wtorek, 30 sierpnia 2011

Prawda poprzez fikcję

Z okazji opublikowania mojej pierwszej, wydanej drukiem książki dla dzieci ("Znowu kręcisz, Zuźka") Wydawca poprosił mnie o napisanie krótkiej notki na swój temat. Znalazły się w niej, między innymi, takie oto słowa:
"Ostatnio przypomniałam sobie, że miałam przecież zostać pisarką. Pewno dlatego któregoś dnia zadzwoniła do mnie pani z Naszej Księgarni (ta pani chyba jest jasnowidzem). W efekcie powstała książka o rozbrykanej i sympatycznej Zuźce. W międzyczasie robiłam różne interesujące rzeczy: Szukałam z mężem Darkiem Kondeferem (grafikiem i fotografem) idealnego domu w miejscu prawie nietkniętym stopą turysty - poszukiwania prowadzimy do dzisiaj razem z naszym synem".
Słowa te zamieściłam nieprzypadkowo - bowiem rodzice Zuźki również poszukiwali idealnego domu w miejscu prawie nietkniętym stopą turysty.
Rodzice Mirka - bohatera i narratora mojej najnowszej książki ("Ratunku, marzenia!", premiera 2011-09-07) już go znaleźli. Wcześniej my znaleźliśmy taki dom. Skłamałabym jednak twierdząc, że "Ratunku, marzenia!" to autobiograficzna powieść. Tak się bowiem składa, że jeśli wykorzystuję prawdziwe historie w swoich książkach robię to z lenistwa, zmieniając uprzednio kontekst, okoliczności, podstawiając niepodobnych do pierwowzoru bohaterów. Życie czasem tworzy lepsze fabuły niż mogłabym wymyślić. To, co naprawdę dla mnie ważne, chcąc zmylić tropy, starannie przepakowuję w wymyślone postacie i nieprawdziwe wydarzenia. W efekcie bywa tak, że fikcja jest w moich książkach prawdziwsza od prawdy.

Po co te wszystkie zabiegi?
Po pierwsze - z powodu mojego, wspominanego tu wielokrotnie, introwertyzmu.
Po drugie - nigdy nie jestem pewna, czy osoby, które mnie zainspirowały, byłyby zadowolone odnajdując się w mojej książce. Dlatego (trochę w opozycji do lenistwa, o którym pisałam) pracowicie przekształcam bohaterów, tak, że często stają się kimś zupełnie innym niż pierwowzór. Choć z drugiej strony, kiedy samej siebie zapytam, czy chciałabym odnaleźć siebie w jakiejś książce, to muszę powiedzieć, że owszem - byłoby to całkiem miłe. Więc może ta moje starania są całkiem zbędne?
Trzeci powód (najważniejszy i mający najczęstsze zastosowanie) - zmieniam realia, bo tego wymaga logika opowiadanej przeze mnie historii, robię to dla dobra dobra książki. Z tego powodu nie waham z mężczyzny uczynić kobietę; z psa kota; połączyć w jedną wieś pięciu miejsc naraz (okraszając je dodatkowo wytworami własnej fantazji); wariactw, które w oryginale były udziałem dorosłych przypisać dzieciom (albo na odwrót)... Nie dotyczy to naturalnie faktów historycznych itp.

W kolejnych odcinkach mojego blogo-serialu postanowiłam uchylić rąbka "tajemnicy" i spróbować pokazać jak to w moim pisaniu działa, w jaki sposób splatam fantazję z realiami, by uzyskać ten szczególny rodzaj prawdy - prawdę poprzez fikcję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz