Tak właśnie jest przypadku przedsięwzięcia, które niniejszym rozpoczynam.
„Marzycielską Geometrię i Fabrykę Nieskończoności” napisałam jeszcze w czasach przedkomputerowych. Nie chodzi naturalnie o to, że komputery w ogóle wtedy nie istniały – aż tak stara nie jestem ;). Faktem jest jednak, że ja komputera nie miałam. Tekst posiadam więc wyłącznie w postaci maszynopisu. Wizja przepisania go w całości z pewnością by mnie zniechęciła. Zwłaszcza, że zamierzam uzupełniać słowa obrazkami, co też wymaga trochę pracy. Natomiast przepisywanie i publikowanie kolejnych fragmentów nie wydaje się już takie straszne.
Marzycielska Geometria i Fabryka Nieskończoności
motto:
Przypowieść o odcinku
jeżeli było jakieś przedtem
była nim linia prosta
która rozpadła się
na nieskończoność odcinków
pragnął jej a nawet uwierzył
że jest jak ona
od zawsze do zawsze
faktycznie zawierał się między punktem A i punktem B
kiedy za którymś razem
zbyt mocno doświadczył granic
skulił się i splótł końce
zgodził się na koło
Pisanie tego opracowania zaczynałam kilkakrotnie i za każdym razem byłam niezadowolona z efektów. Jedna z przyczyn był fakt, że działalność Daniela Słomińskiego nie stanowi w moim umyśle stałego, zamkniętego obrazu. Nawet to, co powstało dawno temu za każdym razem jawi mi się nieco inaczej. Fakt, że wciąż mam kontakt z żywą i wciąż zmieniająca się jego twórczością sprawia, że każde dokonanie rzuca nowe światło na to, co zrobił kiedyś. On sam mi wyznał, że często zdumiewają go zapomniane obrazy z dawnych lat, gdy nagle odkrywa w nim przeczucie tego, czym obecnie się interesuje. Utwierdza to go w przekonaniu, że od zawsze zajmuje się tym samym, tylko za każdym razem nieco inaczej. Jak uchwycić owo „to samo” w słowach?
Zdawało mi się, że łatwiej będzie zając się tym co niestałe, jednak trudno w raz napisanym tekście, pokazać całą zmienność. Ponadto fakt, że w trakcie pracy wciąż miałam kontakt z coraz to nowymi dokonaniami Słomińskiego sprawił, że to, co zaczynałam pisać, po chwili już wydawało mi się nieaktualne. Dochodziło do tego, że próbowałam się domyślać jaki będzie jego kolejny krok, wierząc, że znalazłam już ów motyw przewodni, logikę prowadzącą jego twórczość i za każdym razem byłam zaskakiwana. Zbudowana przeze mnie konstrukcja rozsypywała się i znów musiałam zaczynać na nowo.
W końcu postanowiłam odizolować się na jakiś czas od jego najnowszej działalności i uchwycić to, co jawi mi się na temat jego twórczości obecnie, z góry godząc się, że będzie to jedynie rejestracja pewnego etapu i być może w chwilę po oddaniu tego tekstu do druku dojdę do wniosku, że powinnam go napisać zupełnie inaczej. Dodatkowym utrudnieniem była wielowątkowość i pozorna powierzchowność jego zainteresowań sprawiająca, że łatwo się pogubić próbując przedstawić historię jego działalności w chronologicznym porządku. Równie łatwo sprowadzić ją do wyliczanki rozlicznych inspiracji, które są oczywiście ważne, ale tylko na tyle, na ile Słomiński dostrzegł w nich to, czego aktualnie poszukiwał, twierdząc, że są one tylko punktem odbicia dla świadomości ujawniającej się podczas działania. Owa świadomość czepia się różnych informacji, tematów, kolorów, form, aby się uzewnętrznić, porzucając jedne, gdy inne wydadzą się jej bardziej odpowiednie.
cdn.
P.S. Poprzez linki w tym tekście zachęcam do poszukiwania „powracających fraz”.
Wątek został zainicjowany w odcinku 35. Kontynuacja w odcinku 39.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz