środa, 19 maja 2010

Co ma spłonąć - utonie

Od wczoraj walczymy z powodzią w mojej piwnico-pracowni. Uratowałam m.in. sterty pisanych latami dzienników (a jeszcze nie tak dawno zastanawiałam się, czy ich nie spalić), a także moje prehistoryczne rysunki (prehistoryczne na dwa sposoby - inspirowane sztuką paleolitu lub bardzo stare - jeszcze z czasów liceum, a nawet podstawówki) Zastanawiam się też jaki wpływ będzie miało to wydarzenie na moją czerwono-zieloną nieskończoność - taką do oglądania z pięciu stron ("piąta strona" to jej wnętrze). Jest na tyle wielka, że nie dało się jej nigdzie wynieść, więc została przesunięta na w miarę suche miejsce. 

Piwnico-pracownia była kiedyś pracownią (i nie przeciekała), ale odkąd przerzuciłam się na pisanie zamieniła się w graciarnię, więc niełatwo było to wszystko ogarnąć.  

Słuchając radiowych wiadomości doszłam do wniosku, że nie będę narzekać. Tysiące ludzi w całej Polsce jest w naprawdę dramatycznej sytuacji.

Przy  okazji nabrałam apetytu na działania wizualne, więc kto wie, kto wie... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz