czwartek, 22 września 2011

Po powrocie z wakacji czas porozmawiać o wakacjach... od codzienności - spotknie autorskie na warszawskim Ursynowie




Kiedy wyruszaliśmy z domu, było jeszcze ciemno. Właściwie lubię te nasze wyprawy. Nie żebym jakoś specjalnie przepadał za porannym wstawaniem, zwłaszcza w weekend, ale przed podróżą to zupełnie inna sprawa. Sam nie wiem, na czym to polega. Wsiadamy do samochodu jeszcze trochę zaspani i jedziemy w całkiem nowe, nieznane miejsce. W tym czasie wstaje świt, a w drodze niesamowicie fajnie się rozmawia. Jakoś tak… bardziej na luzie. Nawet Julia mniej zrzędzi, jakbyśmy na te kilka godzin… czy ja wiem?... wyjeżdżali ze swojego życia. A potem, późnym wieczorem do niego wracamy i to też jest fajne.
(fragment książki „Ratunku, marzenia!”)

Wczoraj (21 września ) spotkałam się z Czytelnikami w BIBLIOTECE DLA DZIECI NR VII przy ulicy Wasilkowskiego 7 na warszawskim Ursynowie. Spotkanie prowadziła Ewa Gruda (kustosz Muzeum Książki Dziecięcej).
Rozmawialiśmy o przygodach, marzeniach, a także o tym jak osiągnąć kompromis, kiedy marzenia bliskich ludzi wykluczają się nawzajem.
Bardzo ciekawa okazała się dyskusja o tym jak można „wyjechać” z własnego życia. Młodzi Czytelnicy posunęli mnóstwo fantastycznych pomysłów: można głęboko się zamyślić, w ten sposób „podróżujemy” w inne światy nie ruszając się z miejsca, wystarczy nasza wyobraźnia. Można słuchać muzyki albo czytać książki. Jedna z dziewczynek ma swój „drugi świat” w... tirze swojego taty. Opowiadała jak fantastycznie spędza z nim czas podczas długich godzin oczekiwania na zakończenie załadunku. Jej kolega wyjeżdża ze swej codzienności... na rolkach odkrywając, bliskie w sensie przestrzeni, lecz „odległe” ze względu na swoją niezwykłość i tajemniczość miejsca.
Nie zabrakło naturalnie rozmowy o powrotach do codzienności, która, też miewa swoje dobre strony.

piątek, 16 września 2011

Ratunku, marzenia! - skarb w koniu


(...) spomiędzy chaszczy wyłoniła się budowla z czerwonej cegły.
Kiedyś musiała fajnie wyglądać, ale teraz była mocno zniszczona. Choć nie aż tak jak pałac. Najbardziej podobały mi się drzwi, a właściwie miejsce po nich, z takimi jakby kolumienkami po obu stronach.

– Nie rozumiesz? W końskich zwłokach był skarb!!!
– Skarb? Skąd ci to przyszło do głowy?
– A właśnie! Stąd, że o to pytasz! – triumfowała Majka.
– Nie kumam.
– Chodziło o kryjówkę, w której nikomu nie przyjdzie do głowy szukać. I jeszcze… żeby ludzie się jej brzydzili.

(fragmenty książki"Ratunku, marzenia!")

Na zdjęciu mauzoleum Dohnów w Gładyszach. Do dziś wśród okolicznej ludności, krążą opowieści o znalezionym tam po wojnie (a może pod koniec wojny?) martwym koniu, w którym podobno ukryty był skarb. Ja sama słyszałam ją od kilku osób, w kilku wersjach. Czytelnicy mojej książki poznają tę tajemniczą historię dzięki najbardziej chyba ekscentrycznej bohaterce powieści - Majce. To dzięki niej pobyt we wsi Książki nabrał dla Mirka kolorów, bo, chociaż bywała irytująca, nie sposób się przy niej nudzić.

czwartek, 15 września 2011

"Ratunku, marzenia!" - Gładysze




Niestety, w tej chwili pałacowi daleko było do wspaniałości. Zrobiło mi się nawet trochę smutno, bo na jednym z murów umieszczono wielkie zdjęcie, które pokazywało, jak kiedyś wyglądała budowla, i bardzo to odbiegało od teraźniejszości. W ruinach zamiast ludzi zadomowiły się rośliny, co dawało dość dziwny efekt, no bo wyobraźcie sobie, że ze ściany dawnej komnaty (zachowały się nawet resztki ozdobnego kominka) wyrastają drzewka i krzaki.
(fragment książki "Ratunku, marzenia!")

Ukazanie się książki zmobilizowało mnie do opublikowania zdjęć jednego z najbardziej niezwykłych miejsc, które poznaliśmy podczas naszych warmińskich wypraw. Pałac w Gładyszach, dawniej siedziba arystokratycznego niemieckiego rodu zu Dohnów, istnieje naprawdę (tym razem powściągnęłam wodze wyobraźni, która każe mi łączyć rozmaite miejscowości w jedno), a raczej istniał, bo dziś zostały po nim (jak widać powyżej) tylko ruiny. Jego skróconą (z konieczności) historię włożyłam w usta staruszka, którego spotkali bohaterowie książki podczas zwiedzania ruin.
Gładysze to jedno z ulubionych przez poszukiwaczy skarbów i zbieraczy dawnych historii miejsc w tej części Warmii, o czym mogłam się przekonać odwiedzając rozmaite fora eksploracyjne. Z wsią związanych jest mnóstwo niezwykłych historii, które poznaliśmy rozmawiając z mieszkańcami, a które, na razie w postaci notatek gromadzę w pamięci swojego laptopa

wtorek, 13 września 2011

Ratunku, marzenia! - skąd wzięła się nazwa Książki



- Zaraz, zaraz... - odezwała się wreszcie mama. - Przecież... To chyba niemożliwe! - wykrztusiła wreszcie. Ta wieś nazywa się... Książki!!!
(fragment książki "Ratunku, marzenia!")

Podczas jednego z pierwszych rekonesansów po okolicach prawie naszego (byliśmy na etapie podejmowania decyzji)warmińskiego domu, natknęliśmy się na uwieczniona na zdjęciu tabliczkę.
"O jakże to byłoby cudownie mieć dom w miejscowości Książki" - pomyślałam. Co prawda nazwa naszej wsi również jest bardzo fajna, ale perspektywa pisania książki w wiosce o nazwie Książki była na tyle kusząca, że urzeczywistniłam ją w wydanej właśnie powieści :)

Książkowe Książki ;) są swego rodzaju kompilacją kilku warmińskich (a także położonych na Wysoczyźnie Elbląskiej) miejscowości, które miałam okazję poznać już po kupieniu domu (wizję uzupełniłam naturalnie "produktami" swojej wyobraźni). Cudowny krajobraz "ściągnęłam" z Ławek, babcie z kijkami od nordic walking widziałam w Wilczętach, a cudowną energię, która pozwoliła zjednoczyć się w obronie i odbudowie zagrożonej wspólnej przestrzeni (tz. świetlicy) znam m.in. z Aniołowa i Nowego Monasterzyska. We wszystkich miejscach miałam okazję poznać ciepłych, serdecznych, interesujących ludzi.