Rok rozpoczął się od sentymentalnych podróży. W sobotę byłam na wernisażu Lise Kjaer („Białe Szepty – Ciche Marzenia”) w Galerii Szydłowski. Lise to mieszkająca w Nowym Yorku Dunka, która studiowała w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Odnalazłyśmy się przez Facebooka. Wirtualne spotkanie było pretekstem m.in. do przypomnienia plenerowej wystawy, którą zorganizowaliśmy z Darkiem i jeszcze dwoma kolegami (Pawłem Orłowskim i Jackiem Skrzyneckim) w czasach studenckich. Do naszego niewykończonego domu w Nadarzynie (warunki były naprawdę spartańskie) zjechało mnóstwo ludzi, w tym również szacowni profesorowie, nie mniej szacowni krytycy i słynni dziś artyści. Lise pokazała tam zachwycająca prezentację. Na polu sąsiadki (obecnie szczelnie zabudowanym) odbył się pokaz laserowy przygotowane przez Pawła Orłowskiego. Ja naturalnie wystawiłam nieskończoność (w trzech wersjach!).
Nie obyło się bez przygód. Ex-sąsiad „znalazł” niebieskie ramki, z których Magda Raczko przygotowała instalację w strumyku, a także super długi elektryczny kabel (potrzebny był do laserowych pokazów). Mój brat przy pomocy jednej z sąsiadek „odkradł” to wszystko z jego podwórka.
Patronem imprezy była Galeria Działań. Jej szef Fredo Ojda również był w sobotę na wernisażu. Początkowo się nie rozpoznaliśmy. Ale już chwilę po wzajemnej identyfikacji poczułam się tak, jakbym przed chwilą zdemontowała swoją wystawę w Galerii i spotkała się z Fredem, żeby omówić szczegóły następnej.
Bardzo przypadła mi do gustu Freda autorska wersja mojego życiorysu. Brzmiało to mniej, więcej tak: Ona współpracowała kiedyś z Galerią, ale potem znikła. Jeździła po świecie z wystawami. Została pisarką i wydała mnóstwo książek i wreszcie trafiła tu na wystawę. Nie do końca wszystko zgadza się z faktami, ale bardzo mi się podoba, więc nie będę dementować. Dzięki Fredo :)
Wernisaż był również pełen innych spotkań po latach. Pozdrawiam Pawle. Zarówno ja, jak i Darek czuliśmy się tak jakbyśmy podjęli przerwaną wczoraj rozmowę.
Odbyłam też nadzwyczaj interesującą rozmowę o sowach.
Żeby nie było, że tylko tylko rozmawiałam i wspominałam dodam, że z prac Lisy najbardziej podobała mi się projekcja bieli. Przez jakiś czas wpatrywałam się w ekran zastanawiając się kiedy zacznie się pokaz, aż wreszcie zdałam sobie sprawę, że już trwa. Aby go zobaczyć musiałam skupić się i wyciszyć. Delikatne białe fale w bieli przebijające przez jeszcze delikatniejszą białą siateczkę.
I bardzo się cieszę Lise, że udało się nam spotkać również w realu. :)
Pozdrawiam w śnieżno-medytacyjnym nastroju
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz