poniedziałek, 6 września 2010

Sezon 1, odcinek 87. Marzycielska Geometria i Fabryka Nieskończoności (7)


Ciąg dalszy odcinków 48, 50, 52, 54, 73 i  77

W momencie, kiedy całkowicie, dobrowolnie i z pogodą ducha zrezygnował z wyrażenia linii prostej skoncentrowany już na czymś innym, nieoczekiwanie wpadł mu do głowy pomysł, który pozwolił plastycznie ją zmaterializować. Pomysł bardzo prosty, aż dziwne, że nie przyszedł mu na myśl wcześniej: dwa lustra ustawione równolegle naprzeciw siebie, u góry i na dole, pomiędzy nimi przeciągnięta pionowo, idealnie prostopadła do powierzchni luster linia n.p. kawałek sznurka, która odbijając się w nich będzie stwarzała wrażenie linii bez początku i bez końca. Efektem tego pomysłu był obiekt, który dał początek Fabryce Nieskończoności. Był to spory czarny walec, o wymiarach tak wyliczonych i powieszony w ten sposób, by znajdujący się w nim otwór znajdował się na wysokości wzroku osób o różnym wzroście (małe dzieci naturalnie trzeba było podsadzać, a najwyżsi panowie musieli się nieco pochylić). Otwór był na tyle szeroki, by można było zajrzeć i na tyle wąski, żeby nie można było włożyć głowy do środka, co uniemożliwiało zobaczenie w lustrze swojego odbicia. Wpuszczał tylko tyle światła ile było niezbędne, dzięki czemu biały sznurek tracił swą materialność przypominając raczej promień światła, a wyłożone czarnym pluszem wnętrze sprawiało wrażenie nieomal idealnej czerni. Znikały wszelkie wymiary.

Ten niezwykle prosty pomysł nastręczył wiele trudności w realizacji. Największym problemem okazało się zdobycie odpowiednich luster, zwyczajne nie wchodziły w rachubę, ponieważ warstwa szkła znajdująca się na powierzchni odbijającej dawałaby efekt linii przerywanej. Konieczne okazało się zdobycie lustra, w którym linia mogłaby bezpośrednio dotykać powierzchni odbijającej. Takie z kolei były niezwykle wrażliwe na bodźce mechaniczne, jako pozbawione jakiejkolwiek warstwy ochronnej... nie będę się zresztą zagłębiać w szczegóły techniczne. Faktem jest, że udało mu się uzyskać idealną iluzję nieskończoności. Jednak już podczas realizacji tego obiektu zaczęły ogarniać go wątpliwości. Pogłębił je przyjaciel – poeta, który widząc jak boryka się zdobywając odpowiednie materiały i rozwiązując rozmaite problemy konstrukcyjne zapytał: „I po co tyle trudu? Wystarczy wyjść z domu, popatrzeć w gwiazdy i już jest nieskończoność”.

Słomińskiego bardzo zdenerwowała ta wypowiedź, zwłaszcza, że potwierdziła jego własne wątpliwości. Iluzja, nawet najdoskonalsza, pozostanie zawsze tylko iluzją. Słomiński pragnął robić rzeczy, które by były naprawdę, żyły własnym życiem, a nie udawały, czy naśladowały cudze. Pomimo tych rozterek, czując się bezsilnym wobec pragnienia wyrażenia nieskończoności, która byłaby naprawdę nieskończonością, kontynuował swoje dzieło, a nawet założył wspomnianą już Fabrykę Nieskończoności przypuszczając, że wielu ludzi chciałoby mieć na własność taką osobistą „nieskończoność”, którą można by schować do kieszeni i zawsze nosić ze sobą, choćby miała być ona jedynie złudzeniem – niedoskonałą „nieskończonością” na miarę człowieka.

P.S. Na zdjęciu moja pierwsza Nieskończoność - wewnątrz znajdowała się iluzja linii prostej, dość udana, jak mniemam, ponieważ zaskoczeni widzowie zaglądali pod spód walca szukając kontynuacji linii prostej.

Premiera Nieskończoności miała miejsce w kwietniu 1991 roku podczas wystawy zorganizowanej przez Galerię Działań przy współpracy Stowarzyszenia Historyków Sztuki i Akademii Sztuk Pięknych. Jednak zdjęcie pochodzi z późniejszego pokazu (w ramach dużej plenerowej imprezy w Nadarzynie)

Problemy techniczne, o których pisałam w "Marzycielskiej Geometrii..." były jak najbardziej prawdziwe. Nie wiem jak bym sobie z nimi poradziła, gdyby nie konstrukcyjny talent mojego taty.

Jeszcze większe problemy pojawiły się przy dokumentacji obiektu, a zwłaszcza znajdującej się wewnątrz niekończącej się linii prostej - zadanie praktycznie niewykonalne. To była praca,  której można było doświadczyć wyłącznie na żywo.

Z ostatniej chwili:

Dziwnym zbiegiem okoliczności dwa dni temu (czyli chwilę po tym jak przygotowałam kolejny odcinek "Marzycielskiej Geometrii i Fabryki Nieskończoności) Nieskończoność trafiła na łamy Gazety Wyborczej. A to za sprawą Małgosi Rybak, która poprosiła mnie o zgodę na skorzystanie z mojej "licencji na Nieskończoność" ;) podczas egzaminu z komponowania i układania kwiatów - co prawda wybrała późniejszy wariant (sporo się tych Nieskończoności wyprodukowało) - wciąż jednak oparty na tej samej zasadzie. I nie ma co kryć, kwiatowa Nieskończoność jest o wiele bardziej fotogeniczna niż moja niemożliwa do sfotografowania linia prosta.

fot. Bartosz Bobkowski, Wydarzenia - Stołeczna, sobota-niedziela 4-5 września 2010r.       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz