Kilka zabawnych sytuacji z ostatniego spotkania autorskiego, w którym brały udział nadzwyczaj otwarte, ciekawe świata i aktywne (chwilami miałam wrażenie, że mają więcej do powiedzenia ode mnie) sześcio- i siedmiolatki.
Nadszedł czas zadawania pytań. Chodzę po sali z mikrofonem, próbując oddać sprawiedliwość wszystkim, którzy mają coś do powiedzenia, co (zważywszy na liczbę uniesionych rąk) nie jest łatwe. Wreszcie podchodzę do jednego z najwytrwalszych chłopców i podaję mu mikrofon, żeby wszyscy mogli usłyszeć, czym chce się podzielić:
- Proszę pani, a czy ja mogę zrobić siku?
Parę pytań później, zapewne w nawiązaniu do tego, że pokazałam dzieciakom pluszową książkę, która robi miny:
- A czy zrobiła już pani książkę, która pierdzi?
Po spotkaniu dzieci miały możliwość kupienia książek. Nieco spłoszona sześciolatka płaci za książkę, do której wpisuję imienną dedykację, po czym nieco zdziwiona odbiera ją z moich rąk.
- I nie będę musiała tej książki potem oddawać?
- Ech, te dzieci! - wzdycha stojąca za nią pierwszoklasistka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz