W sobotni poranek, nieświadomi niczego i z pełnym spokojem ducha rozmawialiśmy sobie z mężem o fotografowaniu pasków (bruzdy zaoranego pola) teleobiektywem. Siedzieliśmy w naszej warmińskiej chałupie bez radia, bez telewizji, ze szczątkowym dostępem do internetu. Dopiero telefon mojej mamy uświadomił nam, co się stało. Potem zadzwonił syn, potem rozmawialiśmy o tym ze sklepową, która też niewiele wiedziała, gdyż dowiedziała się o tragedii od jednego z klientów. Szok. Nie-do-uwierzenia! Gdyby ktoś napisał taki scenariusz to nikt by go nie przyjął, zarzucając totalny brak prawdopodobieństwa, jak powiedział wczoraj Janusz Gajos.
Dopiero wczoraj po powrocie podłączyłam się do internetu i do radia, lecz nie jestem pewna, czy to ułatwiło zrozumienie czegokolwiek. Raczej zrodziło więcej pytań.
Ci którzy stracili kogoś bliskiego doskonale wiedzą, że obliczu tragedii, straty... pojawiają się pytania: Czemu akurat nas to spotkało? Jak to możliwe? Dlaczego teraz? Czemu los tak zdecydował? Czy można było tego uniknąć? A co, by było gdyby...? Co mogłem/mogłam zrobić, żeby odwrócić los. Kiedy schodzimy wgłąb, pojawiają się również pytania o sens śmierci...
Te pytania są częścią cierpienia, częścią żałoby, wyrazem buntu przeciw stracie, która nas spotkała i nawet jeśli nie wypowiadamy ich głośno, czekając na bardziej stosowny moment, lub o obawiając się, że pogłębią cierpienie, to one i tak "nam się myślą".
Zalew pytań jest szczególnie gwałtowny, gdy śmierć przychodzi nagle. Nieomal tak intensywny jak szok, niezrozumienie, poczucie bezsensu... Wówczas pojawia się również magiczne myślenie, poszukiwanie znaków, ostrzeżeń, zapowiedzi, powiązań, symboli, analogii... W przypadku sobotniej katastrofy w Smoleńsku z uwagi na jej rozmiary (bez precedensu w historii Europy), okoliczności, kontekst historyczny, symboliczny, społeczny, polityczny... - pytań jest ogrom i dotyczą one właściwie wszystkich aspektów egzystencji - zarówno warstwy metafizycznej (pojawiają się słowa "fatum", "przekleństwo", "chichot historii"), symboliczny ( wszak wypadek nastąpił w drodze na uroczystości mające upamiętnić dokonaną dokładnie 70 lat temu zbrodnię, w wyniku której Polska została pozbawiona dużej części swoich elit), sensu (mamy świadomość, że to właśnie poprzez tę tragedię świat dowiedział się o Katyniu, a rosyjscy widzowie mogli zobaczyć film Wajdy w publicznej telewizji).
Pojawiają się również pytania racjonalne: "Dlaczego w jednym samolocie leciało tak wiele ważnych osobistości?", "Czemu właściwie lądował?". Rozumiem tych, którzy z uwagi na szacunek dla zmarłych i ich rodzin apelują, żeby się z nimi powstrzymać. Rozumiem, że dojście do prawdy wymaga wyciszenia emocji. Martwi jednak fakt, że choć pytań nie udało się jeszcze precyzyjnie sformować, już "wyrastają" odpowiedzi promujące rozmaite wersje spiskowej teorii dziejów i po raz kolejny sprowadzające Polaków do roli ofiary (jednym ze skutków tego typu myślenia niemożność) wzięcia odpowiedzialności za swoje losy). Takich hipotez nie ma może w mediach, są jednak zwykłych ludzi i właśnie dlatego szczególnie ważne mi się wydaje, aby od pytań (nawet w obliczu cierpienia) nie uciekać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz