Nie
wiem dlaczego akurat nim się interesuję, chyba mi się podoba. Nie
jest specjalnie ładny, ani mądry, ale sympatyczny.
Powyższy tekst jest cytatem z dziennika, który prowadziłam mając lat 14 i w sposób dość trafny, choć również naiwny, opisuje niemożność dotarcia do przyczyn, dla których ta, a nie inna osoba zaczyna nam się podobać.
Do dziennika sięgnęłam żeby lepiej wejść w emocje bohaterki książki, którą właśnie zaczęłam pisać. Co prawda moja bohaterka jest nieco młodsza, ale to najwcześniejszy zachowany dziennik, więc nie miałam wyboru. Zresztą może to i dobrze, bo czytając zeszyt dochodzę do wniosku, że w tamtych czasach nastolatki były chyba bardziej naiwne niż dzisiaj (przynajmniej pod pewnymi względami).
Do dziennika sięgnęłam żeby lepiej wejść w emocje bohaterki książki, którą właśnie zaczęłam pisać. Co prawda moja bohaterka jest nieco młodsza, ale to najwcześniejszy zachowany dziennik, więc nie miałam wyboru. Zresztą może to i dobrze, bo czytając zeszyt dochodzę do wniosku, że w tamtych czasach nastolatki były chyba bardziej naiwne niż dzisiaj (przynajmniej pod pewnymi względami).
Moja bohaterka (Inka) różni się ode mnie dawnej również w paru innych sprawach:
1) Jest pulchna (ma z tego powodu kompleksy). Ja byłam chuda - 46 kilo przy wzroście 160 centymetrów, choć tak naprawdę 163, jak zapewniam w dzienniku, ale ta lekarka tak mnie przycisnęła, że nie mogłam się wyprostować. To wyjaśnienie dodałam chyba dlatego, że przez całe lata byłam najmniejsza (albo prawie najmniejsza) w klasie i fakt, że wreszcie zaczęłam rosnąć był dla mnie zjawiskiem zbyt nowym i cennym, by sobie te 3 centymetry ot tak bez walki odpuścić. Widać każda nastolatka musi mieć jakiś kompleks, czy to aktualny czy zaszły.
2) W tamtych czasach trenowałam lekkoatletykę [nauczyłam
się biegać płotki na osiem metrów między płotkami (3 kroki). W
mojej byłej szkole umiała to tylko jedna dziewczyna]. Inka jest zupełnie nieusportowiona.
4) Miałam już swojego psa (o wdzięcznym imieniu Kłopot), ona dopiero o psie marzy.
5) Jej rodzina też jest niespecjalnie podobna do mojej (nie licząc może tego, że moja mama jest z zawodu nauczycielką jak mama Inki)
6) W dodatku moja bohaterka żyje w zupełnie innych czasach. Jak bardzo innych, miałam okazję sobie przypomnieć zaglądając do dziennika.
Mimo wszystko jestem pewna, że uda się znaleźć wspólne większości nastolatek emocje i charakterystyczne dla nastolatków relacje niezależne od tego w jakich czasach żyją.
Przy okazji odbywam całkiem interesującą podroż sentymentalną. Rozczulił mnie mój zachwyt nad spotkanymi w Parku Szczęśliwickim szczurami: (...) po
raz pierwszy widziałam żywe szczury. Raz widziałam
zdechłego. A nawet parę razy mi się śniły i
we śnie wcale się nie bały ludzi tylko jadły z miseczek.
Trzeba przyznać, że byłam prawdziwą miłośniczką zwierząt.
Rozbawiła opisana w dzienniku kolejkowa anegdota:
Pewien
mężczyzna próbował wepchnąć się do kolejki, co wywołało
zrozumiały protest. Wtedy ów pan wyjaśnił, że chciał tylko sprawdzić, czy w sklepie nie ma pewnej osoby.
-
To nie mógł pan zajrzeć przez okno? - zapytał jeden ze "staczy".
-
Zaglądać przez okno jest bardzo niegrzecznie - odparł na to mężczyzna.
Na koniec chciałabym zacytować jedną ze znalezionych w dzienniku refleksji:
(...) wyobraźnia
nam się zestarzała - napisałam po wizycie u przyjaciółki.
Najpierw wpis ten mnie rozbawił, bo, jak wynika z moich notatek, czułam się wówczas dość staro jako świeżo upieczona, czternastoletnia absolwentka podstawówki, co z dzisiejszej perspektywy może oczywiście wywołać pobłażliwy uśmieszek. Choć, z drugiej strony, być może tak samo pobłażliwie uśmiecha się osiemdziesięciolatek słysząc od czterdziestolatka "och, jestem już taki stary".
Potem jednak doszłam do wniosku, że jest w tym pozornym śmiesznym zdaniu jakaś prawda. Z przyjaciółką Anią, o której piszę w dzienniku, wymyśliłyśmy kilka niezwykłych światów. Potrafiłyśmy wsiąkać bez reszty w te stworzone w wyobraźni krainy, chronić się w nich przed światem. W dniu, o którym mowa, doszłyśmy do wniosku, że gdzieś ta nasza dawna (charakterystyczna dla okresu dzieciństwa) zdolność do zatracania się w wyobrażonych światach zanikła. Nasza nostalgia była więc w pełni zrozumiała. Z drugiej strony zyskałyśmy, co widzę dopiero z dzisiejszej perspektywy, pewną sprawność przemieszczania się pomiędzy różnymi światami, lepsze umocowanie w rzeczywistości. Może więc dobrze się stało. Może należało by zastąpić słowo "zestarzała" słowem "zmieniła" albo "dojrzała". Wówczas, jednak, z pewnością nie mogłyśmy tego w ten sposób zobaczyć.
Ja w każdym razie mam poczucie, że te wyobrażone światy wciąż są mi dostępne, że nie zgubiłam do nich klucza. Ciekawe jak to jest z moją przyjaciółką z dziecięcych lat, współautorką najpiękniejszych marzeń?
Najpierw wpis ten mnie rozbawił, bo, jak wynika z moich notatek, czułam się wówczas dość staro jako świeżo upieczona, czternastoletnia absolwentka podstawówki, co z dzisiejszej perspektywy może oczywiście wywołać pobłażliwy uśmieszek. Choć, z drugiej strony, być może tak samo pobłażliwie uśmiecha się osiemdziesięciolatek słysząc od czterdziestolatka "och, jestem już taki stary".
Potem jednak doszłam do wniosku, że jest w tym pozornym śmiesznym zdaniu jakaś prawda. Z przyjaciółką Anią, o której piszę w dzienniku, wymyśliłyśmy kilka niezwykłych światów. Potrafiłyśmy wsiąkać bez reszty w te stworzone w wyobraźni krainy, chronić się w nich przed światem. W dniu, o którym mowa, doszłyśmy do wniosku, że gdzieś ta nasza dawna (charakterystyczna dla okresu dzieciństwa) zdolność do zatracania się w wyobrażonych światach zanikła. Nasza nostalgia była więc w pełni zrozumiała. Z drugiej strony zyskałyśmy, co widzę dopiero z dzisiejszej perspektywy, pewną sprawność przemieszczania się pomiędzy różnymi światami, lepsze umocowanie w rzeczywistości. Może więc dobrze się stało. Może należało by zastąpić słowo "zestarzała" słowem "zmieniła" albo "dojrzała". Wówczas, jednak, z pewnością nie mogłyśmy tego w ten sposób zobaczyć.
Ja w każdym razie mam poczucie, że te wyobrażone światy wciąż są mi dostępne, że nie zgubiłam do nich klucza. Ciekawe jak to jest z moją przyjaciółką z dziecięcych lat, współautorką najpiękniejszych marzeń?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz