Wiem, że nie wszyscy kochają dzień zakochanych. Jednak podczas ostatnich warsztatów kalkografii powstało tyle fajnych prac, że nie mogłam się powstrzymać przed publikacją choć jednego z wyczarowanych za pomocą kalki i żelazka serc.
Również wydarzenia minionego roku zachęciły mnie, żeby kilka słów dziś napisać. Mam na myśli przełomowe zdarzenia w życiu uczuciowym moich znajomych. Są wśród nich, między innymi, dwa trochę nietypowe śluby.
Para, która jest ze sobą od lat (chodzili ze sobą jeszcze w liceum) postanowiła "przysiąc przed Bogiem" (kilkanaście lat temu wzięli ślub cywilny). Był więc ślub kościelny, a potem kameralne impreza, na którą zaproszono najbliższych, sprawdzonych przez lata przyjaciół. To było szczególne uczucie znaleźć się w tym gronie.
Co ciekawe, inicjatorką tego wydarzenia była pięćdziesięcioletnia panna młoda - feministka, obrończyni praw kobiet, ale również katoliczka; a nie jej konserwatywny w poglądach mąż.
Inna koleżanka (pisarka i dziennikarka) poślubiła młodszego o siedemnaście lat aktora. Państwo młodzi wzięli ślub cywilny, a zamiast tradycyjnej w tych okolicznościach sukienki lub garsonki i garnituru mieli na sobie fantastyczne stroje muszkieterów. Na ślub przyszły tłumy. Były też kamery telewizyjne. Na wesele zaproszeni byli wszyscy.
Przyznam, że najbardziej
mnie
zaskoczyły (widać wciąż jestem naiwna) kontrowersje wokół tego wydarzenia, związane głównie z różnicą wieku miedzy nowożeńcami, a głównie tym, że to panna młoda jest starsza.
Pomiędzy moją ciocią a jej mężem jest podobna różnica wieku. Mieszkają na wsi i nie przypominam sobie nadzwyczajnych afer związanych z tym związanych. Czyżby mieszkańcy mazowieckiej wsi byli bardziej tolerancyjni niż warszawscy artyści i dziennikarze? A może po prostu nie znam wszystkiego reakcji na związek mojej cioci?
Wracając do ślubów. Trudno wyobrazić sobie dwie bardziej różne uroczystości. A jednak obie w równym stopniu mnie wzruszyły.
Nie miej wzruszona byłam patrząc na inną bliską znajomą , gdy odwiedziła nasz dom ze swoją dziewczyną.
Dawno nie widziałam jej tak szczęśliwej.
Nagle poczułam, skąd wzięła zbanalizowana już dziś formułka "rozkwitać pod wpływem miłości".
Jakiś wcześniej przyjaciółka zaskoczyła mnie stwierdzeniem: "Wiesz, po raz pierwszy od lat jestem w poważnym związku. I nie jest to mężczyzna." Patrząc na tę parę nie nie miałam wątpliwości, jak ważny jest ten związek.
Trzeba przyznać, że w kontekście ostatnich dyskusji o związkach partnerskich trafił mi się ciekawy "przegląd" przez rozmaite miłosne konfiguracje. Jeszcze ciekawsze jest to, że całej tej różnorodności wszystkie okazały się tak samo piękne.
Ja sama w walentynkowy poranek jestem w nieszczególnym nastroju. Mój syn stwierdził, że miałam wczoraj "disaster day". A ja prawie uwierzyłam w pechową trzynastkę. Jedak w towarzystwie kochających ludźmi łatwiej znieść rozmaite zawodowo-życiowe zawirowania. Przy rozmaitych nachodzących mnie okresowo żalach do losu jestem więc wdzięczna, że mam ich u boku. Nie tylko od święta. Czego i Wam z całego serca życzę. Niezależnie od tego w jakiej miłosnej konfiguracji się znajdziecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz