poniedziałek, 15 grudnia 2014

OKO na wspomnienia i OKUlarnik

 
Wciąż jestem pod wrażeniem spotkania, o którym pisałam w jednym z wcześniejszych postów. Poczułam się tak, jakby ktoś "zzoomował" ostatnich dwadzieścia parę lat mojego i moich przyjaciół życia. Impreza, której, nawiasem mówiąc, byłam pomysłodawczynią (a widoczny na zdjęciu Marek Ławrynowicz znakomicie wprowadził mój pomysł w życie) dotyczyła działającego przed ponad dwudziestu laty w Ośrodku Kultury Ochoty Klubu Literackiego OKO. Z niektórymi z jej bohaterów spotkałam się po raz pierwszy od lat, z innymi utrzymuję stały kontakt. Wszystkie z tych spotkań były wyjątkowe. Co ciekawe, nasze opowieści okazały się ciekawe nie tylko dla osób bezpośrednio (z uwagi na sentyment) zainteresowanych, lecz również dla osób z Klubem Literackim OKO zupełnie nie związanych. Mój syn i moja przyjaciółka z współczesnych czasów powiedzieli, że zazdroszczą, że spotkało mnie w życiu takie doświadczenie.      
Zgodnie  z daną tu obietnicą przeczytałam opowiadanie, z którym jako dziewiętnastolatka przyszłam do OKA. Dziś w całości je tutaj przytaczam.  

OKULARNIK

Tej nocy A. obudził własny krzyk. Zabrzmiał groźnie i obco. Ze snu, którego treści A. nie mógł sobie przypomnieć, pozostały tylko strzępy obrazów i fabuł, tak dziwnych, że aż trudno było uwierzyć, że powstały w jego głowie. Przez chwilę trwał w osobliwym stanie półsnu, półjawy. Dopiero spojrzenie w jaśniejący prostokąt okna i wyłaniające się rozrzedzającego się powoli mroku kontury dobrze znanych sprzętów rozproszyły niepokój i przywróciły poczucie bezpieczeństwa. Zapalił światło, żeby nacieszyć się widokiem swojskiej i nieskomplikowanej rzeczywistości i właśnie w tej chwili coś poruszyło się pod stołem. A. nałożył okulary (wzrok popsuł sobie czytając mądre książki i oglądając głupie filmy w telewizji) i oniemiał. Spod stołu przyglądała mu się różowa w błękitne gwiazdeczki kobra (lub jak kto woli okularnik) w drucianych trochę staroświeckich okularach. Stanowiła nader malowniczy element ożywiając monotonię brązów i szarości dość konserwatywnie urządzonego wnętrza. A. nie w głowie była jednak analiza walorów estetycznych niezwykłego zjawiska. Z niedowierzaniem przetarł oczy. Czyżby wciąż jeszcze śnił? Czyżby przyśniło mu się własne przebudzenie? Uszczypnął się mocno w ramię, jak to zwykli czynić w podobnych okolicznościach bohaterowie powieści przygodowych. Dziwny gość pozostał na swoim miejscu. A. stropił się, nie wpadł jednak w panikę, jakby z pewnością uczyniło wielu na jego miejscu. Wiedział, że nie należy nadmiernie ufać zmysłom. Nie na darmo był studentem psychologii, jednym z najlepszych na swoim roku. Znał dobrze podobne przypadki z literatury fachowej, znał je również z autopsji. Krótkotrwały i wstydliwy epizod z przeszłości, przelotna przygoda ze środkami halucynogennymi, z której, na szczęście w porę się wycofał, nauczyły go sceptycyzmu. A. należał do ludzi, którzy potrafią wyciągnąć właściwe wnioski ze swoich doświadczeń. Kobra nie mogła być niczym innym jak tylko halucynacją. Gdyby choć była brunatna, czarna, krwistoczerwona lub w jakimś innym pasującym do tego gatunku kolorze. Ale różowa w błękitne gwiazdeczki?! No bez przesady!!!
A. zrobił pośpiesznie kilka postanowień dotyczących unormowania trybu życia, ewentualnej wizyty u lekarza psychiatry, łyknął kilka proszków i zaczął ponownie układać się do snu. Jego decyzja spowodowana zdrowym rozsądkiem, godnym podziwu opanowaniem i wyczuciem realiów zdecydowanie nie przypadła do gustu kobrze, która najwyraźniej poczuła się dotknięta faktem, że całkowicie zignorowano jej obecność, odebrano prawo do istnienia. Wypełzła spod stołu i sycząc głośno zaczęła zbliżać się do łóżka. Niezrażony tym A. powtórzył w myślach wszystko, czego nauczono go o omamach słuchowych. Gdy wpełzła na rękę przypomniał sobie, że istnieją również halucynacje dotykowe. Gdy wbiła zęby w jego ciało, nie uwierzył we własny ból. Zmarł kilka godzin później. Do końca nie był pewien – naprawdę, czy tylko mu się własna śmierć przyśniła.

UWAGA: Prawdopodobieństwo spotkania we własnym mieszkaniu różowej w błękitne gwiazdeczki kobry w drucianych trochę staroświeckich okularach jest tak niewielkie, że właściwie równe zeru, jednak istnieje. Strzeżmy się okularników!

poniedziałek, 8 grudnia 2014

KSIĄŻKA ROKU 2014

Stowarzyszenie Przyjaciół Książki dla Młodych – Polska Sekcja IBBY
zaprasza w dniu 9 grudnia 2014 o godzinie 17.00
do Sali Audiowizualnej Muzeum Literatury, Rynek Starego Miasta 20,
na uroczystość ogłoszenia wyników konkursu Polskiej Sekcji IBBY
„KSIĄŻKA ROKU 2014”

oraz wręczenia dyplomów Listy Honorowej IBBY.

P.S. I ja również, jako jedna z nominowanych, do tego zaproszenia się dołączam :)

czwartek, 4 grudnia 2014

Okularnik w OKU

OKULARNIK

Tej nocy A. obudził własny krzyk. Zabrzmiał groźnie i obco. Ze snu, którego treści A. nie mógł sobie przypomnieć, pozostały tylko strzępy obrazów i fabuł, tak dziwnych, że aż trudno było uwierzyć, że powstały w jego głowie. Przez chwilę trwał w osobliwym stanie półsnu, półjawy. Dopiero spojrzenie w jaśniejący prostokąt okna i wyłaniające się rozrzedzającego się powoli mroku kontury dobrze znanych sprzętów rozproszyły niepokój i przywróciły poczucie bezpieczeństwa. Zapalił światło, żeby nacieszyć się widokiem swojskiej i nieskomplikowanej rzeczywistości i właśnie w tej chwili coś poruszyło się pod stołem. A. nałożył okulary (wzrok popsuł sobie czytając mądre książki i oglądając głupie filmy w telewizji) i oniemiał. Spod stołu przyglądała mu się różowa w błękitne gwiazdeczki kobra (lub jak kto woli okularnik) w drucianych trochę staroświeckich okularach. Stanowiła nader malowniczy element ożywiając monotonię brązów i szarości dość konserwatywnie urządzonego wnętrza. A. nie w głowie była jednak analiza walorów estetycznych niezwykłego zjawiska. Z niedowierzaniem przetarł oczy. Czyżby wciąż jeszcze śnił? Czyżby przyśniło mu się własne przebudzenie? Uszczypnął się mocno w ramię, jak to zwykli czynić w podobnych okolicznościach bohaterowie powieści przygodowych. Dziwny gość pozostał na swoim miejscu. A. stropił się, nie wpadł jednak w panikę, jakby z pewnością uczyniło wielu na jego miejscu. Wiedział, że nie należy nadmiernie ufać zmysłom. Nie na darmo był studentem psychologii, jednym z najlepszych na swoim roku. Znał dobrze podobne przypadki z literatury fachowej, znał je również z autopsji. Krótkotrwały i wstydliwy epizod z przeszłości, przelotna przygoda ze środkami halucynogennymi, z której, na szczęście w porę się wycofał, nauczyły go sceptycyzmu. A. należał do ludzi, którzy potrafią wyciągnąć właściwe wnioski ze swoich doświadczeń. Kobra nie mogła być niczym innym jak tylko halucynacją.

 Powyżej fragment mojego młodzieńczego opowiadania, które (o ile pamięć mnie nie myli) przyniosłam w 1986 roku na pierwsze spotkanie w Klubie Literackim OKO. To był ważny czas dla mnie, ważne miejsce i ważnych ludzi tam spotkałam. Kilkoro z nich do dziś jest moimi przyjaciółmi.
Przechodziłam wówczas jeden z burzliwszych momentów swojej młodości i znalazłam w OKU nie tylko potwierdzenie wybranej przeze mnie drogi, lecz również miejsce, które pomogło mi odnaleźć swego rodzaju stabilizację.

W dziennikach z tamtego czasu piszę tak:

Trafiłam na warsztaty literackie. Są tam ludzie dużo starsi ode mnie, po studiach polonistycznych, filozoficznych... Jestem albo najmłodsza albo należę do najmłodszych. Taka 19-nastoletnia gówniara.
Czytałam im swoje wiesze i opowiadania. Słuchali w prawdziwym skupieniu, nie przypuszczałam, że zrobi to na nich takie wrażenie, że to, co robię zostanie tak wysoko ocenione.

(noc z 5 na 6 IV 1986 r.)

Znalazłam schronienie, miejsce, w którym jestem akceptowana nie tylko ze względu na zdolności (co b. mnie podnosi na duchu, mobilizuje do pracy) lecz także w wielu innych kwestiach.
W dyskusjach prowadzonych w Klubie Literackim odnajduję (...) sprawy, które niejednokrotnie zaprzątają moje myśli.

(...)
Rozumieją ból, który rodzi się przy odsłanianiu spraw najintymniejszych, przy wyrzekaniu się na pewien sposób prawa do życia osobistego i intymności.

(...)
Prawdziwym poetą jest ten, który widzi więcej niż czubek własnego nosa lub potrafi tak bardzo zagłębić się w siebie, wyrazić sprawy tak intymne, że przez to bliskie nieomal każdemu. (...) własnym uczuciom nadać walor uniwersalny.
Mamy urządzić nasz wieczór poetycki i wydać (na ksero naturalnie) zbiorowy tomik naszej poezji. Ja mam się zając opracowaniem graficznym. Przeraża mnie to trochę.
(12 i 13 IV 1986)


Co ciekawe dla wielu Klubowiczów pisanie okazało się czymś więcej niż młodzieńczą przygodą - choć dziś trudno w to uwierzyć w tamtych czasach młodzi ludzie nieomal masowo (no może trochę przesadzam) pisali wiersze. Do dziś wielu z nas zajmuje się literaturą, choć każdy wybrał nieco inną drogę.

To wszystko sprawia, że z niecierpliwością czekam  na spotkanie po latach w literacko klubowym gronie i cieszę się, że również Państwo będą mogli w tym wydarzeniu uczestniczyć.
     
Ośrodek Kultury Ochoty i niezależna audycja literacka „Książki pod lupą” zapraszają
na drugie spotkanie z cyklu OKOlica literacka.

Pisarze i poeci tworzący przed laty „Klub literacki OKO”
opowiedzą o tamtych doświadczeniach a także o tym jak później wyglądała ich droga literacka.

Zaproszeni zostali:
Katarzyna Ciesielska, Agnieszka Herman, Elżbieta Kroszczyńska, Dorota Suwalska, Dagna Ślepowrońska, Konrad T. Lewandowski, Andrzej Naglak, Krzysztof Szurmak, Kamil Witkowski.

Moderator: Marek Ławrynowicz

Ośrodek Kultury Ochoty OKO
Grójecka 75, 02-094 Warszawa


13 grudnia
o godzinie 17:00

 Wstęp Wolny

P.S. Powyżej reprodukcja okładki mojego pierwszego (wydanego przez OKO) tomiku. O moich graficznych działaniach w Klubie Literackim - przeczytacie TUTAJ!
Kolejne P.S. Być może na spotkaniu przeczytam ciąg dalszy "Okularnika" :)

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Stare fotografie i rodzinne recepty...

Negatyw zdjęcia, które widzicie powyżej został "odkopany" przy okazji przygotowań do nowego filmu dokumentalnego mojego syna. Fotografia pochodzi sprzed 23 lat i przedstawia... mnie i... jego zarazem (na zdjęciu jestem w ciąży). Niedawno (dzięki projektowi syna) po raz pierwszy zobaczyłam ten obrazek w pozytywie.
W tajemniczych zakamarkach mojego domu zalega sporo, nie mniej tajemniczych, slajdów, odbitek i negatywów, czekających latami na właściwą "okazję". Toteż bardzo się ucieszyłam, że temat, który wybrał mój syn zmobilizował mnie do spenetrowania tych "czeluści" i pozwolił na małą sentymentalną podróż. Zwłaszcza, że z każdym zdjęciem związana jest jakaś historia. Z tym oczywiście również. Pytanie, które nasuwa się w pierwszej chwili dotyczy zapewne mojego, że tam się wyrażę, stroju. Dlaczego jestem w masce przeciwgazowej?
Cóż za pytanie?
Oczywiście dlatego, że będąc w ciąży malowałam dyplom na ASP (stąd specyficzne pochlapane farbami wdzianko) i chciałam ochronić "dzidziusia" przed zgubnymi skutkami malarstwa.
Wciąż nie rozumiecie, o co chodzi?
Otóż... wszystko zależy od technik malarskich, jakie się stosuje. Ja od czasu do czasu sypałam pigment i nie chciałam tego pigmentu wdychać. Oczywiście niebagatelnym powodem skłaniającym mnie do sięgnięcia po tak radykalny środek ochrony był fakt, że uznałam to za zabawne i fotogeniczne. Prawdę mówiąc, nie robiłam nic co zmuszało by mnie do tak daleko posuniętej ostrożności - z okazji ciąży zrezygnowałam nawet z malowania farbami olejnymi (żeby nie wdychać terpentyny) na rzecz dużo bardziej przyjaznej w tych okolicznościach tempery jajowo-olejnej.

Przy okazji fotograficznej podróży w przeszłość mojego syna przypomniałam sobie również kilka własnych niezrealizowanych okołofotograficznych pomysłów - może wreszcie zmobilizuję się, żeby się za nie zabrać.
Na razie jednak zachęcam do zapoznania się z filmowym projektem syna.
Tu link do prezentacji jego projektu na portalu Wspieram Kulturę:
http://wspieramkulture.pl/projekt/816-Ide-po-rade  

 A oto, co sam autor pisze o swoim projekcie:

Mój film będzie się opierał na eksperymencie - przez okres zdjęć będę spotykał się z moimi bliskimi, głównie rodziną - tą najbliższą i tą, z którą nie miałem kontaktu od lat.
Chcę odbyć z nimi rozmowy na temat ich życiowych wyborów i wydarzeń, które miały na nich największy wpływ.
Każda z tych dyskusji ma doprowadzić do sformułowania zadania / rady, której zrealizowanie, ich zdaniem, pomoże mi przyszłym, dorosłym życiu. Każde z tych zadań będę musiał wcielić w życie i to też stanie się częścią akcji filmu.
Jeśli chcesz zobaczyć gdzie doprowadzą mnie dobre rady, wesprzyj ten projekt!

Liczę na to, że mój film stanie się opowieścią, która będzie na pewien sposób uniwersalna.
Chcę opowiedzieć o rodzinie i o tym jak pewne decyzje i wydarzenia mają wpływ i determinują życie kolejnych pokoleń.
Chciałbym pokazać, jak poprzez nasze doświadczenie, wybory “tworzymy” nasze dzieci, wnuki i bliskich.

(Iwo Kondefer)