Znaleziony między kartkami dziennika portret koleżanki z liceum - rok 1981. Rysowanie podczas lekcji należało do moich ulubionych zajęć. Skłamałabym jednak pisząc, że w równym stopniu lubili je moi nauczyciele.
Przygotowując się do pracy nad nową książką przeczytałam dwa swoje dzienniki z zamierzchłej przeszłości. Pierwszy opisywał wakacje po ukończeniu podstawówki. Drugi - pierwsze miesiące w liceum - zeszyt kończy się w grudniu 1981 roku, krótko po wprowadzeniu stanu wojennego. Okres ze wszech miar przełomowy zarówno ze względów osobistych, jak i wydarzenia historyczne. Mogłabym temu poświęcić przynajmniej kilka oddzielnych postów, które może kiedyś napiszę. Może...
Dziś jednak chciałabym się skupić na mało istotnym z perspektywy tych rozlicznych przemian, które wówczas przechodziłam, ale mającym swoje odległe konsekwencje wydarzeniu, które zanotowałam w drugim dzienniku, a mianowicie narodzinom Dżimby.
(...) Dzisiaj skończyłam szyć Dżimbę, szyję ją od długiego, bardzo długiego czasu, jeszcze tylko nos jej przyczepić. Uszyłam jej również zielony, wełniany golf i wełnianą białą spódniczkę. Może komuś wyda się to zabawne, że licealistka zajmuje się takimi rzeczami, ale przyjemnie mieć takie coś do kochania, mięciutkie i puszyste. Dżimba uszyta jest z baraniego, bezowego futerka. Wygląda mniej więcej tak:
W nogach i rączkach ma druty i może je zginać.
(17.X.1981r.)
Z perspektywy czasu spoglądam z dużym zadziwieniem na swoją "krawiecką" aktywność. Moja pamięc mi podpowiada, że nigdy nie umiałam i nie lubiłam szyć.
A tu jeszcze inny wpis na temat Dżimby i jeszcze jeden jej portret (dziś pewno użyłabym do uwiecznienia jej wizerunku komórki, w tamtych czasach najłatwiej było ją naszkicować).
Uszyłam Dżimbie nową nogę (pierwszą nogę zjadł mój pies Kłopot - przyp. aut.), znów jest śliczna, wszyscy się nią zachwycają. Dziwią się tylko jej rękom. Przez pomyłkę zrobiłam jej dwie lewe ręce. (...). Stwierdziłam, że Dżimaba jest leworęczna i ma dwie lewe ręce do pracy.
Spodobała mi się Anka, nie pytała, czy Dżimba to małpa, mysz czy owca. Wystarczyło, że jej to, że Dżimba jest Dżimbą.
(16.XII.1981)
Ale co to znaczy być Dżimbą?
Trwająca już ponad trzydzieści lat historia Dżimby pokazuje jak dziwne mogą być losy rozmaitych twórczych projektów.
O ile pamiętam, jej wygląd (a przynajmniej jej pierwszy wygląd) był luźno inspirowany wyglądem Piaskowego Duszka z książki "Pięcioro dzieci i coś", która należała do ulubionych lektur mojego dzieciństwa, co być może zdeterminowało jej późniejsze książkowe losy.
Oczy (...) osadzone na długich rożkach, jak oczy ślimaka, i mogło je wysuwać i wciągać jak lunety. Uszy miało podobne do uszu nietoperza, a pękaty tułów był w kształcie odwłoka pająka, pokryty gęstym miękkim futerkiem. Nóżki i rączki miało też „futrzaste”, a dłonie i stopy całkiem jak u małpy.
( Edith Nesbit
, "Pięcioro dzieci i coś")
Co prawda zrezygnowałam z oczu jak u ślimaka, ale reszta z grubsza się zgada.
Tak "wcielona" Dżimba zakończyła swój żywot w paszczy mojego pieska Kłopota (to imię, można powiedzieć, dość mocno zdeterminowało jego życiową aktywność). Ten smutny koniec można było zresztą przewidzieć już po pierwszym jej bliskim spotkaniu z Kłopotem zakończonym utratą nogi. Nogę udało się zrekonstruować. Nie podjęłam się jednak odtworzenia Dżimby w całości. Nie oznacza to jednak, że Dżimba przestała istnieć. Najwyraźniej jej imię (twórcza przeróbka imienia Bromba, o ile dobrze pamiętam) miało dla mnie jakiś magiczne znaczenie, ponieważ jego właścicielka dekadę później inkarnowała się w postaci mieszkanki Błękitnego Lasu. Najpierw wyłącznie w postaci tekstu:
Miała ona okrągły tułów, który zrastał się z głową bez pośrednictwa szyi i uszy wyglądające jak wielkie, niebieskie liście. Najbardziej niezwykły był jednak kolor futerka. Błękitny. I to, że zamiast pyszczka miała twarz. To nic, że pokrytą niebieską sierścią. Twarz, która potrafi wyrazić wszystkie uczucia bez jednego słowa. (Dorota Suwalska, „Błękitny las”, opowiadanie napisane na początku lat dziewięćdziesiątych)
Później również materialnie w postaci przygotowanego przeze mnie projektu „Książki – Przytulanki”, który miał swoja premierę podczas wystawy „Współczesna Polska Sztuka Książki, 1997 r” (kilka lat po powstaniu pierwszej wersji projektu).
O ile tekstowy wizerunek drugiej inkarnacji Dżimby niewiele ma wspólnego z jej pierwszym "wcieleniem" o tyle jej pluszowa wersja wykazuje już pewne podobieństwa. Obie Dżimby uszyte są z futerka i w obu przypadkach ważnym elementem konstrukcji jest drut. Tyle, że pierwsza ma go w nogach (dzięki temu można je zginać), a druga w... ustach (dzięki temu może robić miny).Obie są czymś "do kochania, mięciutkie i puszyste"
Najwyraźniej jednak w pewnym momencie zatęskniłam za pierwszym wcieleniem Dżimby bo umieściłam ją w kolejnej książce (nigdy niestety nie ukończonej). Zmieniłam tylko pisownię i mienia, a właściwie to nazwy gatunku, ponieważ imię w tej książce przekształciło się nazwę gatunkową.
Mała Myszka wcale nie była myszką, lecz młodziutką dżimbhą "o kruchym ciele pokrytym mięciutkim futerkiem i brązowych, płochliwych oczkach, w których pojawiał się wyraz bezgranicznej ufności, kiedy spoglądała na swoją opiekunkę.
Dżimbhy mają szpiczaste, pyszczki; bystre, błyszczące oczy, duże, sterczące uszy (trochę jak nietoperz gacek), okrągły tułów pokryty mięciutkim futerkiem, a nogi i ręce jak u małpki.
(konspekt książki pod roboczym tytułem: "Tli Tli", pomysł powstał prawdopodobnie na przełomie lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych albo na początku lat dwutysięcznych)
Jakie będą dalsze losy Dżimby? I czy w ogóle jakieś będą? Nie wiem. Niczego nie można być pewnym, o czym przekonuje znaleziona w dzienniku deklaracja: Bardzo popieram wegetarianizm, ale jaroszką nie mogłabym zostać. Tak się składa, że od prawie 20 lat nie jadam mięsa ;)
Na pewno chciałabym, żeby Czytankę-Przytulankę, która istnieje tylko w dwóch egzemplarzach mogło kupić w księgarni każde dziecko. Utwierdza mnie w tym przekonaniu każde spotkanie autorskie z udziałem pluszowej, niebieskiej Dżimby, entuzjazm dzieciaków na jej widok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz