wtorek, 12 stycznia 2010
Sezon 1, odcinek 8. Jak wynalazłam spam-art, czyli kłopoty z pamięcią
To będzie coś nieoczekiwanego - obiecuje tytuł gazetki i, trzeba przyznać, dotrzymuje obietnicy. Nawet po latach. Zwłaszcza po latach!
Odnalezienie tego zina niezmiernie mnie uradowało. Z dwóch przyczyn. Po pierwsze – odkryłam w nim swój zaginiony artykuł o geometrycznej teorii spostrzegania. Po drugie – pisemko było bardzo fajnie i bezpretensjonalnie zaprojektowane. Nie mogłam, jednak, sobie przypomnieć w jakich okolicznościach powstało.
PISMO NIECODZIENNE – ISTNIEJE OD 1987 ROKU
głosił nagłówek, zmieszczony zresztą (wbrew powszechnie przyjętym zwyczajom) na 2 i 3 stronie. Pod spodem zamieszczono kolejne informacje:
CZWARTEK, 6 SIERPNIA 1987 DZIŚ STRON 7 CENA 10ZŁ
A na stronie piątej znalazłam wydrukowane do góry nogami (o ile litery posiadają nogi) informacje dotyczące składu redakcji:
REDAGUJĄ:
Monika Shelly........tel. 319-110
Grzegorz Lompa....tel. 319-113
Wytrwale i bezskutecznie googlałam redaktorów. Zamiast Grzegorza Lompa znalazłam Grzegorza Lompe. Były co prawda jakieś Moniki Shelly (np.na Facebooku), ale żadna z nich nie pasowała do kontekstu. To potwierdziło moje obawy, że mam do czynienia z pseudonimami. Skoro sama podpisałam się pod artykułem jako profesor niezwykły Bartłomiej Pupka to redaktorzy również mogli podpisać się jakkolwiek.
Nie ustając w swym archeoologicznyo-dziennikarskim zapale przystąpiłam do analizy zawartości licząc, że to przybliży mnie do prawdy. Większość „tekstów” to były nieczytelne wycinki z gazet uzupełnione o nabazgrane odręcznie napisy typu „W dżewach są tunele w których morzna zamieszkać” albo „RAFał jest gupi drani j iórz” (uzupełnione o rysunek przedstawiający serce przebite strzałą) albo „SPRZEDAM UŚMIECH” (to w dziale Ogłoszenia).
W tym samym dziale znalazłam językowy dowcip, który brzmiał dziwnie znajomo – najpewniej sama go napisałam: „RECEPTA. ZEŚWIEDCZENIE LEKARSKIE”. Obok odcisk palca i rysuneczek trzymających się za ręce pielęgniarki i księdza.
W moim dziennikarsko-archeologicznym śledztwie pojawił się również trop gdański w postaci kilku wzmianek na temat tego miasta:
„W SKRÓCIE. 20 br. sześciu obywateli Sopotu, po całonocnej libacji, wypiło całą wodę zawartą w Zatoce Gdańskiej. /GL/”
albo „informacji o Gdańsku brak”
Stąd hipoteza, że w przedsięwzięciu maczali palce jacyś Gdańszczanie. Któż wie jednak, czy słuszna? Ja w każdym razie nie wiedziałam. Ostatecznie wezwałam posiłki w osobie swojego męża.
– Ależ ja to robiłem! Jestem tego pewien! – oświadczył małżonek tworząc w ten sposób najbardziej zaskakującą puentę śledztwa i skłaniając mnie do głębokiej refleksji nad kondycją mojej pamięci.
W ten oto sposób wywiad z własnym mężem pozwolił ustalić sprawców zamieszania – Grzegorz Lompa to był mój mąż-Darek, zaś Monika Shelly - ja we własnej osobie. O paradoksie! Googlając ją googlałam siebie samą (nawet o tym nie wiedząc!).
Rozmowa ujawniła również cel powstania zina. Gazetka rozesłana została do rozmaitych znajomych (bądź mniej znajomych). Stąd projekt okładki przypominający odwrotną stronę pocztówki z miejscem na znaczek i adres.
Dziś określono by ten proceder jako artystyczne spamowanie. ;) Wówczas nazywało się to mail art, czyli sztuka poczty. (O rany! Czyżbym niechcący wynalazła nową dziedzinę sztuki, a mianowicie SPAM-ART?!!!)
Skąd zatem motyw gdański? Otóż byliśmy właśnie świeżo po powrocie z Dębek i Gdańska, gdzie (po dwóch latach kolegowania się) nasze relacje uległy gwałtownej ewolucji, by nie powiedzieć rewolucji. ;)
P.S. "Wstęp do Geometrycznej Teorii Spostrzegania" w następnym poście.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń