W tym roku nie mam serca do pisania podsumowania mijających 12 miesięcy, bo zdecydowanie dały mi one popalić. Ale zawsze dobrze mi to robiło, więc spróbuję.
Był to kolejny rok problemów zdrowotnych w rodzinie, w dodatku w nasileniu. Poza tym piętrzyły się rozmaite komplikacje samochodowe; przygody ze stawonogami (owadami i pajęczakami) zarówno sympatyczne, jak i zdecydowanie niesympatyczne i uciążliwe (część związana z początkiem tego zdania) oraz innego rodzaju okoliczności, które mnie nieustannie trenowały w wychodzeniu ze strefy komfortu. Obecnie marzy mi się, by trochę w tej strefie pobyć.
Dzięki dość upierdliwym działaniom udało mi się sfinalizować ciągnąca się od lat kwestię związaną z pewną pomyłką sądową, co uważam to za duży sukces.
Jeśli dodamy do tego obowiązki związane z moją półetatową pracą, stanie się jasne, że na działalność artystyczną zbyt wiele czasu nie zostało. Co nieco jednak udało się zrobić. Zanim jednak przejdę do tego "co nieco", chcę napisać o ważnym i zdecydowanie sympatycznym wydarzeniu, jakim był ślub syna (był to chyba najfajniejszy ślub na jakim byłam) i podziękować za wsparcie moim bliskim.
A teraz obiecane co nieco.
Zakończyłam prace nad książką "Świnie, krowy, kury..., czyli zwierzęta, których nie znamy" pisaną w ramach stypendium przyznanego przez Zarząd Funduszu Popierania Twórczości Stowarzyszenia Autorów ZAiKS.
Napisałam na zamówienie audiobooki do książki obrazkowej (więcej na ten temat, kiedy się ukażą).
Napisałam sporo wierszy. Na razie czekają, aż się nimi zajmę.
zdjęcie z wystawy "Parząc na jedną rzecz", fot. Mariusz Maj
Zrealizowałam wystawę „Patrząc na jedna rzecz”, bardzo ważną dla mnie i będącą swego rodzaju pomostem pomiędzy przeszłością i przyszłością.
Tu znajdziecie linki:
Ukazała się nowa wersja pierwszej opublikowanej przeze mnie książki dla dzieci i to dwadzieścia lat po tym, jak ukazała się po raz pierwszy. Z tej okazji miało się odbyć kolejne wydarzenie łączące przeszłość z przyszłością, swego rodzaju jubileusz (choć nie przepadam za tym słowem). Jednak wspomniane na początku tego wpisu kłopoty sprawiły, że podjęłam decyzje o rezygnacji z świętowania, by nie zamieniło się ono w kolejną, trudną do ogarnięcia rzecz do zrobienia. Ucieszyła mnie wiadomość o pracy magisterskiej na temat moich książek dla dzieci obronionej w 2024 roku.
Przygotowałam dwa kolejne ogrodnicze podcasty, w ramach których rozmawiałam z Klarą Kopcińska o owadach i Wojciechem Misiorem o drzewach (to akurat w ramach mojej półetatowej pracy).
Na spotkania autorskie i aktywność medialną nie bardzo miałam czas i siły, ale i tu co nieco się wydarzyło: spotkanie autorskie wokół książki „Zwierzęta miast, czyli 22 portrety naszych nieudomowionych sąsiadów” w ramach projektu Literackie Ekoinspiracje 2024 i audycje o tej książce w Kluturotece w (Polskie Radio Dzieciom) i Jedynce Dzieciom.
No i faktycznie zrobiło mi się lepiej po napisaniu podsumowania. Może chodzi o to, że zamykając rzeczywistość w słowa, odczuwamy złudne wrażenie odzyskiwania nad nią kontroli? Jeśli tak, to zamierzam się tym złudnym wrażeniem choć przez chwilę pocieszyć.