Pierwszy etap montażu wystawy mamy już za sobą. Przy tej okazji mój mąż doznał uszczerbku ;) na zdrowiu - a konkretnie jego palec. Szczęśliwie obrażenia niegroźne ;). Ale ślady krwi zostały na planszy (na szczęście mieliśmy zapasową).
Kiedy wracaliśmy wczoraj z Galerii zdałam sobie sprawę, że wystawa ma wiele wspólnego z tym blogiem. Tam też "reżyseruję słowa" - tyle, że w przestrzeni. A wczoraj montowałam je w "inne trudne do sklasyfikowania formy"(cytat z zakładki "o sobie"). Tytuł "Tekstowy serial" pasuje w równym stopniu do bloga, co do wystawy. "Użytkownicy" Galerii przechodząc po linkach od strony do strony "zwiedzają" kolejne odcinki wystawy. Zaś poszczególne zadania literackie w trzeciej sali również układają się w coś w rodzaju literacko-terapeutycznego serialu.
No tyle, że moja wystawa to taki raczej serial hipertekstowy - zwłaszcza pierwsza sala. A to z uwagi na nielinearność akcji, oraz fakt, że piesza "nawigacja" ;) pomiędzy poszczególnymi odcinkami zależy od tego, który z niebieskich linków wybierze użytkownik.
Kolor linków/linek to kolejna zbieżność z blogiem - przed epoką "tekstowego serialu" raczej unikałam błękitów.
I jeszcze jedna refleksja z przedwystawowych wydarzeń. Fakt, że jestem rozpoznawalna jako autorka książek dla dzieci determinuje odbiór innych moich projektów. Tymczasem "linki: www.terapia.me" to wydarzenie dla dorosłego użytkownika - o czym świadczy chyba powyższy opis. I nie chodzi przecież o to, zawarłam w nim jakieś świństwa, tylko o tematykę, która raczej nie zafascynuje przedszkolaka (jak oczekują niektórzy), choć, przyznam, może zaciekawić gimnazjalistę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz