Jeden obraz w trzech odcinkach ;)
Zaś poniższy tekst stanowi ciąg dalszy odcinków 48, 50, 52 i 54.
Prawdę powiedziawszy poczuł się w pewnym momencie mocno zdziwiony widząc jak bardzo zajmuje go kompozycja, ponieważ w pamięci wciąż miał wizerunek siebie jako osoby całkowicie na nią nieczułej. Nic więc dziwnego, że malarstwo i grafika Chin i Japonii, dochodzące do mistrzostwa w wyprowadzaniu wzroku i wyobraźni poza format obrazu, a wraz z nim filozofia i estetyka zen i taoizmu wydawały mu się tak bliskie. Godzinami przerysowywał kompozycje grafik i obrazów chińskich i japońskich sprowadzając je do abstrakcji po to tylko, by nigdy ich nie wykorzystać w swojej twórczości.
Tak naprawdę szukał jakiegoś innego rozwiązania. Jego fascynacja musiała jednak się wyszumieć, znaleźć ujście choćby w postaci niestarannych szkiców na małych karteczkach, by mogło się wydobyć na zewnątrz to, czego naprawdę poszukiwał. Przez długi czas borykał się również za skłonnością do symetrycznego komponowania płaszczyzny. Ideałem byłaby kompozycja sprawiająca wrażenie symetrycznej, a jednak asymetryczna, złagodzona jakąś niekonsekwencją, jak ciało ludzkie (każdy z nas ma jedno oko różniące się nieco od drugiego, jedną nogę odrobinę grubszą), drzewo, formy ułożone przez wiatr na piasku, czy wreszcie słynny taoistyczny znak przedstawiający równowagę między siłami in i jang. Na tym polegało według niego piękno – harmonia niosąca w sobie zalążek ruchu, zmiany, rozwoju... Idealna symetrię uważał za sprzeczna z naturą, zimną i odstręczającą. Jak wspomniałam budował swoje kompozycje w oparciu o koła, spirale i linie, a każda z tych form miała dla niego szczególne znaczenie. Najbardziej fascynowała go linia prosta „rozpędzona od zawsze do zawsze” . Za jej uważał koło, czy tez raczej okrąg, którego nieskończoność opierała się na ustawicznym powtarzaniu tych samych punktów. Całkowicie absurdalna wydawała mu się półprosta – „półwieczność” – jak ją ironicznie określał i dziwił się „skoro posiada początek, to dlaczego nie ma końca?.” Kojarzyła mu się ona z wypowiedzią Schopenhauera znalezioną w tekście „O Religii”: „Gdyby mnie tubylec z Azji zapytał, co to jest Europa, powiedziałbym mu: jest to część świta, której mieszkańcy są opętani nieprawdopodobną i szaloną myślą, że urodzenie człowieka jest jego absolutnym początkiem, że powstał z niczego.”
Słomiński był skłonny twierdzić, że skoro (jak utrzymuje chrześcijaństwo i inne religie) istnieje życie po śmierci, to istnieje również przed urodzeniem, a ściślej mówiąc przed poczęciem. Linia prosta kojarzyła mu się z wiecznością i jak twierdził ułatwiała identyfikację ze światem roślin i zwierząt przywodząc na myśl teorię reinkarnacji, a jeszcze częściej taoizm lub buddyzm zen: „Jednym z punktów na tej linii, a może raczej odcinkiem jest krzak czarnego bzu, innym ja. Nigdy już nie będzie mnie takiego jak w tej chwili, a jednak krzak bzu, ja sprzed dwóch lat, ja w tej chwili i ja w przyszłości znajdujemy się na tej samej linii, która nie ma początku, ani końca, zdaje się być wciąż taka sama, a każdy jej fragment jest niepowtarzalny”. Można to uznać za dosyć naciąganą interpretację i dość przewrotne myślenie, jeśli się weźmie pod uwagę fakt, że w sztuce japońskiej i w ogóle estetyce zen unikano linii prostej jako formy nie występującej w naturze i uważano ją za barbaryzm. Uświadomienie sobie tego pozwoliło mu przekonać się, jak mocno związany jest z tradycją w której wyrósł, z jej sposobem myślenia i obrazowania. Doszedł do wniosku, że kraj, w którym się wychował jest takim specyficznym miejscem, w którym mistycyzm Wschodu ściera się z racjonalizmem europejskim, co znalazło doskonałe odbicie w jego psychice. Problem tkwi w tym, że jego mieszkańcy nie lubią się przyznawać do wpływów wschodnich, spychając je w podświadomość i starają się być jedynie zachodnioeuropejscy. Efekt jest taki, że kultura, szczególnie plastyka (mistyczna w treści, a racjonalna w formie) nieświadoma własnych motywacji jest często hermetyczna i z trudem odbierana za granicą.
Przy okazji zauważył również zalety dochodzenia do własnych korzeni poprzez inne kultury. Jego zdaniem droga taka (co prawda nieco okrężna) pozwala nie tylko ujrzeć wyraźniej i bardziej obiektywnie własną tradycję, jej specyfikę i odrębność odbijająca się na tle innych. Daje również możliwość dostrzeżenia wspólnych źródeł i dążeń z innymi kulturami, a co za tym idzie zachowanie szacunku zarówno dla tego, co inne, a nawet niezrozumiałe, jak i tego, co najbliższe.
Pozwala zatem na autentyczną tolerancję. Umożliwia czerpanie korzyści estetycznych i duchowych zarówno z tego, co obce i niepojęte, jak również z tych spraw, które przez zbytnią bliskość mogą się wydawać banalne, a nawet trudne do zauważenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz