Jestem kolekcjonerką słów. Gromadzę je namiętnie. W komputerze gigabajty rozmaitych wersji rozmaitych tekstów literackich i nieliterackich; maile, których nie mam serca kasować... W zakamarkach mojego domostwa tony książek potrzebnych i nie, stosy kartek, karteluszek, zeszytów, listy, dzienniki, notatki, niedokończone utwory... Najwięcej tego w mojej niegdysiejszej pracowni plastycznej, która po przejściu różnych klęsk żywiołowych głównie związanych z wodą (okresowe podtopienia) i kurzem (każdy kto tam zajrzy przyzna, że kurz również może być trudnym do ogarnięcia żywiołem) dawno przestała pełnić swą pierwotną funkcję zamieniając się w graciarnię.
Dziś korzystając, że od dłuższego czasu nie było w mojej graciarnio-pracowni potopu postanowiłam tę pierwotną funkcję częściowo przywrócić i przygotować miejsce do prasowania... kalki. Po co to robię? O tym chyba innym razem. Żeby nie odciągać uwagi Czytelnika od głównego tematu, którym jest kolekcjonowanie słów.
Otóż przy okazji porządków sięgnęłam po kilka zalegających mojej graciarnio-pracowni zeszytów. Jeden z nich zaczęłam nawet czytać. Rok 1998. Czas przełomowy zarówno dla kraju (by nie powiedzieć całej Europy) jak i dla mnie osobiście. Studiowałam wówczas na wydziale Malarstwa warszawskiej ASP. Zeszyt zaczyna się jak klasyczny scenariusz od pozornej równowagi, w której da się już zauważyć sygnały przyszłych burzliwych wydarzeń. Niektóre z zapisanych w dzienniku treści zaskakująco korespondują z jednym z projektów, którego realizację od dawna już planuję. Włączam więc magiczne myślenie i licząc, że to zmobilizuje mnie do realizacji pomysłu cytuję tu mniej osobiste (i powiązane z projektem) fragmenty dziennika. Może chwilami trochę to naiwne, ale młoda byłam i notatki mają roboczy charakter.
18.08.1989
(...)
chrześcijaństwo zakłada, że dusza ludzka jest nieśmiertelna. Ale czy wieczna? I co to znaczy wieczna? Nieskończona w czasie? W jaki sposób nieskończona? W jedną, czy w obie strony? Z tego, co się orientuję chrześcijanie twierdzą, że dusza nie umiera nie wykluczając jednak jej narodzin. Istnienie duszy zaczyna się więc wraz z narodzinami czy też poczęciem człowieka. Czyli prezentuje się jak półprosta - nieskończone, ale tylko w jednym kierunku. Bierze początek w określonym punkcie i dalej dąży do nieskończoności. Wieczność istnienia duszy lepiej obrazuje teoria reinkarnacji - przypomina ona linię prostą - bez początku i bez końca. (...)
Kiedyś pomyślałam sobie, że być może dusza ludzka rozkłada się w duszy świata (kosmosu?) tak jak rozkładają się szczątki cielesne, przenikając do gleby, bakterii, ciał roślin i zwierząt itp. Krąży więc duszy świata jak materia i energia w przyrodzie (...).
Do tego pasowałby wiersz napisany w tym samym mniej więcej czasie:
ten taniec
mieszanie się oddechu z drzewem
wsiąkanie światła w zieleń
to atomy w pląsach zmieniają partnerów
liść przestaje być liściem
choć jeszcze nie zmienił się w ziemię
można zaistnieć nawet w kamieniu
zrosnąć się z resztą siebie
kolory wracają do swoich zapachów
muzyka gra z własnym obrazem
słychać kiełkowanie planet
i jak wiatr przesypuje gwiazdy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz