wtorek, 26 stycznia 2010

Sezon 1, odcinek 14. Monstrualna rozwielitka

A propos wspomnianych w poprzednim poście działań w żelatynie przedstawiam fotkę giga rozwielitki. Jest to jedno ze zdjęć pochodzących z cyklu, który zrealizowałam jeszcze w czasie studiów. Przedstawiał on kolejne etapy powolnego rozkładu monstrualnej rozwielitki, która właśnie z uwagi na swoje gigantyczne rozmiary stała się istotą całkowicie bezbronną (w przeciwieństwie do prezentowanych w komercyjnym kinie gigantycznych małp, czy gadów). Planowałam zrobić taką instalację. Rozwielitkowe monstrum z żelatyny (można by rzecz, Godzilla wśród rozwielitek) gdzieś w środku miasta. Przechodnie obserwują jak rozpuszcza się pomału w promieniach słońca. Biedny, nieprzystosowany do rzeczywistości kolos.


W czasie kiedy prowadziłam „Cypel” (dodatek o kulturze niezależnej do Kwartalnika Literackiego „Wyspa”) zdjęcie posłużyło mi jako materiał ilustracyjny do artykułu o nieistniejącej reżyserce filmów animowanych realizowanych właśnie w wymyślonej przeze mnie technologii żelatyny. Artykuł można przeczytać w Kwartalniku Literackim „Wyspa” nr 3(7) wrzesień 2008, a także (już niebawem) na mojej rozbudowywanej właśnie stronie.

Na koniec – ciekawostka. Rozwielitki to w moim życiu istoty szczególne. Nie tylko podziwiałam pod mikroskopem ich kruche piękno, lecz także cierpiałam z ich powodu. Tak, tak! Wiele tygodni trudnej do zdiagnozowania choroby w dzieciństwie. A wszystko z powodu... alergii na rozwielitki, a ściślej mówiąc suchy pokarm pokarm dla rybek, który składał się wówczas z suszonych dafni właśnie. Do dziś kąpiel w jeziorze kończy się dla mnie zapaleniem spojówek (a uwielbiam zarówno pływanie jak i jeziora). W okresie szkolnym czasami korzystać z tej przypadłości. Wystarczyło kilka niuchów pokarmu dla rybek i natychmiast ogarniała mnie pełnoobjawowa infekcja górnych dróg oddechowych (z kaszlem, katarem i wspomnianym już tutaj zapaleniem spojówek).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz