Ciąg dalszy odcinka 48, 50 i 52.
Słomiński był przekonany, że dążenia zarówno abstrakcji geometrycznej jak i ekspresyjnej są zbieżne, mają na celu przekazanie doznań duchowych i zbliżenie do natury. Ma on na myśli raczej pionierów abstrakcji niż naśladowców sprowadzających ją do funkcji dekoracyjnych. Różnice tkwią w metodzie i sposobie podejścia. Abstrakcja geometryczna jest próbą odnalezienia stałych wartości, tego, co niezmienne, przedstawieniem uogólnień; abstrakcja ekspresyjna (szczególnie oparta na technikach automatycznych) jest raczej wędrówką, przezywaniem natury, doświadczaniem jej niż precyzowaniem definicji.
Słomiński uważał, że ze względu na nieustającą zmienność świata niczego nie można ustalić raz na zawsze, ale uogólnienie, ustalenie jakiejś struktury intelektualnej, która naturalnie szybko się nie rozpada było mu pomocne, by się od niej odbić i ruszyć w dalsza drogę.
W miarę upływu czasu granice między „częścią geometryczną” i paletą zacierają się całkowicie. Powstają jednorodne płótna – geometryczna jest kompozycja natomiast sposób malowania opiera się głównie na kombinowanych technikach automatycznych, dzięki czemu geometria nabiera charakteru wręcz organicznego. Trudno określić, które uderzenie pędzla było świadome, a które było dziełem przypadku. Obrazy te budzące zachwyt części krytyków, przez innych nastawionych na szukanie nowości i mocne efekty uważane były za krok do tyłu, ponieważ sprawiały wrażenie bardziej tradycyjnych, zwyczajniejszych w zestawieniu z szokującymi kontrastem geometrii i automatyzmu poprzednimi obrazami. Chłodna, statyczna, wykonana przy użyciu cyrkla i linijki kompozycja otoczona masą ekspresyjnych form robiła rzeczywiście mocne wrażenie szczególnie w tych obrazach, w których linie, koła i spirale zdawały się bezpośrednio wyrastać z kłębiącej się materii. Niemniej jednak było to jedynie zestawienie, przedstawienie obok siebie dwóch aspektów jednego. W tych „bardziej zwyczajnych” ujawnia się nowe, niedualistyczne, czy też mniej dualistyczne spojrzenie na rzeczywistość. Są one syntezą, a może nie tyle syntezą, co próbą bezpośredniego sięgnięcia do źródła, z którego oba nurty abstrakcji wyrastają. Wydaje się, że autorowi udało się osiągnąć pogodę ducha wynikającą z przezwyciężenia wewnętrznego rozdarcia na dwie przeciwstawne sobie siły. To, co mnie w nich uderzyło, to brak sprzeczności pomiędzy pierwiastkiem intelektualnym i emocjonalnym, wysiłkiem woli, a elementem przypadku, ludzkim działaniem i siłami przyrody.
Niezwykłe znaczenie przypisywał Słomiński kompozycji, od której wymagał nie tyle atrakcyjności, co zdolności wyrażania i nazywał świadomością obrazu. Twierdził, że tworzenie kompozycji o określonym charakterze jest niemożliwe (chyba, że chodzi o czerpanie z gotowych wzorów) dopóki nie nastąpią autentyczne zmiany w świadomości. Słomiński był bardzo często karcony przez swoich kolejnych nauczycieli rysunku za kompozycje. Twierdzili oni, że posiadając pewną łatwość i swobodę rysowania (co chwilowo utracił, gdy przy swoich „paleolitycznych”obrazach próbował się właśnie na tym skoncentrować) nie umie komponować płaszczyzny. Prawdę powiedziawszy sam w to w końcu uwierzył. Problem polegał na tym, że żądano od niego kompozycji zamkniętych, tak silnie zakorzenionych w naszej kulturze, a osobliwie umysłach nauczycieli, z którymi los go zetknął. On natomiast uważał takowe za nienaturalne i sprzeczne z doświadczeniem. Czuł, że istnieje ogromna całość, której on nie jest w stanie objąć. Za każdym razem zobaczyć może tylko fragment, który ma swój dalszy ciąg gdzieś poza polem jego widzenia. Z tego też powodu trudno mu było cokolwiek doprowadzić do końca i prawie zwątpił, czy kiedykolwiek mu się to uda. Sam nie miał nigdy do czynienia z czymś, co byłoby skończone i zamknięte. Wszystko zmieniało się i miało swoja kontynuację w czasie i przestrzeni. Dopiero później uwierzył, że możliwe jest doświadczenie całości, twierdził jednak, że jest ono nieprzekazywalne. Tę swoja wizję świata próbował początkowo instynktownie i nie zadając sobie z tego sprawy wyrażać za pomocą kompozycji otwartych.
Przez długi czas mu się to nie udawało, tym bardziej, że trudno mu było wyzwolić się spod narzuconej mu wizji rzeczywistości. To, co wszystkim dookoła, w tym również jemu wydawało się nieporadnością, brakiem talentu bądź doświadczenia, było wyrazem jego naturalnych skłonności; zapowiedzią dalszego rozwoju.
cdn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz