Zamiast tradycyjnej relacji z Warmii przytoczę fragment rozmowy:
Czas i miejsce akcji. Tak zwana magiczna godzina, za naszym warmińskim domem, przy ognisku, z widokiem na wąwozy.
Ja: Zawsze robiliśmy zdjęcia przez kuchenne okno, ale stąd jest chyba jeszcze lepszy widok. Przynieś aparat.
Mąż: Oooo... Daj mi spokój ze zdjęciami.
Ja: Ale zobacz jaki piękny widok!!!
Mąż: I niech tak zostanie.
I niech tak zostanie.
***
Ostatnich kilka dni spędziłam w "innym świecie". W świecie, w którym mam mniejsze oczekiwania, mniejsze ambicje, mniejsze potrzeby i ogólnie rzecz biorąc mniejsze "ciśnienie". I bardzo mi z tym dobrze.
Idealizuję tę "równoległą" warmińską rzeczywistość?
Oczywiście, że tak. Ale tego mi właśnie trzeba. Więc czemu mam sobie tego odmawiać?
Z drugiej strony faktem jest, że zdarza się nam tam doświadczać cudownej bezinteresownej pomocy "bo na tym, moim zdaniem, powinna opierać się społeczność" jak powiedział mój sąsiad.
***
Fragment rozmowy z innym (tym razem - sześcioletnim) sąsiadem, który, zdaje się, uważa, że napisałam nieomal wszystkie książki na świecie (podejrzewał mnie o autorstwo kilku leżących na parapecie, które przywiozłam sobie do czytania, a także o stworzenie "Księżniczki na ziarnku grochu")
Tło akcji: dwa (w porywach trzy) kręcące się po kuchni psy, kot, dwóch młodzieńców (6-7 lat), dwóch mężczyzn z taczką, moje mało skuteczne próby uzyskania odpowiedniej do gotowania temperatury pod kuchnią.
Sąsiad: (w zadumie, wyglądając przez wspomniane tu już kuchenne okno)
- Piękny widok. Tu można patrzeć i pisać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz