wtorek, 5 grudnia 2017

Książęta, królowie i królowe

Zwykle piszę o nowo wydanej książce parę słów od siebie, o tym, jak mi się nad nią pracowało, co dla mnie znaczy. Dziś czas na "Poczet Królów i Książąt Polskich" przygotowany z myślą o dzieciach w wieku wczesnoszkolnym (dla zachęty - jedna z przepięknych ilustracji Diany Karpowicz).
Zdawałoby się, że napisać notkę na stroniczkę o jednym czy drugim władcy to żaden problem. Szczerze mówiąc byłam na tyle naiwna, że przed przystąpieniem do pracy sama tak uważałam. Tymczasem... chyba jeszcze żadna książka tak bardzo mnie nie zmęczyła. Nie tylko dlatego, że to nowość w moim "repertuarze" - pierwsza w pełni edukacyjna pozycja (stad pewno naiwność, o której wspomniałam). Powodów jest tak wiele, że wszystkich z pewnością nie wymienię. Krótki termin. Trud błądzenia w gąszczu często sprzecznych ze sobą źródeł - szczęśliwie wspierał mnie w tym znakomity historyk Sebastian Adamkiewicz w roli konsultanta. Konieczność przełożenia tych wszystkich strasznych wydarzeń, z których składa się historia (każdego chyba kraju) na przyjazny dziecku język. I jeszcze chciałoby się napisać książkę tak, żeby było zachęcająco zarazem merytorycznie, krótko ale treściwie, prosto lecz bez uproszczeń...
I na dodatek te wszystkie dylematy, z którymi podczas pisania przyszło mi się mierzyć... 
Które z historycznych wydarzeń zostawić, a jakie fakty pominąć? Co jest ważne? Co mniej? Paradoksalnie czasem miałam wrażenie, że im krótsza notka, tym trudniej ją napisać, spora część mojej pracy polegała na selekcji historycznych faktów i skracaniu napisanego wcześniej tekstu.
Których władców uwzględnić a których można sobie odpuścić. Niby oczywiste, a jednak nie - zwłaszcza, gdy mowa o okresie rozbicia dzielnicowego. W efekcie okazało się, że liczba władców, których miałam opisać wciąż się rozrastała podczas pracy nad książką.
Jaką ciekawostką okrasić notatkę o danym władcy? Miejsca mało, a tyle fascynujących i często zdumiewających z dzisiejszej perspektywy faktów.
I wreszcie... jak pogodzić te wszystkie punkty widzenia, z których można oglądać historię, tak by nie zrobić z książki wykładni osobistych poglądów a jednocześnie pozostać w zgodzie ważnymi dla mnie wartościami? Co tu dużo mówić, trudno o coś bardziej podlegającego potrzebom bieżącej chwili, niż sposób opowiadania historii.
O jednym mogę zapewnić - robiłam co mogłam i najlepiej jak mogłam.
A co z tego wyszło?
To już nie mnie oceniać. Mam nadzieję, że i tym razem sprawdzi się zasada, że skoro było trudno, to pewno wyszło dobrze.