Podpowiedziało mi z samego rana radio, że dziś Dzień Zapobiegania Samobójstwom. W ramach uczczenia tej jakże słusznej idei pomyślałam o tych samobójstwach, którym nie udało się zapobiec, o ludziach, którzy sami (skutecznie) otworzyli sobie drzwi na tamtą stronę.
Dawno, dawno temu napisałam wiersz-modlitwę. Różniła się ona od innych znanych mi modlitw. Albowiem modliłam się w niej nie do Boga, lecz o Boga. Boga, który prócz wielu nadzwyczajnych cech, których nie jestem w stanie teraz sobie przypomnieć posiadał również dar współczucia i czułości dla samobójców.
Zawsze buntowałam się przeciw zakorzenionemu w kulturze i religii potępieniu ludzi, którzy wybrali ten rodzaj śmierci (może to jednak ona ich wybrała). Rozumiem, słuszne skądinąd, mechanizmy powstania takiej postawy - zapewne u ich źródeł tkwiła potrzeba powstrzymania ludzi przed tym dramatycznym krokiem. Sama jednak, nie umiałabym potępić człowieka, którego życie boli tak bardzo, że nie widzi innego wyjścia niż je amputować. Nawet jeśli pozostawił po sobie ogrom cierpienia wśród bliskich.
Dlatego dziś, popierając całym sercem idę starań zmierzających do pokazania cierpiącym "innego wyjścia", chcę również wspomnieć tych którzy, mimo wszystko, go nie zobaczyli. Po to, żeby nie wypierać trudnej o nich pamięci, zachować ciepłe wspomnienia. A także po to, by zrozumieć, jak można komuś takiemu pomóc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz