www.wiadomosci24.pl :)

środa, 15 września 2010

"Zuźka w necie i w realu"

                                   Fot. Monika Mazurek

I jeszcze wspominkowo... Rok 2006. Promocja książki "Zuźka w necie i w realu". Nadarzyński Ośrodek Kultury. Spotkanie prowadził Marek Ławrynowicz, fragmenty czytała Jolanta Fraszyńska. Pomiędzy nimi Dorota Suwalska, czyli reżyserka tego tego bloga ;) W prawym dolnym rogu - pegaz na biegunach.

wtorek, 14 września 2010

Warsztaty kalkografii

Zaległa fotka z przedwakacyjnych warsztatów fotografii w jednym z moich ulubionych miejsc, czyli w Szkole Podstawowej nr 225 w Warszawie. 

piątek, 10 września 2010

Sezon 1, odcinek 92. Modlitwa o Boga

Podpowiedziało mi z samego rana radio, że dziś Dzień Zapobiegania Samobójstwom. W ramach uczczenia tej jakże słusznej idei pomyślałam o tych samobójstwach, którym nie udało się zapobiec, o ludziach, którzy sami (skutecznie) otworzyli sobie drzwi na tamtą stronę.
Dawno, dawno temu napisałam wiersz-modlitwę. Różniła się ona od innych znanych mi modlitw. Albowiem modliłam się w niej nie do Boga, lecz o Boga. Boga, który prócz wielu nadzwyczajnych cech, których nie jestem w stanie teraz sobie przypomnieć posiadał również dar współczucia i czułości dla samobójców.
Zawsze buntowałam się przeciw zakorzenionemu w kulturze i religii potępieniu ludzi, którzy wybrali ten rodzaj śmierci (może to jednak ona ich wybrała). Rozumiem, słuszne skądinąd, mechanizmy powstania takiej postawy - zapewne u ich źródeł tkwiła potrzeba powstrzymania ludzi przed tym dramatycznym krokiem.  Sama jednak, nie umiałabym potępić człowieka, którego życie boli tak bardzo, że nie widzi innego wyjścia niż je amputować. Nawet jeśli pozostawił  po sobie  ogrom cierpienia wśród bliskich.
Dlatego dziś, popierając całym sercem idę starań zmierzających do pokazania cierpiącym "innego wyjścia", chcę również wspomnieć tych którzy, mimo wszystko, go nie zobaczyli.  Po to, żeby nie wypierać trudnej o nich pamięci,  zachować ciepłe wspomnienia. A także po to, by zrozumieć, jak można komuś takiemu pomóc.

Z ostatniej chwili, czyli www-adaptacja

Chwilowo zawieszam dodawanie kolejnych rozdziałów www.terapii. Powodem jest intensywna praca nad... www.terapią - a właściwie adaptacją mojej internetowo-terapeutycznej powieści na potrzeby wystawy. Niemniej zapraszam na stronę. Zamieściłam tu już 31 rozdziałów. Konia z rzędem temu, kto przeczytał wszystkie ;)

Zachęcam również do odwiedzania strony aktualności, na której zamieszczać będę informacje dotyczące postępów prac nad wystawą.

czwartek, 9 września 2010

Sezon 1, odcinek 91. Kobiecość

- Właśnie próbuję uruchomić pokłady kobiecości – powiedziała pewna sympatyczna dziewczyna zabierając się do zmywania naczyń.

Pomimo całej sympatii którą wzbudziła we mnie autorka tych słów (sympatii trochę a priori, ponieważ prawie jej nie znam), fakt powiązania kobiecości ze zmywaniem wywołał nie tylko moje zdziwienie, ale i sprzeciw.

Co prawda, nie mniejszy sprzeciw odczuwam, kiedy kobiecość łączy się z zabiegami antycellulitowymi, wizytami u kosmetyczki lub stosowaniem przeciwzmarszczkowych kremów (jakby tylko młoda kobieta - tudzież młoda z odzysku - mogła być tak naprawdę kobietą).

Wysłuchałam w swoim życiu rozmaitych teorii na temat tego, czym jest kobiecość, co to znaczy być kobietą kobiecą (masło maślane) i wyrobiłam sobie na ten temat bardzo określone stanowisko:

Otóż... skoro jestem kobietą to już z samej definicji jestem kobieca – czegokolwiek bym nie robiła, czymkolwiek się nie zajmowała... Łysa, czy z lokami... Toteż... w ogóle nie zamierzam zawracać sobie tą sprawą głowy.

To bardzo praktyczne podejście – nieuciążliwe i skuteczne! W każdym razie w moim przypadku się sprawdza. Gorąco polecam :)

P.S. A jednak trochę sobie głowę zawróciłam skoro napisałam tego posta ;)

środa, 8 września 2010

Sezon 1, odcinek 90. Drogi panie z telewizji....

                                  Fot. Darek Kondefer
Dziś w tekstowo-wizualnym serialu występuje ulubiony bohater nowego cyklu zdjęć mojego męża. Wygląda na to, że mój małżonek nieoczekiwanie został fotografem gwiazd, by nie powiedzieć bóstw ;-P
Powyżej jeden z obrazków z cyklu "gold" - www.kondefer.com
Słowem - mucha siada. ;)
O co chodzi z tą muchą dowiesz się zaglądając na stronę.

wtorek, 7 września 2010

Sezon 1, odcinek 89. Wystawa, czyli psychologiczna zabawa w litery

Niedawno koleżanka zapytała mnie, co właściwie będę pokazywać na tej wystawie? Nie potrafiłam odpowiedzieć:

- To jest chyba coś, co jeszcze nie ma nazwy. Od biedy można nazwać to instalacją, ale czy ja wiem...? Może jest to raczej ... proza graficzna?

Albo... psychologiczna zabawa literami?

Wirtualna gra w realu?

Historia zapisana w przestrzeni?

- Trzeba przyjść i zobaczyć – podsumował mój mąż.

A może przyjść i przeczytać? Przeliterować całą wystawę font po foncie .

Jednym z powodów, dla których po latach przerwy postanowiłam powrócić do działań wizualnych była tęsknota za porzuconą jakiś czas temu sferą obrazu. A także zmęczenie pisaniem. I tak oto przeszłam z obszaru LITERATURY w obszar... LITER i postanowiłam wystawić... KSIĄŻKĘ ;). W dodatku książkę dość nietypową, bo "podszywającą się" pod wirtualną rzeczywistość.

Punktem wyjścia jest moja www.terapia, która przybiera w przestrzeni galerii dość nieoczekiwane formy. Jakie? Przyjdźcie! Zobaczcie! Przeczytajcie! Wpiszcie się w moją WYSTAWĘ! Zapiszcie się w niej! Bo znajdzie się również miejsce na WASZE LITERY :)


Galeria Działań

ul. Marco Polo 1

Warszawa

listopad

(dokładny termin podam we właściwym czasie)

Sezon 1, odcinek 88. Murzyńska szamanka, czyli czerwone i czarne ;)

                                        fot. Darek Kondefer
Tak wyglądałam dwa lata temu. Drugi wariant tego portretu na stronie www.kondefer.com w cyklu "red". Do tego czerwonego zdjęcia bardzo pasuje mój "czarny" głos. 
Faktem jest, że wiele osób nie poznawało mnie w tych włosach (a właściwie ich baraku, choć kilka lat wcześniej miałam jeszcze krótsze) - nie tylko na zdjęciu lecz również w realu. W najlepszym wypadku padało pytanie:
- Czy my się przypadkiem skądś nie znamy?
P.S. Ciekawe, że akurat mamy odcinek 88. Dwie ósemki jak dwie odwrócone Nieskończoności. Nie wspominając, że osiem to moja liczba urodzeniowa - cokolwiek miałoby to oznaczać ;)

poniedziałek, 6 września 2010

Sezon 1, odcinek 87. Marzycielska Geometria i Fabryka Nieskończoności (7)


Ciąg dalszy odcinków 48, 50, 52, 54, 73 i  77

W momencie, kiedy całkowicie, dobrowolnie i z pogodą ducha zrezygnował z wyrażenia linii prostej skoncentrowany już na czymś innym, nieoczekiwanie wpadł mu do głowy pomysł, który pozwolił plastycznie ją zmaterializować. Pomysł bardzo prosty, aż dziwne, że nie przyszedł mu na myśl wcześniej: dwa lustra ustawione równolegle naprzeciw siebie, u góry i na dole, pomiędzy nimi przeciągnięta pionowo, idealnie prostopadła do powierzchni luster linia n.p. kawałek sznurka, która odbijając się w nich będzie stwarzała wrażenie linii bez początku i bez końca. Efektem tego pomysłu był obiekt, który dał początek Fabryce Nieskończoności. Był to spory czarny walec, o wymiarach tak wyliczonych i powieszony w ten sposób, by znajdujący się w nim otwór znajdował się na wysokości wzroku osób o różnym wzroście (małe dzieci naturalnie trzeba było podsadzać, a najwyżsi panowie musieli się nieco pochylić). Otwór był na tyle szeroki, by można było zajrzeć i na tyle wąski, żeby nie można było włożyć głowy do środka, co uniemożliwiało zobaczenie w lustrze swojego odbicia. Wpuszczał tylko tyle światła ile było niezbędne, dzięki czemu biały sznurek tracił swą materialność przypominając raczej promień światła, a wyłożone czarnym pluszem wnętrze sprawiało wrażenie nieomal idealnej czerni. Znikały wszelkie wymiary.

Ten niezwykle prosty pomysł nastręczył wiele trudności w realizacji. Największym problemem okazało się zdobycie odpowiednich luster, zwyczajne nie wchodziły w rachubę, ponieważ warstwa szkła znajdująca się na powierzchni odbijającej dawałaby efekt linii przerywanej. Konieczne okazało się zdobycie lustra, w którym linia mogłaby bezpośrednio dotykać powierzchni odbijającej. Takie z kolei były niezwykle wrażliwe na bodźce mechaniczne, jako pozbawione jakiejkolwiek warstwy ochronnej... nie będę się zresztą zagłębiać w szczegóły techniczne. Faktem jest, że udało mu się uzyskać idealną iluzję nieskończoności. Jednak już podczas realizacji tego obiektu zaczęły ogarniać go wątpliwości. Pogłębił je przyjaciel – poeta, który widząc jak boryka się zdobywając odpowiednie materiały i rozwiązując rozmaite problemy konstrukcyjne zapytał: „I po co tyle trudu? Wystarczy wyjść z domu, popatrzeć w gwiazdy i już jest nieskończoność”.

Słomińskiego bardzo zdenerwowała ta wypowiedź, zwłaszcza, że potwierdziła jego własne wątpliwości. Iluzja, nawet najdoskonalsza, pozostanie zawsze tylko iluzją. Słomiński pragnął robić rzeczy, które by były naprawdę, żyły własnym życiem, a nie udawały, czy naśladowały cudze. Pomimo tych rozterek, czując się bezsilnym wobec pragnienia wyrażenia nieskończoności, która byłaby naprawdę nieskończonością, kontynuował swoje dzieło, a nawet założył wspomnianą już Fabrykę Nieskończoności przypuszczając, że wielu ludzi chciałoby mieć na własność taką osobistą „nieskończoność”, którą można by schować do kieszeni i zawsze nosić ze sobą, choćby miała być ona jedynie złudzeniem – niedoskonałą „nieskończonością” na miarę człowieka.

P.S. Na zdjęciu moja pierwsza Nieskończoność - wewnątrz znajdowała się iluzja linii prostej, dość udana, jak mniemam, ponieważ zaskoczeni widzowie zaglądali pod spód walca szukając kontynuacji linii prostej.

Premiera Nieskończoności miała miejsce w kwietniu 1991 roku podczas wystawy zorganizowanej przez Galerię Działań przy współpracy Stowarzyszenia Historyków Sztuki i Akademii Sztuk Pięknych. Jednak zdjęcie pochodzi z późniejszego pokazu (w ramach dużej plenerowej imprezy w Nadarzynie)

Problemy techniczne, o których pisałam w "Marzycielskiej Geometrii..." były jak najbardziej prawdziwe. Nie wiem jak bym sobie z nimi poradziła, gdyby nie konstrukcyjny talent mojego taty.

Jeszcze większe problemy pojawiły się przy dokumentacji obiektu, a zwłaszcza znajdującej się wewnątrz niekończącej się linii prostej - zadanie praktycznie niewykonalne. To była praca,  której można było doświadczyć wyłącznie na żywo.

Z ostatniej chwili:

Dziwnym zbiegiem okoliczności dwa dni temu (czyli chwilę po tym jak przygotowałam kolejny odcinek "Marzycielskiej Geometrii i Fabryki Nieskończoności) Nieskończoność trafiła na łamy Gazety Wyborczej. A to za sprawą Małgosi Rybak, która poprosiła mnie o zgodę na skorzystanie z mojej "licencji na Nieskończoność" ;) podczas egzaminu z komponowania i układania kwiatów - co prawda wybrała późniejszy wariant (sporo się tych Nieskończoności wyprodukowało) - wciąż jednak oparty na tej samej zasadzie. I nie ma co kryć, kwiatowa Nieskończoność jest o wiele bardziej fotogeniczna niż moja niemożliwa do sfotografowania linia prosta.

fot. Bartosz Bobkowski, Wydarzenia - Stołeczna, sobota-niedziela 4-5 września 2010r.       

piątek, 3 września 2010

Sezon 1, odcinek 86. Bliskość

Z chwilą akceptacji świadomości istnienia nieskończonych przedziałów między ludźmi - nawet pozostającymi w największej bliskości - może się rozpocząć cudowne życie, o ile zdołamy pokochać owe przedziały pozwalające każdemu widzieć innych w całej ich niebiańskiej pełni.
(Rainer Maria Rilke)
Zacytowany tekst znalazł się na moim zaproszeniu ślubnym.  Jakiś czas temu próbowałam go odnaleźć, przypomnieć sobie. Ponieważ, że w wybranym przez siebie cytacie zawarłam coś ważnego. Sposób na bliskość z drugą osobą. Jedyny dla mnie możliwy. Wczoraj (nawiasem mówiąc dzień przed urodzinami mojego męża) zupełnie przypadkiem znalazłam go w artykule w "Zwierciadle".
Z perspektywy prawie 20 lat małżeństwa mogę powiedzieć, że to niezłe motto na miłość - skoro nawet syn docenia nasz związek.
Dziwna rzecz - tym co najlepiej w życiu mi wyszło jest miłość. A przecież nigdy nie marzyłam o związku, małżeństwie, rodzinie... W jakimś równoległym świecie mogłabym żyć jako singielka i też byłabym szczęśliwa. Co więcej - w dawnych czasach byłam uciekinierką od bliskości, "dziewczyną z planety poniedziałek", która na pytanie:"Czy ty właściwie kogoś kochasz?" odpowiedziała: "Wszystkich ludzi."  Trudno powiedzieć czego więcej w było w tej odpowiedzi: młodzieńczej fanfaronady, czy pragnienia wymknięcia się uczuciom, którym mój rozmówca mnie darzył. ("Jeżeli kochasz wszystkich, to tak jakbyś nie kochała nikogo" - powiedział i z pewnością miał rację.)
Czasem zastanawiałam się nad tym, co sprawia, że dostaję więcej uczuć niż jestem w stanie odwzajemnić. Ktoś może powiedzieć, że to naturalne - jeśli uciekasz będą cię gonić, jeśli się wymykasz, będą próbowali cię schwytać. Ale jest chyba w tym coś więcej, bo przecież w pewnym momencie przestałam uciekać, przestałam się wymykać.
Być może taki nawrócony na bliskość uciekinier z krainy związków ma szanse stać się nieomal idealnym partnerem. Właśnie dlatego, że jest w stanie "pokochać owe przedziały" dzięki czemu nie oczekuje od partnera, aby porzucił swoje światy, stał się nagle kimś innym w imię tak zwanej miłości, szanuje jego osobność. Z drugiej strony zbyt kocha własne przestrzenie, by z nich zrezygnować - dlatego każdego dnia może być "kimś nowym", nie przestaje intrygować, nie sposób się z nim nudzić.
między naszymi ciałami stulony tak mocno jakby
chciały się zrosnąć
wciąż jest szczelina - samotność
w której możemy się spotkać
- napisałam wiele lat temu (cytuję z pamięci) w czasach, kiedy jeszcze byłam poetką. 
A gdybym miała utworzyć na ten temat hasło propagandowe napisałabym:
Nie ma bliskości bez wolności! 
Miłość ma kocią naturę - im więcej dajesz jej swobody, tym bardziej się do ciebie przywiązuje.  
Jest także inny aspekt, który przynosi właściwie ten sam efekt i zawiera się w jednym z moich ulubionych paradoksów: "Spełniło się wszystko o czym nie marzyłam".
Jeśli przychodzi do ciebie coś o czym nie marzyłeś masz większą szansę, by zarazem przyszło do ciebie spełnienie, bo nie przymierzasz nadchodzących zdarzeń i relacji swoich (jakże często koślawych) wyobrażeń. Przyjmujesz to spełnienie takim jakim jest, nie próbując wtłoczyć go w szablony swoich oczekiwań. W ten sposób owo spełnienie staje się darem - nie celem do realizacji, nie przedmiotem twoich ambicji. I w ten oto sposób jesteś w stanie zobaczyć ten dar w "w całej jego niebiańskiej pełni".
Nie twierdzę, że to niemożliwe, gdy sięga się po marzenia, choć wtedy potrzeba trudnej  akceptacji "nieskończonych przedziałów między" formą marzenia w naszym umyśle, a formą, w której się spełniło.
P.S. Przerwałam pisanie tego odcinka z powodu pogrzebu mojego niewiele starszego wujka, który zawsze bardziej mi był kuzynem. I potem niełatwo mi było wrócić do tematu.  Po raz kolejny w moim życiu splotły się w czasie eros i tanatos. Ale to temat na zupełnie oddzielny odcinek, choć nie wiem, czy kiedykolwiek go napiszę.

czwartek, 2 września 2010

Sezon 1, odcinek 85.Wystawa, czyli: Nie buntuj się edytorze...

Wbrew pozorom praca nad wystawą wre. Wczoraj byłam w sklepie powroźniczym - znalazłam tam cudowne niebieskie linki - prawie jak w necie ;). 

Byłam też na kolejnych oględzinach Galerii - chciałam pojąć wreszcie decyzje dotyczące form adaptacji przestrzeni wirtualnej na przestrzeń realną (chodziło w dużej mierze o rozmiary stron). 

Niepokoi mnie tylko fakt, że Open Office, w którym piszę swoją wystawę zaczyna świrować (nie chce otwierać moich obrazków - muszę restartować kompa, żeby zaskoczył). 

Czyżby się przyzwyczaił, że piszę teksty i w związku z tym odmawia współpracy przy wystawie?

Czyżby mój Open Office nie lubił zmian? 

Niestety mam niejasne przeczucia, że przyczyna jego niedyspozycji jest bardziej prozaiczna.  Brrr... Różne rzeczy mogę sobie wyobrazić, ale życie bez edytora tekstu przekracza ramy mojej imaginacji. Zwłaszcza gdy mam do napisania wystawę i książkę. Zwłaszcza, gdy gonią mnie terminy. 

No ale cóż. Takie są prawidła serialowej dramaturgii. Bez przeszkód i problemów ani rusz. Może nie trzeba było zamieniać przygotowań do wystawy w serial? Nawet taki blogo-tekstowy.

Trzymajcie kciuki!!! Za mnie i mego Open Office!!!

Sezon 1, odcinek 84. Rozmowy na biegunach raz jeszcze


A teraz trochę prywaty, czyli moje osobiste zdjęcie z "Rozmów na biegunach". Więcej w poprzednim odcinku.

środa, 1 września 2010

Sezon 1, odcinek 83. Rozmowy na biegunach

Skoro już wspominam spotkania literackie warto powiedzieć o cyklu rozmowy "Rozmowy na Biegunach", który prowadziłam wraz z Małgosią Strękowską-Zarembą w ramach naszego "zarządzania" ;) Okręgiem Warszawskim Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Cykl założenia miał  służyć dyskusji na temat literatury i sztuki adresowanej do dzieci. Chciałybyśmy włączyć w nią różne środowiska – nie tylko autorów książek i krytyków, również nauczycieli, pedagogów, wydawców, producentów filmowych i rodziców.  

Pod spodem fotorelacja z trzeciej z kolei imprezy pt. "Czytajmy dzieciom obrazki". 

Na zdjęciu ja z Małgosią jako organizatorki i przedstawicielki SPP.

Spotkanie prowadziła Iwona Hardej (redaktor naczelna serwisu bromba.pl), która zaprezentowała książki już niedostępne na polskim rynku (udostępnione przez Muzeum Książki Dziecięcej); zagraniczne książki jeszcze niedostępne (miejmy nadzieję, że znajdą zainteresowanie u polskich wydawców) m.in. "The Black Book of Colors" (książka dla o kolorach nie tylko dla niewidomych) oraz książki obrazkowe opublikowane już w Polsce.



 O projekcie "Bajkowanie" opowiedziała Dorota Borodaj z Towarzystwa Inicjatyw ę.



Ewa Gajcy i Joanna Sambor z Biblioteki Publicznej w Dzielnicy Śródmieście m.st. Warszawy przedstawiły relacje z zajęć czytelniczych z wykorzystaniem obrazu.



Na zakończenie prezes Polskiej Sekcji IBBY Maria Kulik pokazała hiszpańską książkę, która zdobyła Grand Prix BIB 2009.

Partnerami tego organizowanego przez Okręg Warszawski SPP spotkania byli: www.bromba.pl; Muzeum Książki Dziecięcej; Polska Sekcja IBBY (www.ibby.p)l; www.miastodzieci.pl; www.qlturka.pl; kwartalnik o książkach dla dzieci i młodzieży „Ryms” (www.ryms.pl); Towarzystwo Inicjatyw Twórczych ę (tit.home.pl).

Impreza odbyła się w grudniu 2009 r. w Warszawski Dom Literatury (tradycyjnie zresztą w tym miejscu).

Zdjęcia robił Iwo Kondefer.

Sympatyczna relacja ze spotkania ukazała na portalu Qulturka

Wcześniej odbyły się dwa spotkania poświęcone trudnym tematom w literaturze dziecięcej.    

W tym miejscu (przewrotnie - bo na końcu) publikuję logo imprezy: