Lubię pływać. Zwłaszcza krytą żabką. Spokojny rytm zanurzeń i wynurzeń, idealna synchronizacja ruchu i oddechu - to wszystko sprawia, że zdarza mi się wpadać w pływackie transy.
Już w czasach studenckich, gdy podczas obowiązkowych (o ile mnie pamięć nie myli) na ASP zajęć wf-u pływałam w miejscu zwanym dziś Centralnym Basenem Artystycznym odkryłam, że czynność ta może mieć działanie medytacyjne. Być może związane jest to właśnie z wspomnianą już w tym tekście naturalną i doskonale zgraną z ruchem ciała regulacją oddechu. Albo kontemplacyjne - nawet jeśli ta kontemplacja związana jest z pozornie prozaicznym.
Tak było dzisiaj. Pojechałam na basen w nie najlepszym nastroju. To mi się ostatnio zdarza. Rzecz w tym, że mijający rok jest dla mnie rokiem... kryzysowym. Nie tylko w sensie ekonomicznym - dlatego nieustająco szukam (jak to określiła jedna z moich ulubionych facebookowych komentatorek - Katarzyna Boruń-Jagodzińska) "zarobku, a nie pracy, bo pracy mi nie brakuje."
Niestety, mimo poczucia, że pracy mi nie brakuje (a wręcz przeciwnie), coraz częściej ogarnia mnie nieodparte wrażenie robię nic. I bynajmniej, pomimo obecnych w tym odcinku medytacyjnych wątków, nie chodzi o owo ze wszech miar pożądane buddyjskie NIC.
"Człowiek współczesny jest okropnie leniwy. Nic nie robi, ale robi to w okropnym pośpiechu" napisał kiedyś nie pamiętam kto. Obserwuję swoich okropnie zajętych znajomych i czasem mam wrażenie, że niektórzy z nich funkcjonują na tej właśnie zasadzie. Działanie dla działania. Aktywność dla aktywności. Ruch dla ruchu - byle się nie zatrzymać! Co więcej - mam wrażenie, że włączam się w tę ogólną tendencję, a nie jest to bynajmniej zgodne z moją naturą.
Może nie powinnam narzekać. Wszak "kryzys znaczy szansa", jak piszą w mądrych książkach. Nic tak jak kryzys nie mobilizuje do zmian. Problem w tym, że po raz kolejny w swoim życiu doszłam do punktu, w którym nie wiem czego chcę. W wieku lat 43 lat czuję się jak piętnastolatka, która się zastanawia kim zostać w przyszłości.
To wszystko myślało mi się gdy zanurzałam się i wynurzałam, nabierałam powietrza nad lustrem basenu i wypuszczałam pod wodą i... w pewnym momencie rozmaite sprawy zaczęły układać się w mojej głowie, konkretyzując się do tego stopnia, że w moich planach pojawiły się nawet pewne terminy (a to spory sukces, bo poruszanie się w czasie nigdy nie było moją najlepszą stroną).
Nie żebym nagle mnie olśniło w temacie: Kim 43-letnia młódka;) pragnie zostać w przyszłości? Ale przynajmniej wysupłałam z gęstwiny pomysłów, to czego naprawdę chcę, co więcej przyoblekło się to w całkiem konkretne plany, które po domu Czekam wpisałam do komputera w katalogu "Pomyślnik" licząc zarówno na pomyślność, jak i dalsze życiowe pomysły. Kto wie, może znów przyjdą do mnie w czasie pływania :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz