I jeszcze jeden obrazek z wystawy ;) Autorką jest Nela Fleks.
Awaria sieci i dzielny ratowniczy. Szczęśliwie katastrofa informatyczna ;) została zażegnana. Oj działo się tego dnia, działo w Galerii Działań!
I jeszcze jeden obrazek z wystawy ;) Autorką jest Nela Fleks.
Awaria sieci i dzielny ratowniczy. Szczęśliwie katastrofa informatyczna ;) została zażegnana. Oj działo się tego dnia, działo w Galerii Działań!
15 listopada
Wczoraj (tz. w niedzielę wieczorem) prosto z planu filmowego w Galerii Działań wybrałam się do Ławek (dość radykalna zmiana klimatu).
Skąd ten filmowy plan? Przyjaciel sprzed lat postanowił nakręcić o mnie dokument, a właściwie o mojej wystawie. Stąd też drobna korekta planów (miałam wyjechać z mężem w sobotę). Na razie jednak zamilknę na temat filmu i wystawy, ponieważ muszę przestawić swój umysł na zupełnie inne, pozawystawowe tory i z tym właśnie związany jest mój tutaj pobyt. Rzecz w tym, że w dość krótkim terminie powinnam skończyć książkę. Akcja dzieje się na Warmii - stąd nadzieja, że łatwiej się tutaj wczuję w temat. Poza tym: cisza, spokój, brak rozpraszających bodźców i nadzieja, że ten właśnie zestaw potencjalnie sprzyjających czynników pomoże mi skupić się na pracy.
Tak więc spędzę tu tydzień sama. Bez netu, radia, samochodu...
- Po prostu nie będziesz miała innego wyjścia niż pisać książkę – przekonywał mąż.
Cóż, nie przewidział, że mogę jeszcze pisać bloga off-line z zamiarem późniejszej publikacji. No ale to postanowiłam zachować sobie na deser. Jak więc łatwo się domyślić – popisałam już trochę i właśnie jestem w trakcie deseru ;)
Na marginesie – po raz pierwszy musiałam dojechać w okolice Ławek środkami komunikacji publicznej. Szukając najlepszego połączenia przeżyłam kilka zaskoczeń – pociąg do Pasłęka, o ile mnie pamięć nie myli, jedzie z Warszawy nawet 9 godz!!! (w tej chwili nie zweryfikuję tej informacji z powodu braku netu); PKS do Pasłęka (lub Ornety – nie pamiętam) ok. 5 (no to już lepiej!). Wybrałam prywatną linię Radex – najtaniej i najszybciej. Do Ornety dotarłam w niecałe 4 godz. za jedyne 35 zł (bilet normalny). Zadbano zarówno o potrzeby fizjologiczne (WC) jak i rozrywkę (projekcja całkiem dobrego filmu). Była nawet stewardessa autobusowa, która wypisywała bilety i proponowała picie. I to wszystko jakoś musi im się opłacać.
P.S. Ciekawostka. Okazało się, że Misiek – mój przyjaciel od filmowania www.terapii od lat fotografuje ławki ;)
popołudnie:
Kolejny deser ;) Co oznacza, że jestem po drugiej w tym dniu sesji pracy nad książką (dziś skupiłam się na duchach). Teraz muszę trochę odparować mózg. Wypiję kawę i pójdę na krótki spacer zanim zajdzie słońce. Pomysł z wyjazdem, jak na razie się sprawdza. Rzeczywiście łatwiej tutaj się skupić.
Przypominam sobie czasy tuż po przeprowadzce do Nadarzyna. Z jednej strony czułam się tam jakbym mieszkała „na wakacjach”, z drugiej dużo było to idealne miejsce do pracy twórczej. Dziś zamieniło się ono obszar codziennego rozgardiaszu. Ciekawe, gdzie będę musiała się wynieść, gdy w takie miejsce zamienią się Ławki?
16 listopada
Uff... pierwsza poranna sesja pracy nad książką za mną. Dziś pisałam o poszukiwaniu skarbów. A właściwie dopiero zaczęłam ten temat.
Nie jest łatwo. Rzecz w tym, że chciałabym zawrzeć w tej książce bardzo wiele. Ma opowiadać o dążeniu do realizacji marzeń – zarówno w pozytywnym, jak i negatywnym aspekcie. O skarbach – dosłownie i metaforycznie, bo dla każdy z nas rozumie to słowo zupełnie inaczej. O fascynacji tym miejscem, w którym czas się zakrzywia i nagle znajdujemy się bliżej przeszłości. I jeszcze do tego ma być lekko i zabawnie.
Wczorajszy spacer nie do końca się udał. Wyszłam na zewnątrz i zobaczyłam za płotem jakichś ludzi. I nie byli to sąsiedzi (podobno geodeci robili pomiary w związku z planowaną drogą). Tak mnie to zaskoczyło, że zebrawszy trochę drewna na opał wróciłam do domu. Kolejne podejście do spaceru (już o zmierzchu) skończyło się ugrzęźnięciem po łydki w błocie.
Wieczorem zajrzałam do sąsiadów.
późne popołudnie, wczesny zmierzch...
Dziś mocne wrażenia przyrodnicze. Widziałam tamę bobrową, tamę bobrzą. Niesamowite!!!Natychmiast umieściłam to w książce.
Poza tym zamiotłam kuchnię (w ramach rozrywki pomiędzy poszczególnymi etapami pracy nad powieścią), a w tej chwili gotuję makaron. Ponieważ przezornie nie wzięłam ze sobą żadnej lektury – czytam gazety na podpałkę. To mniej wciąga niż interesująca powieść, więc mniejsze ryzyko odciągnięcia od pracy. Słowem - a właściwie dwoma słowami – totalny minimalizm.
Piszę pomału, ale piszę. Nigdy nie byłam w tej dziedzinie sprinterką. Zresztą pisanie to nie wyścigi. Choć można odnieść takie wrażenie, gdy trzeba zdążyć przed terminem.
Tak czy owak doszłam do takiego etapu, że wzruszam się pisanymi przez siebie słowami. Dziś uroniłam nawet parę łez nad laptopem.
wieczór
Dochodzi dziewiętnasta, a ja mam wrażenie, że to już środek nocy. Trzeba było jednak wziąć coś do czytania (prócz podpałki) bo mózg mam zaparowany i chyba nic już dzisiaj nie napiszę.
17 listopada
Pisanie i ciąg dalszy minimalistycznej egzystencji. Choć coś się zaczyna zmieniać. A mianowicie wygląda na to, że powoli przystosowuję się do nowych warunków. Co prawda wczoraj wieczorem nie mogłam się doczekać pory, o której będę mogła wreszcie położyć się spać – wydawało mi się, że 19.00 to jakoś za wcześnie (nie mam pojęcia skąd u mnie te stereotypy?). Jednak po doczekaniu do właściwej na spoczynek godziny (między 21, a 22 – i tak bardzo wcześnie) nie mogłam zasnąć, co jest dość typowym dla mnie zjawiskiem. W związku z tym wstałam, odpaliłam kompa i zaczęłam pisać. Niewykluczony, że przechodzę na charakterystyczny dla mnie tryb nocny, na co dzień zakłócony przez edukację mojego syna.
Chyba zaczynam łapać wiatr w słowa.
Dobrze, że wczoraj poszłam „odwiedzić” bobra, bo dziś pogoda ohydna.
wieczór
Ckni mi się i jestem zmęczona pisaniem.
18 listopada
Dzień towarzyskich atrakcji. Byłam w sklepie, zajrzałam do Grażynki, a wracając spotkałam pięknego J, który streścił mi ostatnie miesiące swojego życia i zdradził plany na przyszłość.
Chyba wreszcie chwyciłam ten tekst „za język” ;), bo do dziś ten tekst wydawał mi się mało barwny językowo. Szkoda tylko, że nie umiem szybciej pisać.
Rzecz w tym, że zanim napiszę muszę się dowiedzieć, co mam pisać. A to już nie jest takie łatwe. W związku z tym prowadzę nieustające konsultacje (sama ze sobą) na temat, że tak się wyrażę „tematu”;).
19 listopada
Chyba dopiero zaczynam się rozkręcać. Gdybym została tu jeszcze ze dwa tygodnie to może dokończyłabym książkę. A przynajmniej jej pierwszą wersję. Główny problem jest z selekcją. Nadmiar materiałów, pomysłów... Żal ciąć.
W ramach przerwy odwiedziłam sąsiadów.
20 listopada
Uff... wreszcie udało mi się przebrnąć przez wyjątkowo kryzysowy rozdział – prawie się obawiałam, że go nie napiszę.
W domu panowie hydraulicy. To ciekawe, nie cierpię remontów, a to już druga książka z remontem w tle (tz. chodzi o to, że piszę w niej o remoncie, a nie że piszę ją w trakcie remontu).
Dziś przyjeżdża Darek :) Jutro powrót.
popołudnie
Oj! Chyba mam dziś kryzys.
wieczór
Dziś u Janeczki poznałam nowy smakowicie brzmiący przepis: gołąbki z ziemniakami i kaszą (do tego kwaśna śmietana)
Przed snem lubię oglądać przedostające się przez szpary drzwiczek kuchni kaflowej migotliwe, gorące światło.
Przejrzałam sobie notatki. O rany! Ile tu jest do opisywania na tej Warmii!!!
I sfotografowany wśród liter fotograf ( Paweł Gutowski)
Zdjęcia robili Monika, Artur Friko Zduniuk oraz Iwo.
A także posty wykonane w technikach łączonych - literacko/ASCII-artowych.
Dziękuję najserdeczniej wszystkim Użytkownikom za dopisanie się do Wystawy :)
Lista Zadań literackich tutaj.
Wątek ASCII-warsztatowy zaprezentuję wkrótce.
Zdjęcia robili Iwo, Monika i Artur Friko Zduniuk - wszyscy obecni na powyższych fotografiach :) Dziękuję!!!
Fot. Marzena Paczkowska. Na zdjęciach:fragment "www.terapii", który posłużył jako przykład jednego z zadań oraz literacko-terapeutyczne "posty" opublikowane on-line ;) przez Użytkowników wystawy.
Zgodnie z życzeniem wernisażowych gości publikuję na blogu www.terapii listę zadań literackich, które mogli rozwiązywać Użytkownicy Wystawy. Zachęcam do przesyłania rozwiązań w formie komentarzy do posta. listę zadań literackich, które mogli rozwiązywać Użytkownicy Wystawy. Zachęcam do przesyłania rozwiązań w formie komentarzy do posta.
"przejdź dalej" - w tej sali Użytkownik miał szansę wstępnie się zorientować o co w tym wszystkim chodzi - pod warunkiem, że podczas zwiedzania trzymał się linków. Rzecz w tym, że punktem wyjścia do pracy nad wystawą była moja książka pt. "www.terapia.me" (tytuł jest zarazem adresem strony). Książka szczególna - „dosłowny” zapis kilkunastu sesji nieistniejącej internetowej grupy terapeutycznej - Warsztatów Wirtualnego Urzeczywistniania Marzeń. Nic więc dziwnego, że przestrzeń galerii pełna była odniesień do wirtualnej sieci.
Tak więc linki symbolizowały... linki i pełniły tę samą, co w internecie rolę - pozwalały przechodzić od strony do strony. Na zdjęciu jedna z najlepiej olinkowanych stron. Podobnie jak w wirtualnym świecie Użytkownik Wystawy może wybierać za którym linkiem podążyć i w ten sposób sam decydować o sposobie zwiedzania wystawy.
Zaś zakładki symbolizowały... zakładki - wystarczyło za ich pomocą otworzyć stronę ;)
Na zdjęciu egzemplarz papierowej wersji książki "www.terapia.me", który podczas Wystawy pełnił rolę Archiwum. Nic więc dziwnego, że wiele linków prowadziło właśnie do niej. Tu można była znaleźć pełen zapis wymyślonej przeze mnie edycji Warsztatów Wirtualnego Urzeczywistniania Marzeń i wiele przydatnych podczas użytkowania Wystawy informacji. W tle wejście do następnej sali.
Sala 2 - Strefa liter zwana również Przymierzalnią Fontów
Odwiedziny w niej to wejście do wnętrza nienapisanych tekstów i obrazów. W Przymierzalni Fontów Użytkownicy mogli zaopatrzyć się tam we własne litery - przydatne w kolejnej sali (majaczącej w tle). Wystarczyło zdjąć je z błękitnych linek.
Sala 3 - Sala LITERAcko TERAPEUTYCZNA
Miejsce o warsztatowym charakterze - przestrzeń przygotowana specjalnie dla gości Galerii. To właśnie tutaj użytkownicy Wystawy będą mieli okazję "dopisać się" do Wystawy.
Rozpisane w punktach literackie zadania podczepione na podłodze do niebieskich linii. Do tego podwieszone pod sufitem przykłady jak poradzili sobie z nimi bohaterowie "www.terapii" czyli powiększone fragmenty książki.
A tu manualny edytor tekstu: "opcja: zapisz", "opcja: wytnij" itd.
Autorka ręcznie edytuje tekst wyciągając ze szklanki długopis. Na ścianach "instrukcja obsługi" LITERAcko terapeutycznej sali. W lewym rogu ASCII-awatar ułożony dla zachęty z przyniesionych z Przymierzalni Fontów znaków.
I na zakończenie....
Zmaterializowana w Przymierzalni Fontów autorka - czeka na gości...
c.d.n.
fot. Darek Kondefer
Dziękuję serdecznie wszystkim przybyłym - zwłaszcza, że zgodnie z moimi życzeniami poczuli się bardziej UŻYTKOWNIKAMI niż Widzami wystawy. To dzięki nim podlegała ona nieustannej ewolucji podczas wernisażu, co sprawiło mi ogromną radość. Najpierw z "opcji zapisz" - t.z. długopisu umieszczonego na stoliku pełniącym funkcję manualnego ;) edytora tekstu - skorzystała Dagna Ślepowrońska (pisarka i psychoterapeutka). Potem Ania Onichimowska (również pisarka) z niezwykłą sprawnością wypełniła wszystkie literackie zadania. A dalej już poszło... i drodzy Użytkownicy wypełniali test ASCII-psychologiczny, korzystali z Gabinetu ASCII-integracji osobowości układając swoje ASCII-awatary, umieszczali na niebieskich liniach literacko-tearapeutyczne posty lub wykonywali inne, całkiem niekonwencjonalne zadania. I, przede wszystkim, zadawali mi mnóstwo pytań. Właściwie można by stworzyć jakieś oddzielnego mini-bloga na temat przemian, które zaistniały w ramach wystawy.
Miałam również trochę całkiem prywatnych radości - spotkania ze znajomymi, których nie widziałam od lat i nowe interesujące znajomości. Nie miej sympatyczne były spotkania ze znajomymi z którymi mam w miarę stały kontakt.
W tym miejscu - wielkie dzięki dla Freda (szefa Galerii) za to, że namówił mnie na to przedsięwzięcie i pozostawił wolną rękę.
Owszem miałam rozmaite obawy ponieważ:
1) jestem specjalistką od obaw;
2) to była moja pierwsza po latach przerwy wystawa, swego rodzaju powrót;
3) niezbyt często się zdarza, że ludzie wystawiają internetową powieść, więc zastanawiałam się, czy potencjalni Użytkownicy zrozumieją "co autor miał na myśli", a jednak zależało mi na zrozumieniu.
Dziś bardzo się cieszę z tego, że przyjęłam propozycję Freda.
Dziękuję również mojemu mężowi. Bez jego konstrukcyjnych zdolności bardzo trudno by było zrealizować to przedsięwzięcie. A także wszystkim, którzy dokumentowali wydarzenie - zwłaszcza synowi, który robił za fotografa i filmowca równocześnie, a którego wspierali Monika i Friko :)
Zdjęcia robili też Nela Fleks, Paweł (stały fotograf Galerii Działań), Marzena Paczkowska i Grzegorz Borkowski - jeżeli kogoś pominęłam - chętnie dopiszę. A na usprawiedliwienie dodam, że w czasie takich imprez bywam bardzo przejęta, co tłumaczy roztargnienie ;).
To by było na tyle. Wkrótce zamierzam zamieścić obszerną fotorelację - jak było przed wernisażem; jak w trakcie; a jak pod koniec wystawy.
Chcę również opublikować efekty literackich działań moich gości :)
P.S. Dziękuję też za fantastyczne kwiaty, które dostałam podczas wernisażu.
Pierwszy etap montażu wystawy mamy już za sobą. Przy tej okazji mój mąż doznał uszczerbku ;) na zdrowiu - a konkretnie jego palec. Szczęśliwie obrażenia niegroźne ;). Ale ślady krwi zostały na planszy (na szczęście mieliśmy zapasową).
Kiedy wracaliśmy wczoraj z Galerii zdałam sobie sprawę, że wystawa ma wiele wspólnego z tym blogiem. Tam też "reżyseruję słowa" - tyle, że w przestrzeni. A wczoraj montowałam je w "inne trudne do sklasyfikowania formy"(cytat z zakładki "o sobie"). Tytuł "Tekstowy serial" pasuje w równym stopniu do bloga, co do wystawy. "Użytkownicy" Galerii przechodząc po linkach od strony do strony "zwiedzają" kolejne odcinki wystawy. Zaś poszczególne zadania literackie w trzeciej sali również układają się w coś w rodzaju literacko-terapeutycznego serialu.
No tyle, że moja wystawa to taki raczej serial hipertekstowy - zwłaszcza pierwsza sala. A to z uwagi na nielinearność akcji, oraz fakt, że piesza "nawigacja" ;) pomiędzy poszczególnymi odcinkami zależy od tego, który z niebieskich linków wybierze użytkownik.
Kolor linków/linek to kolejna zbieżność z blogiem - przed epoką "tekstowego serialu" raczej unikałam błękitów.
I jeszcze jedna refleksja z przedwystawowych wydarzeń. Fakt, że jestem rozpoznawalna jako autorka książek dla dzieci determinuje odbiór innych moich projektów. Tymczasem "linki: www.terapia.me" to wydarzenie dla dorosłego użytkownika - o czym świadczy chyba powyższy opis. I nie chodzi przecież o to, zawarłam w nim jakieś świństwa, tylko o tematykę, która raczej nie zafascynuje przedszkolaka (jak oczekują niektórzy), choć, przyznam, może zaciekawić gimnazjalistę.