wtorek, 25 stycznia 2011

Skrót informacji - www.terapia - cd.

Do tematu wystawy w Galerii Działań będę jeszcze powracać - na stronach www.terapia.me. Dziś zapraszam do zapoznania się z rozwiązaniami pierwszego zadania  literackiego, które powstały podczas wystawy - Zajrzyjcie TUTAJ

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Sezon 2. Odcinek 4. ZMIANY!!!

Radiowcy firmują projekt fotograficzny? Czemu nie? Zwłaszcza, jeśli tematem konkursu są ZMIANY, a oni aktywnie przygotowywali najważniejszą ZMIANĘ końca ubiegłego wieku.

Byłam odrobinę za młoda, żeby uczestniczyć w antykomunistycznej opozycji (w chwili wprowadzenia stanu wojennego miałam 14 lat), ale moi zaledwie kilka lat starsi koledzy ze Stowarzyszenia Podziemnego Radia „Solidarność” aktywnie brali w niej udział. Biegali po dachach budynków stolicy instalując radiowe nadajniki. W ten sposób za pośrednictwem radia Solidarność przekazywali warszawiakom jakże odmienne od podawanych prze reżimowe media treści.

W szalone lata transformacji ustrojowej, które przypadły u mnie na okres wchodzenia w dorosłe życie wkroczyliśmy już razem (jeden z kolegów ze stowarzyszenia współpracował z moim mężem). Niedawno wspominaliśmy tamten czas i nagle naszła mnie refleksja, że jest to okres godny następcy Barei – żałuję, że tak słabo opisany/pokazany w polskiej literaturze i filmie. Zdumiewające typy świeżo „opierzonych” biznesmenów, nie mniej zaskakujące przejawy przedsiębiorczości rodaków, początki komputeryzacji społeczeństwa i Zmiany, Zmiany, Zmiany... Kiedy wybierałam się do apteki – nigdy nie byłam pewna, czy w lokalu, w którym znajdowała się ona jeszcze tydzień wcześniej nie zastanę na przykład... pasmanterii. Galopująca inflacja sprawiała, że czułam przymus wydania stypendium naukowego jeszcze w dniu, w którym je otrzymałam – obawiałam się, że po dwóch tygodniach kupię za te same złotówki połowę mniej.

Choć „era” transformacji (złoty czas dla rodzącego się wówczas biznesu, reklamy itd.) nie był łaskawy dla, takich jak ja, artystów, zaś czas stanu wojennego nie był łaskawy dla nikogo – jestem wdzięczna losowi, że pozwolił mi zobaczyć na własne oczy, jak niemożliwe staje się możliwe. Dziś trudno to sobie wyobrazić, ale nieomal do ostatniej chwili nikt nie wierzył (przynajmniej ja nikogo takiego nie znałam), że Związek Radziecki przestanie istnieć (na pewno nie za naszego życia!), a ustrój w Polsce upadnie.
Być może to jest właśnie zjawisko, które jakoś naznaczyło nas pokoleniowo – ZMIANA!
Narracja naszego życia nie rozwinęła się w zastanej rzeczywistości, ponieważ świat wokół nas nagle odwrócił się do góry nogami. I to bez rewolucji!
To chyba ten fenomen nadał naszemu pokoleniu pewien... czy ja wiem? Luz? Nonszalancję? A może również niepewność? Bo przecież wszystko może się zdarzyć.

Dziś te zmiany jakby się... „wyczerpały”. Czasem mam wrażenie, że nawet język opisujący społeczno-polityczną rzeczywistość przestał przystawać do otaczającego nas świata.

Dlatego ciekawi jesteśmy, co dalej? Jakich zmian ludzie oczekują dzisiaj? Jakich się boją? O czym marzą? Jakim zmianom chcieliby się przeciwstawić?

Jednym z elementów projektu jest konkurs fotograficzny.
Chcieliśmy również, żeby projekt stał się również swego rodzaju wizualnym wielogłosem na temat ZMIAN (przy zestawieniu radio-fotografia ten oksymoron jest jak najbardziej uprawniony;)). Stąd pomysł na wirtualny Foto album, do którego prace może nadsyłać każdy, kto zgłosił się do konkursu.
Strona www projektu ma być również płaszczyzną wymiany wiadomości o różnego rodzaju imprezach fotograficznych. Tu informacje może nadsyłać każdy, niezależnie od udziału w konkursie.

Zapraszam na stronę naszego projektu: http://www.changes-art.org/
A także na nasz fan page na Facebooku: http://www.facebook.com/Changes.art

Projekt współorganizuje: Stowarzyszenie Podziemnego Radia „Solidarność”.

Nasi partnerzy to:
- Tetenal
- Newsweek
- Digital Camera 

piątek, 21 stycznia 2011

ZMIANY!!!

Napisałam w pierwszym odcinku drugiego sezonu, że marzę o zmianach i proszę bardzo - zapraszam na stronę projektu, przy którym współpracuję :)
www.changes-art.org
Wkrótce napiszę więcej o genezie tego pomysłu :)

piątek, 14 stycznia 2011

Sezon 2. Odcinek 3. Marcin Dorociński w Kinie Nokowym

fot. Marek Zdrzyłowski
Nie mogę się powstrzymać przed wrzuceniem fotki z ostatniego Kina Nokowego. Film widziałam już wcześniej i dlatego zapragnęłam "podzielić się" nim z nokową publicznością.
Z Marcinem Dorocińskim rozmawiałam po raz pierwszy - fantastyczne spotkanie z ciepłym, pełnym pozytywnej energii człowiekiem.
Więcej na blogu Kina Nokowego.
P.S. Przy okazji - Kino Nokowe zajęło trzecie miejsce w plebiscycie portalu Grodzio.pl na "-"Najlepszą imprezę kulturalną roku 2010"

wtorek, 11 stycznia 2011

Sezon 2. Odcinek 2. Niebo dla psów, czyli modlitwa o duszę

Podobno dziś Dzień Wegetarian - tak podpowiedziało mi z samego rana radio. Mięsa nie jadam od lat 17-stu, ale korzenie tej decyzji sięgają głębokiego dzieciństwa, a przynajmniej początków podstawówki - czasów, w których urządzałam pogrzeb każdemu martwemu pisklakowi znalezionemu pod drzewem, a sąsiadów identyfikowałam po psach. Nie było więc pana Iksińskiego tylko pan od Kajtka, nie było pani Igrekowskiej tylko pani z tym ślicznym owczarkiem niemieckim.

To właśnie wtedy spadła na mnie dramatyczna wiadomość (wyniesiona z lekcji religii), że zwierzęta po śmierci nie idą do nieba, bo, ponoć, nie mają duszy. Przeżyłam szok. Miałam psa o dość nietypowym imieniu Kłopot i doskonale wiedziałam, że obdarzony jest duszą. Poza tym nie mogłam sobie wyobrazić, że nie spotkam się z nim w Niebie. Jak to? Śmierć miałaby rozłączyć nas na wieczność?

Wraz z moja przyjaciółką Magdą (która również rozpoznawała sąsiadów po psach) uradziłyśmy, że każdego wieczora będziemy modlić się o to, żeby zwierzęta po śmierci "szły" do nieba, dokładnie tak jak ludzie. Głęboko wierzyłyśmy, że nasza wspólna, wytrwała i regularna modlitwa otworzy zwierzętom niebiosa.

To co zdarzyło się kilkanaście lat później, czyli moja decyzja o rezygnacji z jedzenia zwierząt to była już tylko konsekwencja tamtych doświadczeń, a może raczej, tamtej wrażliwości. Po prostu... w pewnym momencie musiało dojść do tego.

Dlatego tak trudno mi wytłumaczyć, z jakiego właściwie powodu przestałam jeść mięso. Znajomi czasami pytają, czy kierowałam się względami zdrowotnymi, czy raczej ideologią? Ani zdrowie, ani światopogląd. Po prostu nie mogę jeść istot, z którymi spotkam się kiedyś po tamtej stronie i którym jako dziecko... wymodliłam wstęp nieba.

Nie mogę, co prawda, mieć pewności, jak na moje prośby zareagował Bóg, lecz w swoim dziecięcym umyśle naprawdę otworzyłam pozaludzkim istotom wejście do Nieba.

niedziela, 9 stycznia 2011

Życzenia Noworoczne

Może trochę za późno na życzenia noworoczne, ale co mi tam... dopiero teraz coś sensownego wymyśliłam. Zresztą czas i okoliczności jak najbardziej do życzeń stosowne. Siedzę na charytatywnym dyżurze w Nadarzńskim Ośrodku Kultury (w ramach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy), a południu licytowane będą moja ksiązżki i wezmę udział w improwizacji - aktorskiej (?), literackiej (?)... Nie mam pojęcia na czym będzie to polegać. Słowem - improwizacja do entej potęgi, co ma ten plus, że w żaden sposób nie muszę się przygotowywać.
To przeciwieństwo życzeń, które są bardzo przemyślane i stanowią efekt uboczny pracy nad nową powieścią.
A więc... do rzeczy, to znaczy do życzeń...
Moim Czytelnikom
życzę w Nowym Roku
spełnienia tych wszystkich marzeń,
które szczęściu nie skodzą !
P.S. Książka też o szczęściu, marzeniach i... zmianach.

środa, 5 stycznia 2011

Pojutrze - 7 stycznia o godz. 19.00
zapraszam na pokaz filmu „Boisko Bezdomnych” w reżyserii Kasi Adamik
oraz spotkanie z Marcinem Dorocińskim, które będę miała przyjemność poprowadzić.

Nadarzyński Ośrodek Kultury
Plac Poniatowskiego 42
Nadarzyn

Sezon 2. Odcinek 1. Marzenia

Przerwa w pisaniu na... pisanie. Od pracy nad powieścią odpoczywam pisząc bloga i... pijąc kawę. Siedzę przy stacjonarnym komputerze mojego syna świadoma, że zalanie klawiatury jest o wiele mniej groźne niż wylanie kawy na laptopa, więc... zero stresu związanego z ostatnimi wydarzeniami.
Plik z książką (zgodnie z przewidywaniami) odzyskany. Laptop zaś u kolejnego "lekarza" od komputerów (poprzedni zaśpiewał tyle za naprawę, że bardziej opłacałoby się kupić nowy). Kiedy dwa dni temu zgrywałam plik z książką na pendriva i nowy "uzdrowiciel" odpalił mój dysk na swoim kompie ogarnęło mnie jakieś dziwne uczucie. Jakbym wraz z tym dyskiem oddawała mu dostęp do swojego intymnego świata. To nic, że najbardziej osobiste zapiski wciąż robię ręcznie. Nagle poczułam, że to, co zostało w moim laptopie odsłania mnie bardziej niż bym sobie tego życzyła. Zapisane w formie zdjęć, notatek, pomysłów plany, idee, marzenia... pozwalają zajrzeć nie tylko do pamięci mojego komputera... pozwalają obejrzeć moje myśli.
Nie sadzę, co prawda, żeby młody i sympatyczny człowiek, który zajął się moim laptopem miał czas i chęci, żeby analizować zawartość mojej "zewnętrznej pamięci", ale prawdę mówiąc, poczułam się trochę nieswojo.

A propos marzeń (tych zapisanych w "pamięci zewnętrznej" i wewnętrznej) - spec od kompów jest paralotniarzem i wygląda na to, że przy okazji tego niefortunnego zdarzenia zrealizuję jedno z niezrealizowanych i polatam sobie na paralotni. Chociaż, czy naprawdę można nazwać je marzeniem skoro przez całe życie nie zrobiłam nic, żeby je zrealizować. Musiałam zalać kawą laptopa, żeby przejść do konkretów.
Zajrzałam dziś na bloga Małgosi Piekarskiej - tam również o marzeniach (przy okazji postanowień noworocznych). Małgosia pisze, że plany i marzenia to dwie różne rzeczy, ponieważ realizacja planów zależy od nas, a marzeń - niekoniecznie, często zależą one od innych osób. Dlatego zapewne rzeczownik "marzenia" łączy się najczęściej z czasownikiem "spełniać", a rzeczownik "plany" z czasownikiem "realizować". Nie da się ukryć, że realizacja/spełnienie lotu paralotnią bardziej zależy ode mnie niż od innych.

Zabawne - książka, którą teraz piszę również traktuje o marzeniach, a konkretnie o moim ambiwalentnym do nich stosunku. Uświadomiłam sobie właśnie, że marzenia to dla mnie jeden z głównych tematów ostatnich lat: Warsztaty Wirtualnego Urzeczywistniania Marzeń w mojej "www.terapii", a także pierwszy wpis na tym blogu.

Zbieg okoliczności sprawił, że wczoraj ktoś chciał zrealizować swoje... no, może nie marzenie, raczej nagłą zachciankę. Jednak to, czy tak się stanie zależało również ode mnie. Nic z tego nie wyszło, ponieważ wiele, wiele lat temu spełniło się w moim życiu coś o czym właściwie nie marzyłam i dziwnym trafem moje nie-marzenie stało się dla mnie ważniejsze od marzeń. A pragnienie owego ktosia uderzałoby w moje trwające od lat niewymarzone spełnienie. Trochę się zaplatałam, ale chyba już rozumiecie mój ambiwalentny stosunek do marzeń.

Z drugiej strony - myśląc o własnych postanowieniach noworocznych zdałam sobie sprawę, że bardziej postawiłam w nich na plany niż marzenia; na rozsadek niż emocje - może dlatego niewiele z nich wyszło. Następnym razem będę dostosowywać plany do marzeń. Spełniać marzenia realizując plany, a jeśli przy okazji spotka mnie jakieś niewymarzone spełnienie tym lepiej.

P.S. Kończę książkę i zmieniam temat z "marzeń" na... "ZMIANY". Marzę o ZMIANACH.