niedziela, 1 grudnia 2019

Wyjść z ukrycia

 W 2016 roku ukazały się "Czarne Jeziora", książka, którą próbowałam wypełnić, dostrzeżoną wówczas przeze mnie lukę w literaturze i wczuć się w sytuację nastolatki, zmuszonej do życia z tajemnicą.

Odkąd HIV i AIDS przestały być tematem na pierwsze strony gazet, kultura właściwie o tym temacie zapomniała, a media przypominają sobie o sprawie przede wszystkim z okazji Światowego Dnia AIDS. Mogło by się wydawać, że to naturalne. Zakażenie HIV nie oznacza dziś wyroku, istnieją skuteczne leki, które pozwalają zakażonym osobom na normalne życie. A w sytuacji, gdy pod wpływem leczenia wirus jest niewykrywalny we krwi można nawet współżyć bez zabezpieczenia, nie obawiając się, że się go przekaże. Zdawałoby się więc, że temat wszedł w sferę normalności. Czyżby? Problem w tym, że zakażenie HIV wciąż wiąże się z wykluczeniem społecznym i trudem życia z tajemnicą. Wpływa to nie tylko na sytuację społeczno-emocjonalną osób żyjących z HIV, lecz również na to, że mimo rozwoju medycyny ludzie wciąż umierają na AIDS z powodu zbyt późnej diagnozy. Stereotypy, tabu, zadawnione lęki i uprzedzenia, myślenie, że mnie to nie dotyczy sprawiają, że wciąż większość z nas się nie testuje. Nawet kobiety w ciąży, choć według mnie w tej sytuacji przynajmniej propozycja testu powinna być standardem ze strony lekarza, bo może to uchronić dziecko przed zakażeniem.

"Czarne Jeziora" opowiadają historię nastolatki od urodzenia żyjącej z HIV. Wcześniej przeprowadziłam wywiad dla portalu ngo.pl z Dominiką Soćko ze Społecznego Komitetu ds. AIDS (SKA): https://publicystyka.ngo.pl/wyjsc-z-ukrycia. Na tyle mnie on poruszył, że postanowiłam napisać książkę.

Marzy mi się sytuacja, w której Magda (bohaterka mojej książki) i każda inna osoba, mogłaby mówić o swoim zakażeniu, w taki sposób, w jaki robią to inni chorzy na choroby przewlekłe (np. na cukrzycę). Dopiero wówczas będzie można mówić o normalności. Co nie oznacza oczywiście, że można będzie wówczas zapomnieć o edukacji. 

P.S. Więcej o powstawaniu "Czarnych Jezior" i moich motywacjach przeczytacie tutaj, we wpisie, który powstał wkrótce po ukazaniu się książki: http://suwalska.blogspot.com/2016/10/czarne-jeziora.html

sobota, 30 listopada 2019

Księżycowy ptak w Słobitach

Zwykle na spotkaniach autorskich opowiadam o książkach, które już się ukazały. Ostatnio zdarza się jednak, że wprowadzam dzieci w świat książki, która właśnie powstaje, a konkretnie "Księżycowego Ptaka". Zależy mi bowiem, by poznać reakcje młodych czytelników na fragmenty pisanego przeze mnie tekstu. Tak było np. w Szkole Podstawowej w Słobitach. Przeczytany początek powieści uruchomił mnóstwo twórczej energii. Dzieci miały masę niesamowitych pomysłów, jak mogłyby się potoczyć dalsze losy znalezionego w lesie niewidzialnego jajka.

Nad książką pod roboczym tytułem "Księżycowy Ptak" pracuję w ramach stypendium twórczego z budżetu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

   

wtorek, 5 listopada 2019

Podwójne urodziny

Niedawno odkryłam (a częściowo zwrócono mi na to uwagę), że w roku 2019 obchodzę podwójne literackie urodziny. Trzydzieści lat temu ukazała się moja pierwsza książka, czy raczej książeczka, bo chodzi o skromy, szesnastostronicowy, powielany na ksero tomik poetycki (taka była wówczas technologia tworzenia niszowych publikacji). A przed piętnastu laty opublikowałam pierwszą książkę dla dzieci.
Trochę późna to konstatacja, zważywszy, że rok się kończy, ale lepiej późno, niż wcale. Może jeszcze zdołam wymyślić coś fajnego, żeby uczcić te podwójne "urodziny".
O tomiku sprzed trzydziestu lat zatytułowanym "Taniec" przeczytacie tutaj: http://suwalska.info/taniec.html.  A pierwsza książka dla dzieci ("Znowu kręcisz, Zuźka") miała przez ten czas sporo wcieleń, o czym możecie przeczytać m.in. tutaj: http://suwalska.blogspot.com/2018/02/znowu-krecisz-zuzka-piata-odsona.html i tutaj: http://suwalska.blogspot.com/2011/04/sezon-2-odcinek-19-hiszpanska-zuzka.html (wpis z 2011 r., więc trochę nieaktualny, ale opowiada historię powstania książki).

Rok 2019 w ogóle obfituje w rocznice. Dwadzieścia lat skończył Nadarzyński Ośrodek Kultury, z którym przez cały ten czas nieprzerwanie, choć na różnych zasadach współpracuję (to w skali lokalnej i prywatno-zawodowej), a w skali ogólnopolskiej to oczywiście trzydziesta rocznica ważnych wydarzeń w historii powojennej Polski. Co ciekawe o niektórych z nich napisałam w opublikowanej w tym roku drugiej części serii "Wtajemniczeni" (taka koincydencja). W tym roku minęło również trzydzieści lat od powstania Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, do którego należę.  

poniedziałek, 4 listopada 2019

Moje opowiadanie w Magazynie Vege


Moje opowiadanie w Magazynie Vege w  w ramach w ramach cyklu związanego z projektem Korabkowe Opowieści.
To znakomita okazja, by przypomnieć to literacko-charytatywne przedsięwzięcie i zachęcić do wpłat na rzecz schroniska w Korabiewicach. Wystarczy wejść na stronę projektu i skorzystać z linku pod opowiadaniem.


niedziela, 3 listopada 2019

Z Księżycem...

Z Księżycem faktycznie działo się coś dziwnego. Dwa z jego kraterów zamieniły się w oczy. A jedno z mórz w usta. Po chwili tajemniczy srebrny glob wyglądał jak uśmiechnięty i dobroduszny księżyc ilustracji w książce dla dzieci.
Synku! Pora wstawać! zawołał Księżyc, a jego srebrne oblicze przybrało wyraz zatroskania i przemieniło w twarz taty.

(fragment powstającej książki) 


Nad książką pod roboczym tytułem "Księżycowy Ptak" pracuję w ramach stypendium twórczego z budżetu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.


 

sobota, 2 listopada 2019

...

Zdjęcie zrobione na cmentarzu w Iwoniczu. Podczas wyjazdów na spotkania autorskie staram się w miarę możliwości zobaczyć coś w okolicy. Nierzadko bywają to stare cmentarze. Jednak to zdjęcie zostało zrobione w ramach dokumentacji do trzeciej części serii Wtajemniczeni, w której sporo będzie o cmentarzach.

czwartek, 31 października 2019

A dokądże mogą te stworzenia się udać, jeśli nie na Księżyc?

https://bukowylas.pl/ksiazki/cala-prawda-o-zwierzetach

Okazuje się, że nie ja pierwsza wpadłam na pomysł, że ptaki odbywają kosmiczne podróże (to tak w związku z książką pod roboczym tytułem "Księżycowy ptak", którą piszę w ramach stypendium z budżetu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego). Oto koncepcja Charlesa Mortona, wykształconego w Oksfordzie autora bardzo szanowanego siedemnastowiecznego kompendium wiedzy z dziedziny fizyki. Jak pisze Lucy Cook w książce "Cała prawda o zwierzętach. Zakochane hipopotamy, naćpane leniwce i inne dzikie historie": 

"Bociany, gdy się rozmnożą, a młode w pełni opierzą... wszystkie razem odlatują jednym kluczem... najpierw blisko Ziemi, a potem wyżej... aż w końcu ta wielka chmara... robi się coraz mniej widoczna w oddali, by całkowicie zniknąć" - rozwodził się Morton, po czym przeszedł do sedna: "A dokądże mogą te stworzenia się udać, jeśli nie na Księżyc?" (...) "Przed odlotem ich radość zdaje się zdradzać, że mają jakiś szlachetny zamiar" - może, by odważnie udać się tam, gdzie nie był przedtem żaden ptak, czyli "wznieść się ponad atmosferę, pospieszyć i odlecieć do innego świata".

Jego osobliwa hipoteza była odbiciem czasów. W XVII wieku Księżyc fascynował naukowców. Używając jednego z pierwszych teleskopów, Galileusz odkrył, że jego powierzchnia nie jest gładka jak marmur, lecz poznaczona górami i dolinami, jak na Ziemi. (...) W oczach Mortona Księżyc nie przypominał martwej skalnej bryły, był za to nęcącym celem zimowych wojaży.

Idea migracji kosmicznych cieszyła się szerszym wsparciem, a jej rzecznicy spierali się w korespondencji z Towarzystwem Królewskim o to, które ciało niebieskie jest najbardziej prawdopodobnym lądowiskiem ptaków. 

W książce jest również mowa o wielu innych oryginalnych koncepcjach dotyczących tego, co się z ptakami dzieje, kiedy znikają na zimę. Gorąco zachęcam do czytania w ten późnojesienny (choć może tego nie widać) czas. 

piątek, 11 października 2019

"Czarna wołga. Tajemnica z przeszłości" i "Miłka i owczarek koroniasty" - dwie jesienne premiery

 To niesamowite, że te dwie książki ukazały się nieomal w tym samym czasie. Mimo wszelkich (widocznych już na pierwszy rzut oka) różnic jest coś, co je łączy. W obu inspirowałam się zabawami z dzieciństwa (o ile metamorfozę kundelka w psa niezwykle rzadkiej rasy można nazwać zabawą). Na rysunku z końca lat 70. (mojego autorstwa) sportretowany jest Smyk II, kundelek mojej przyjaciółki Magdy, którego pewnego dnia uczyniłyśmy owczarkiem koroniastym. W jaki sposób tego dokonałyśmy - nie zdradzę. Żeby się tego dowiedzieć, trzeba przeczytać książkę.
Na zdjęciu również Smyk, ze mną na spacerze. W tle Górka Szczęśliwicka opisywana w "Czarnej Wołdze. Tajemnicy z przeszłości" (więcej o inspiracjach do tej książki tutaj). W "Czarnej Wołdze" dużo piszę o latach 70. Patrząc na ten nieco osobliwy wpis do pamiętnika (takie wpisy do pamiętnika też chyba już odeszły do przeszłości, przypomniałam sobie ułożony przez nas (mnie i Magdę) wierszyk dotyczący Smyka: "Smynio śliczny, zagraniczny". Mówi on sporo nie tylko o naszym zachwycie pieskiem, lecz również o tamtych czasach, ich siermiężności, zapatrzeniu w zachodnie dobra... Dziś często szukamy na półkach polskich produktów, a to co zagraniczne niekoniecznie znaczy dla nas lepsze. Dziś pewno nie zamieniałabym kundelka w przedstawiciela tzw. psiej arystokracji (wielorasowce są cudowne i fajnie by było, gdyby moda na adopcje bardziej się rozpowszechniła), a zamiast słowa "pani" w dedykacji wpisanej rzekomo smyniową łapą użyłabym pewno opiekunka.
Nie zmienia to faktu, że spoglądam na te dwie kartki z pamiętnika z ogromnym sentymentem.

czwartek, 10 października 2019

Czarna wołga i zabawy z dzieciństwa


Inspiracją do wielu opisanych w książce zabaw z przeszłości były moje własne dziecięce zabawy. Nie mogę się więc powstrzymać przed zacytowaniem fragmentów mojego dziennika, kiedy to z perspektywy nastolatki przyglądam się swojemu dzieciństwu. Zapiski pochodzą z 17 VII 1982 r., ale dotyczą lat 70.

(...) powolny tryb życia w G. sprawił, zaczęłam oglądać się za siebie, patrzeć kim byłam kiedyś. Ostatnio taka byłam zajęta sobą w teraźniejszości, że rzadko wspominałam. (...) wymyślałyśmy z A. różne niesamowite zabawy. Za coś najważniejszego i najpiękniejszego w życiu uważałam swoją krainę marzeń i trudno mi było przewidzieć, że kiedyś będzie coś ważniejszego.
Pamiętam „Piaski”, była to mała kupka piasku przy ulicy, ulubione miejsce naszych zabaw (...) Bawiłyśmy się np. w psy albo w lwie antylopy i historię pewnej lwicy, królowej lwich antylop, która podstępem wykradła pierścień poprzedniej królowej. Lwie antylopy to mieszańce lwów i antylop, posiadały i ostre kły, i mocne nogi, i pazury, i kopyta. Samice niewiele różniły się od zwykłych antylop, samce natomiast miały wspaniałe, puszyste lwie grzywy. Zabawa ta posiadała wiele wątków i niezwykle rozwiniętą fabułę. Bawiąc się w to "zagryzałyśmy się" na "Piaskach", ganiałyśmy po „Równinie”, "ryczałyśmy" w domu.

„Równina”, kochana „Psia Równina”. Nasz raj. Była to łączka porośnięta wysoką trawą, w niektórych miejscach wysokie drzewa tworzyły piękne skupiska. Psia – dlatego, że panowie i panie wyprowadzali tam swoje psy na spacerki. Bawiłam się tam z M. lub A. w konie, psy, ptaki. Założyłam Klub Drzewołazów, w skład którego wchodziłam ja, A. i Paweł [mój brat]. Byłam wodzem (najlepiej łaziłam po drzewach) i nosiłam pseudonim Kot. Wszystko odbyło się zupełnie naturalnie, po prostu A., pewnego dnia, z szacunku dla moich umiejętności nazwała mnie Kotem i tak już zostało. Łaziliśmy po drzewach (byłam na każdym drzewie w okolicy i zawsze pierwsza zdobywałam te najtrudniejsze (...), jedliśmy czereśnie, jabłka i zbieraliśmy „bursztyny”, czyli kawałki żywicy. Byłam posiadaczką największej i najciekawszej kolekcji, mam ją do dzisiaj.

Z M. zawsze zwalczałyśmy wszelkie zło (...) opiekowałyśmy się bezdomnymi psami i kotami. (...) Wciąż gdzieś ganiałyśmy, znałyśmy każdego psa w okolicy i ciągle przeżywałyśmy rożne straszne i niesamowite przygody. Biłyśmy się z chłopakami i robiłyśmy wiele, wiele innych bardzo ciekawych rzeczy.
Co to była za przyjaźń?! Zaczęłyśmy się przyjaźnić, gdy ja miałam 6, a ona 5 lat i przyjaźń nasza, mimo licznych kłótni trwała cały czas. M. przeprowadziła się na Pragę w czasie wakacji, gdy zdała do 7 klasy.
Pamiętam jak pisałyśmy opowiadania o psach, wymyślałyśmy powieści fantastyczno-naukowe. Obie maiłyśmy wiele wspólnych cech. Kochałyśmy zwierzęta, lubiłyśmy pisać i uwielbiałyśmy przygody.

Opiszę jeszcze „Tajemniczą wyspę”, był to skrawek ziemi porosły niezwykłym gąszczem drzew i krzewów, na wyspie tej byli „ludożercy”, cudowne czereśnie i „bursztyny”. Ludożercami nazywałyśmy pijaków, którzy bardzo lubili odwiedzać ten niezwykły zakątek. Uwielbiałyśmy tam chodzić z A., „Wyspa” była naprawdę tajemnicza i co krok zaskakiwało nas coś nowego.

Gdy mając 6 lat przeprowadziłam się do mojego obecnego mieszkania, poznałam M. i obie zakochałyśmy się w tym samym chłopaku. Naszą „pierwszą miłością” był... D. Tak, właśnie on. (...)
D. to przezwisko wymyślone przez nas, jak widać świetnie się przyjęło.

Zapomniałam napisać, że na piaskach był maleńki cmentarzyk, pochowałyśmy tam mojego chomika Kubusia, myszkę i wróbelka i opiekowałyśmy się tymi grobami.

Sekrety – nie wiem, co to była za moda, kopało się dołek, układało rożne kwiatki i złotka i przykrywało szkiełkiem, tak że powstawał tzw. „widoczek” albo „sekret”. Następnie zasypywało się to ziemią i dokładnie maskowało. Miejsce umieszczenia sekretu było wielką tajemnicą, pokazywało się je tylko największym przyjaciółkom. Cudze sekrety namiętnie szukano i niszczono.
To nawet ładnie wyglądało, gdy się potarło szkiełko palcem, można było zobaczyć śliczną kompozycję z rumianków i płatków róż.
Dziwna to była zabawa, ale bardzo fajna.


P.S. Kolekcję "bursztynów", choć nieco zdekompletowaną mam do dziś. Dziś już nie pachnie żywicą tylko... kuchnią, bo przez wiele lat stała na kuchennej belce wchłaniając zapachy. Przyniosłam ją w słoiku na spotkania autorskie promujące książkę :) Wzbudziła spore zainteresowanie. Poniżej kilka okazów.

wtorek, 8 października 2019

I co ja bym wtedy czuła?

W drodze do domu zaczęłam się zastanawiać nad sprawami, o których jeszcze nigdy w życiu nie myślałam. Na przykład, co by było, gdybym naprawdę była lesbijką. Co powiedzieliby na to mama, tata, wszystkie babcie, ciocie, wujkowie, a przede wszystkim jak by się rozwinęła sytuacja w klasie? Czy nadal by mnie lubili? A jeśli nie? Nawet teraz z trudem przyszło mi zdobycie ich sympatii. A co dopiero w takiej sytuacji. I co ja bym wtedy czuła? Czy próbowałabym udawać, że wcale nie jestem lesbijką, żeby mieć święty spokój? Jakie to musi być okropne – wciąż udawać, wciąż się pilnować! Dziewczyny przechwalałyby się swoimi podbojami miłosnymi, a ja co?! I co bym zrobiła, gdyby spodobała mi się jakaś dziewczyna? Już to, że podoba mi się chłopak, jest wystarczająco trudne. Wciąż się obawiam, że to bez wzajemności, że on mnie nie lubi, że będzie się śmiał itp. A w przypadku dziewczyny to byłaby podwójna trudność, by nie powiedzieć – trudność do potęgi. I czy w ogóle w naszej szkole jest dziewczyna, która mogłaby się we mnie zakochać (to znaczy, gdybym naprawdę była lesbijką)? A jeśli nawet jest, to skąd wiadomo, czy nie udaje, że podobają jej się chłopaki, żeby się nie wyróżniać? I jakie to uczucie być innym niż wszyscy dookoła?

(fragment książki "Piegowate niebo", Nasza Księgarnia, 2014)

W czasach, gdy ratowaniem świata zajmują się dziewczynki (i chwała im za to, podobnie wszystkim innym, którzy również próbują się zatroszczyć o naszą planetę) postanowiłam przypomnieć fragment mojej wydanej przed pięciu laty książki, ponieważ już od dłuższego czasu czuję, że powinnam jakoś zareagować na to, co od pewnego czasu słyszy się na temat osób LGBT. Przemówiłam słowami mojej nastoletniej bohaterki, bo być może wystarczyłaby odrobina empatii, głowa wolna od uprzedzeń i taka może nawet nieco naiwna refleksja, by wczuć się w to jak mogą czuć się w tej sytuacji osoby nieheteronormatywne, zwłaszcza nastolatki. I bez tej nagonki było im trudno, trudno mi sobie wręcz wyobrazić, co czują teraz.

Jako osoba heteroseksualna zastanawiam się, jak bym się czuła, gdyby ktoś mi powiedział: możesz robić co chcesz, ale we własnym domu, ja ci pod kołdrę nie zaglądam, ale nie afiszuj się. Gdybym musiała powściągać okazywanie uczuć w miejscach publicznych – i nie chodzi mi o jakieś seksualne akcje, ale zwykłe odruchy bliskości typu wzięcie za rękę, przytulenie – bo groziłby mi za to ostracyzm społeczny, więcej, mogłabym z tego powodu dostać łomot. Gdyby umieszczone w miejscu publicznym zdjęcie trzymających się za ręce kobiety i mężczyzny uważano za agresywne promowanie orientacji seksualnej, krzewienie szkodliwej ideologi. Gdybym nie mogła zawrzeć z najbliższą mi osobą legalnego związku, bo przecież – jak usłyszałam niedawno w radiu od pewnego polityka, jako propozycję dla gejów i lesbijek – można przecież zawrzeć spółkę cywilną. Czy wtedy miałabym poczucie, że jestem równouprawniona, że mam takie same prawa, jak inni?
Jako obywatelka zastanawiam się, kto weźmie odpowiedzialność za kampanię, która została rozpętana wobec, by nie powiedzieć przeciw, osobom LGBT, jeśli naprawdę stanie się coś strasznego? A było już blisko biorąc pod uwagę choćby planowany zamach bombowy podczas marszu Równości w Lublinie.

środa, 2 października 2019

Miłka i owczarek koroniasty - premiera

źródło: Zielona Sowa

Rok wydania: 2019, ilustracje: Ewa Kownacka, Zielona Sowa, przedział wiekowy: 6-8

Poznaj przygody przyjaciół z jednego podwórka – Miłki, Kasiola i Marka!

Miłka – to sympatyczna i rezolutna dziewczynka, która w przyszłości chce zostać weterynarzem.
Kasiol – to najlepsza przyjaciółka Miłki, która przy okazji jest niezłym urwisem. Wcale nie wygląda, jakby była utalentowaną baletnicą (pozory mogą jednak mylić?).
Marek – kolega z klasy Miłki, który pokochał z wzajemnością pewnego małego pieska.
Połączy ich przyjaźń i niesamowita, z fantazją zaplanowana misja ratunkowa. Jak się zakończy przygoda tej odważnej ekipy? Jedno jest pewne - czekają was zaskakujące zwroty akcji, emocjonujące wątki i ogromna dawka humoru.

Dowcipna, wesoła i lekko napisana historia. Porusza ważne sprawy w życiu dzieci: relacje z rodzicami, rówieśnikami w klasie i na podwórku. Podkreśla dobre postawy, jak ekologiczne podejście do życia i odpowiedzialną opiekę nad zwierzętami.

(opis wydawcy)

poniedziałek, 23 września 2019

Już jest!!! Drugi tom serii Wtajemniczeni

Rok wydania: 2019, ilustracje: Marta Krzywicka, konsultacja historyczna: Izabella Maliszewska, Nasza Księgarnia, przedział wiekowy: 10-14 

Łucja ma dość cią­głych zmian w życiu! Naj­pierw roz­wód ro­dzi­ców, póź­niej prze­pro­wadz­ka do Szcze­ci­na, teraz po­wrót do War­sza­wy… Dziew­czy­na czuje się sa­mot­na. Może dla­te­go jej uwagę zwra­ca za­my­ślo­na ko­bie­ta na ławce. Oka­zu­je się, że to ar­tyst­ka pla­nu­ją­ca hap­pe­ning w miej­scu, w któ­rym miesz­ka­ła jako dziew­czyn­ka. Ko­bie­ta pro­wa­dzi także pry­wat­ne śledz­two. Cho­dzi o ta­jem­ni­cze znik­nię­cie jej naj­bliż­szej przy­ja­ciół­ki z dzie­ciń­stwa, Mo­ni­ki. Czy po­rwa­ła ją czar­na wołga, jak mó­wio­no w la­tach sie­dem­dzie­sią­tych? Po­szu­ki­wa­nia na­bie­ra­ją tempa, gdy Łucja w daw­nym miesz­ka­niu Mo­ni­ki od­kry­wa pu­deł­ko pełne za­gad­ko­wych przed­mio­tów…
Wcią­ga­ją­ca fa­bu­ła, ta­jem­ni­ca z prze­szło­ści, mi­ło­sne roz­ter­ki, a do tego sze­reg wple­cio­nych w treść cie­ka­wo­stek, mię­dzy in­ny­mi o wła­dzach PRL, bloku wschod­nim, Ry­szar­dzie Ku­kliń­skim, gi­tow­cach, so­cre­ali­zmie czy marcu 1968 roku.


Białe czaple i ptaki odlatujące na Księżyc

Wyjechałam a kilka dni w warmińsko-mazurskie, gdzie zajmuję się głównie pisaniem "Księżycowego Ptaka". Szczęśliwie odchodzę czasem od komputera, dzięki czemu miałam okazję podziwiać stada żerujących na łąkach białych czapli. Choć przyjeżdżam tu już od lat, wcześniej nie spotkałam się z takim zjawiskiem. Widok jest niebywały. Gdyby nie to, że Księżycowy Ptak już dawno objawił się w mojej wyobraźni, być może stworzyłabym go na podobieństwo białej czapli.
Wieczorami dla odprężenia czytam książkę o zwierzętach. A tam ciekawostka, o której wcześniej nie miałam pojęcia. Otóż ludzie kiedyś wierzyli, że ptaki (przynajmniej niektóre) odlatywały jesienią na Księżyc, z którego wracały z nastaniem wiosny.
Teraz już chyba wiem, skąd pomysł na książkę pojawił się w mojej głowie.

poniedziałek, 9 września 2019

Na księżycu

Księżycowy ptak w swoim naturalnym środowisku, czyli kolejny obrazek, który stał się dla mnie inspiracją do stworzenia tej historii. Nawiasem mówiąc portrety księżycowego ptaka grają bardzo ważną rolę w tej opowieści. Można wręcz powiedzieć, że jednym z jej znaczących wątków jest malowanie. 

Nad książką pod roboczym tytułem "Księżycowy Ptak" pracuję w ramach stypendium twórczego z budżetu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
 

czwartek, 5 września 2019

Księżycowy ptak, czyli opowieść zawsze zaczyna się od jajka

Zastanawiacie się, jak ta historia się zaczyna? Myślę, że mogę już zdradzić kilka pierwszych zdań.


Dawno, dawno temu... mniej więcej przed rokiem Maciek wybrał się z mamą na grzyby. Pogoda była piękna. Las pachniał żywicą i rozgrzanymi słońcem liśćmi, a w górze rozbrzmiewały nawoływania odlatujących do ciepłych krajów ptaków.

I byłoby naprawdę wspaniale, gdyby nie to, że mama wciąż rozmawiała przez telefon. Chłopiec zagadywał ją o różne sprawy, pokazywał przelatujące po niebie ptaki, podsuwał pod nos najwspanialsze okazy podgrzybków i borowików, ale mama tylko rozkładała ręce (a właściwie to jedną, bo w drugiej trzymała komórkę), co oznaczało, że właśnie prowadzi niezmiernie ważną rozmowę i niestety nie może jej przerwać. Albo z przepraszającym uśmiechem kładła palec na ustach, żeby nie przeszkadzał, że jeszcze chwila i zaraz skończy.

Ale nie kończyła.

Chcąc nie chcąc chłopiec skupił się na przeszukiwaniu leśnego poszycia i w pewnej chwili zauważył coś, co nadzwyczaj go zaintrygowało. Gwałtownie zaczął odgarniać mech.

– To nie grzyb, to Jajko! – wykrzyknął.

– Jajko? – zdziwiła się mama, kończąc kolejną ważną rozmowę. – Nie widzę tu żadnego jajka!

– Ja też nie widzę. Przecież ono jest niewidzialne – odparł na to Maciek, jak gdyby chodziło o rzecz najbardziej oczywistą na świecie.



Nad książką pod roboczym tytułem "Księżycowy Ptak" pracuję w ramach stypendium twórczego z budżetu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

czwartek, 8 sierpnia 2019

Skąd się wziął Księżycowy Ptak?

Zwykle ilustracje powstają do konkretnego tekstu. W tym przypadku było na odwrót. Najpierw powstała ilustracja (o ile można nazwać ilustracją coś, co nie ilustruje żadnego tekstu), a dopiero potem pomysł na literaturę.
Wiele lat temu namalowałam (czy może raczej wykalkografowałam, bo obrazek został wykonany stosowaną wówczas przeze mnie techniką kalkografii) takiego oto dość niezwykłego, musicie przyznać, ptaka. I to właśnie portret tego ptaka zainspirował mnie do napisania opowiadania, które z kolei podsunęło mi pomysł na książkę, nad którą właśnie pracuję. W pierwszej chwili patrząc na stworzony własnoręcznie obrazek nie bardzo widziałam, skąd pochodzi sportretowany na nim ptak. Szybko jednak odkryłam, że musiał przylecieć z Księżyca. To dlatego książka nosi tytuł (na razie roboczy) "Księżycowy Ptak". Szczęśliwie mam ten ogromny komfort, że piszę ją w ramach pięciomiesięcznego stypendium twórczego z budżetu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Prace nad nią mają trwać do końca grudnia. W tej chwili jestem na etapie zbierania materiałów (m.in. czytam książki dotyczące psychologii dziecka), pisania notatek i tworzenia konspektu. Trzymajcie kciuki, by jak najwspanialej się udała. I zadlądajcie tutaj, bo będę zamieszczać rozmaite informacje i ciekawostki dotyczące pracy nad "Księżycowym ptakiem".
     

niedziela, 21 lipca 2019

Stypendium MKiDN

Z radością informuję, że otrzymałam pięciomiesięczne stypendium twórcze z budżetu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego na napisanie książki pod roboczym tytułem "Księżycowy Ptak". Lista stypendystów tutaj.

Nagroda dla "Pocztu Królów i Książąt Polskich"

"Poczet Królów i Książąt Polskich" z GŁÓWNĄ NAGRODĄ w XVII edycji KONKURSU "ŚWIAT PRZYJAZNY DZIECKU KOMITETU OCHRONY PRAW DZIECKA". Lista laureatów tutaj. Dziękuję ogromnie!


poniedziałek, 17 czerwca 2019

Raport kwartalny ;-)

Miałam tu pisać o ważnych sprawach, ale ważnych spraw było tak wiele, a czasu tak mało, że nic z tego (przynajmniej na razie) nie wyszło. Zrealizuję więc plan minimum i przedstawię raport kwartalny (a może nawet półroczny) z najważniejszych wydarzeń, co nic nie umknęło mojej zawodnej chwilami pamięci i żeby moi Czytelnicy wiedzieli mniej więcej, co się u mnie dzieje.

1) W połowie maja ukazała się moja nowa książka. Pierwsza część serii "Wtajemniczeni" zatytułowana "Nie wszystko złoto, co złote".

2) Nieco wcześniej, na przełomie kwietnia i maja, wybrałam się na Podkarpacie na dokumentację do trzeciej książki z serii "Wtajemniczeni" (druga idzie do składu i ma się ukazać w październiku). Podczas tej sympatycznej podróży miałam okazję spotkać m.in. taką oto sympatyczną istotę.
 Więcej zdjęć i informacji znajdziecie na moim Facebooku.

3) Ruszył literacki projekt charytatywny na rzecz schroniska w Korabiewicach, w którym wzięłam udział. Dla Korabkowych opowieści napisałam opowiadanie o Mamce, mamie woła Memusia, mieszkającego do dziś w schronisku. Czytajcie i wspierajcie!
źródło: http://korabkoweopowiesci.pl/korabkowe-opowiesci/dorota-suwalska-mamka/?fbclid=IwAR1zeQfOVPdWWZsuaNrpG2qTfhNgRybGCpozzw1bPJn11lTtGlrV2oEfYQI 
 Zdecydowałam się również wziąć udział w kolejnym literacko-prozwierzęcym projekcie o nazwie Book.szpan
źródło: https://www.facebook.com/akcjaBook.Szpan/photos/a.2324387787825772/2338742443056973/?type=3&theater

4) Moje opowiadania ukazały się w Kwartalniku Literackim WYSPA (tekst dla dorosłych) i Kosmosie dla Dziewczynek (opowiadanie dla dzieci o przyjaźni).
ilustracja Marty Ruszkowskiej do mojego opublikowanego w "Kosmosie dla dziewczynek" opowiadania pt. "Bursztyny" (źródło: https://www.facebook.com/1574916052756697/photos/a.1574917486089887/2440247972890163/?type=3&theater)
 5) Brałam udział w spotkaniach autorskich w różnych miejscach: podczas Warszawskich Targach Książki, w Muzeum Literatury w Warszawie, w bibliotekach w Nadarzynie i Młochowie, w bibliotekach w Opolu, w Szkole Podstawowej w Nadarzynie.
Na stoisku Naszej Księgarni z Zuzanną Orlińską - zdjęcie Cudanakiju.pl, źródło: https://www.facebook.com/cudanakijurecenzje/photos/a.10157240587269437/10157243675039437/?type=3&theater

sobota, 11 maja 2019

Nie wszystko złoto, co złoto - wkrótce premiera



Już 15 maja premiera mojej nowej książki "Nie wszystko złoto, co złote" (pierwszej części serii "Wtajemniczeni"). Książkę wydała Nasza Księgarnia, zilustrowała Marta Krzywicka, a konsultował historyk Sebastian Mierzyński. 

Grupa nastolatków spędza wakacje w poniemieckim domu w dawnych Prusach Książęcych. W planach jest aktywne lato na rowerach i kajakach, a dodatkowo mama Maksa, która pisze o Bursztynowej Komnacie, ma nadzieję zebrać dokumentację w tej sprawie, co oznacza, że będzie ciągać młodzież po zabytkowych obiektach. Na letnisku gości czekają spartańskie warunki, ponieważ gospodarze nie skończyli remontu. Uwagę przyjaciół przyciąga wisząca w salonie mapa nie-wiadomo-czego z wizerunkiem konia (a może kury?) oraz tajemniczym hasłem zapisanym kurrentą. Tymczasem w okolicy pojawiają się podejrzane typy, nudne wakacje nabierają tempa, a drogocenny skarb znajduje się bliżej, niż ktokolwiek podejrzewał…

https://www.facebook.com/WydawnictwoNaszaKsiegarnia/photos/a.179580858751662/2317851318257928/?type=3&theater

piątek, 22 marca 2019

O blogu na blogu


Moi drodzy, zapowiadam zmiany na blogu. Od teraz będzie on miał charakter refleksyjno-informacyjny. Powiecie, że do tej pory też tak było. Mimo wszystko zmiany będą widoczne. Jakiś czas temu założyłam stronę na Fabooku (przy okazji będzie mi ogromnie miło, jeśli ją polubicie). Przejęła ona część funkcji, które spełniał dotychczas blog. Tam znajdziecie relacje ze spotkań autorskich, linki do recenzji itp. Oczywiście, jeśli opublikuję nową książkę, nie omieszkam i tutaj o tym napisać, znajdą się tu również różnego rodzaju podsumowania. Jeśli jednak chcecie być na bieżąco w rozmaitych sprawach związanych moimi działaniami okołoliterackimi, to zachęcam do zaglądania na mojego Facebooka. Dzięki temu, mam nadzieję, zyskam więcej czasu, by pisać tu o sprawach, które są dla mnie ważne (z czym, jak zdążyliście zauważyć, różnie bywa).

wtorek, 12 lutego 2019

Kocich kłopotów część trzecia

Pod koniec zeszłego tygodnia tabliczka z zakazem dokarmiania zwierząt została usunięta. Nie oznacza to niestety końca kocich problemów w bloku przy ulicy Racławickiej 156 w Warszawie.
Wcześniej pisałam na ten temat tutaj: https://suwalska.blogspot.com/2018/12/ksiazka-o-rakowcu-zakaz-dokarmiania.html
i tutaj: http://suwalska.blogspot.com/2019/02/tabliczki-z-zakazem-dokarmiania.html
Cdn.

czwartek, 7 lutego 2019

Tabliczki z zakazem dokarmiania zwierząt - ciąg dalszy



Jakiś czas temu pisałam o tabliczkach z zakazem dokarmiania zwierząt przed jednym z bloków na warszawskim Rakowcu: https://suwalska.blogspot.com/2018/12/ksiazka-o-rakowcu-zakaz-dokarmiania.html
Napisałam w tej sprawie dwa listy do ZGN Ochota. Dwukrotnie odmówiono usunięcia pozostawionej przed blokiem tabliczki (jednej z trzech zamontowanych na początku), która, jak wyjaśniono „(...) ma na celu ograniczenie miejsc dokarmiania zwierząt w bezpośrednim sąsiedztwie okien lokali mieszkalnych”. Mocno mnie to zdziwiło, biorąc pod uwagę fakt, że na tabliczce widnieje wyraźna i jednoznaczna informacja o zakazie, a nie ograniczeniu czy też uregulowaniu miejsc dokarmiania zwierząt. 
W międzyczasie okazało się również, że zagrożony jest byt kotów w piwnicy tego bloku. O tym wszystkim, a także o niektórych pomysłach na rozwiązanie tej sytuacji możecie Państwo posłuchać w audycji „Jest sprawa” Elżbiety Uzdańskiej, w której (prócz mnie) wzięły udział: społeczna opiekunka kotów Elżbieta Awin oraz Monika Beuth-Lutyk – rzecznik prasowy Dzielnicy Ochota, która zaproponowała m.in. bardzo ciekawe (i pozytywne w swej wymowie) rozwiązanie problemu tabliczek. Mam nadzieję na szybką realizację tego pomysłu. Zachęcam do wysłuchania audycji:
https://www.rdc.pl/podcast/jest-sprawa-dokarmianie-kotow-na-ochocie/

poniedziałek, 4 lutego 2019

Paweł - wspomnienie

Trochę czasu mi to zajęło, ale wreszcie dojrzałam do tego, by napisać wspomnienie o moim bracie Pawle Suwalskim. Miniona niedawno rocznica jego urodzin jest do tego dobrą okazją, ponieważ chcę się skupić nie na tym, że już go nie ma, lecz na tym, że był. Jest w tym pewno również znana Wam pewno potrzeba, by po naszych bliskich pozostał ślad nie tylko w naszych sercach. Choć mój brat pozostawił po sobie również „zewnętrze” ślady. Jego głos słychać w dziecięcych chórkach w piosenkach do filmu „Akademia Pana Kleksa” (nawiasem mówiąc niedawno minęła 35. rocznica premiery tej produkcji). Jako chłopiec występował też w Teatrze Polskim w sztukach reżyserowanych przez Kazimierza Dejmka: w „Uciechach Staropolskich” (1981) i „Wyzwoleniu”(1982). W tym drugim spektaklu w roli przebranego za anioła (zapewne z uwagi na urodę) małego kolędnika. Podobno jeden ze starszych aktorów ze wzruszenia się rozpłakał.
Paweł miał nie tylko piękny głos (nie ukrywam, że zdarzało mi się zazdrościć np. sukcesów na kolonijnych festiwalach, wcześniej to ja wygrywałam), lecz również znakomity słuch. W wieku 7 lat trafił do Szkoły Muzycznej przy ulicy Miodowej w Warszawie. To dlatego w naszym niezbyt dużym mieszkaniu w bloku pojawił się fortepian, niewielki co prawda, ale jak na nasz metraż, był to mimo wszystko pokaźny instrument, zajmujący sporą część dużego pokoju (rodzice oddali nam duży pokój, który podzielony został regałami na pół, a sami zamieszkali w mniejszym). Prócz fortepianu w domu pojawiła się wiolonczela (główny instrument Pawła) zamieniony po latach na klarnet. Z tego co pamiętam powodem tej zmiany był fakt, że bratu zbyt wolno rosła ręką w stosunku do reszty ciała, a co pewien czas musiał zmieniać instrument na większy. Pojawiła się też muzyka: codzienne ćwiczenia na wiolonczeli i na fortepianie, niezwykła postać pana stroiciela, pojawiająca się regularnie w naszym domu...
Naukę w szkole muzycznej przerwała choroba. To był bardzo trudny czas dla całej rodziny. Zwłaszcza dla rodziców (ja chyba nie do końca zdawałam sobie sprawę z powagi sytuacji) i samego Pawła, który jako bardzo młody a z drugiej strony obdarzony już dużą świadomością chłopiec (druga połowa podstawówki) musiał zmierzyć się z tak trudnymi tematami jak ciężka choroba (która doprowadziła niektórych jego szpitalnych znajomych do kalectwa) i śmierć (pamiętam opowieść o tym, jak umarła jego koleżanka ze szpitala). Dopiero po latach w pełni sobie uświadomiłam, jak duży wpływ musiało mieć na niego to doświadczenie.
Paweł wyzdrowiał, ale do grania nie wrócił. Myślę jednak, że potrzeba tworzenia w nim pozostała. Jako dorosły człowiek przez pewien czas tworzył efekty pirotechniczne do filmów (m. in. „Mistrz” Piotra Trzaskalskiego). Miał też twórcze podejście do innych rzeczy, które robił w swoim życiu. Zamiłowanie do filmu odziedziczył po nim syn Arkadiusz (ewolucje kaskaderskie: m.in. „Wołyń, „Krew Boga”).
Są również inne, nie mniej ważne, materialne ślady. Wybudował piękny dom dla swojej rodziny i pomógł w budowie i remoncie domu, w którym mieszkam. Istnieje również wiele innych domów, w których pozostała cząstka pracy mojego brata.
Z niematerialnych śladów najważniejsza jest chyba nieustająca pamięć w sercach bliskich: mamy (nasz tata zmarł wcześniej), żony, dwójki dzieci, mojej, czyli siostry...
Dla mnie osobiście ważne jest również to, że był niezwykle wrażliwym człowiekiem. Świadczy o tym chociażby fakt, że po obejrzeniu reportażu o transporcie zwierząt na rzeź zrezygnował z jedzenia mięsa.
Mogłabym jeszcze wiele tu napisać, bo otwierają się wspomnienia. To chyba jednak już następnym razem. Ten wpis traktuję raczej jako wstęp do wspomnień.

P.S. Skan przedstawia prezent, który przygotowałam Pawłowi pod choinkę, w czasach, kiedy był jeszcze jeszcze moim małym braciszkiem. Paweł był trzy lata ode mnie młodszy, co w młodszym wieku stanowiło sporą różnicę. Regularnie rysowałam też programy do na jego egzaminy z wiolonczeli, ale nie wiem, czy jakiś się zachował. W wieku młodzieńczym różnica wieku zaczęła się zacierać, a Paweł okazał się bardzo lojalnym i wspierającym bratem - ”rówieśnikiem”, który potrafił stanąć po mojej stronie.

piątek, 4 stycznia 2019

2018 - podsumowanie

Od pewnego czasu zamieszczam na blogu podsumowanie minionego roku. Początkowo miałam wątpliwości, ale ostatecznie okryłam w tym wiele korzyści. Zwykle takie grzebanie w pamięci poprawia mi humor, bo okazuje się, że mimo rozmaitych "schodów" wiele dobrych rzeczy wydarzyło się w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy. Poza tym taki wpis pełni funkcję swego rodzaju pamięci zewnętrznej, do której mogę w razie potrzeby sięgnąć, kiedy na przykład nie mogę sobie przypomnieć, co się, w którym roku wydarzyło.
Zazwyczaj w takich posumowaniach skupiam się na sprawach związanych z pisaniem książek. Tym razem jednak moje życie osobiste całkowicie zdominowało inne sfery, więc od niego zacznę swoją opowieść.

Miniony rok był dla mnie rokiem bardzo trudnym. Jedna z najbliższych mi osób zapadła na ciężką i uznawaną za nieuleczalną chorobę. Ledwo uratowano jej życie, a potem przechodziła bardzo obciążającą kurację. Trudny nie znaczy jednak zły. Bo w takiej sytuacji niezmiernie ważne okazuje się to, co się dzieje pomiędzy bliskimi sobie ludźmi. Tak więc - prócz przeżywania ciężkiego stresu, zamartwiania się, podjęcia odpowiedzialności sprawy związane chorobą, własnych problemów zdrowotnych - doświadczyłam w minionym roku wiele dobra związanego z naszą relacją, wsparcia od innych bliskich mi osób a także wparcia w pracy.
Wspaniałe jest również to, że bliska mi osoba, choć wciąż w leczeniu, czuje się obecnie bez porównania lepiej.

Nie wszyscy wiedzą, że mam również półetatową pracę. Tam również zaistniały dramatyczne sytuacje. Po śmierci poprzedniego wójta, władzę objął Komisarz i z dnia na dzień zwolnił - jak się później okazało - bezprawnie moją cudowną szefową. Próbowano mnie - również wbrew przepisom - zmusić do objęcia stanowiska p.o. dyrektora. A potem działo się wiele trudnych rzeczy. Na szczęście Komisarz, który wystartował w wyborach na wójta, przegrał z kretesem, do czego przyczyniło się zapewne zwolnienie lubianej i szanowanej dyrektorki. Sytuacja wróciła do normy, a moja szefowa na stanowisko. Temat zasługuje zresztą na szersze opisanie, mam nadzieję, że znajdę kiedyś czas, żeby to zrobić.

Na skutek przedstawionych powyżej trudności prawie nie miałam czasu na twórczość. Mimo to udało mi się napisać jedną książkę i jedno opowiadanie. Co ciekawe, akcja książki (co było już wcześniej zaplanowane) działa się w miejscu, w którym spędzałam bardzo wiele czasu z uwagi na chorobę bliskiej osoby.
Jedna książka została wydana a potem uhonorowana Wyróżnieniem Literackim w Konkursie Książka Roku Polskiej Sekcji IBBY. Chodzi oczywiście o "Tabletki na dorosłość" (Wydawnictwo ADAMADA), które ukazały się również w formie audiobooka: https://krakowczyta.pl/3666738/Tabletki+na+doros%C5%82o%C5%9B%C4%87
źródło: https://www.facebook.com/WydawnictwoAdamada/photos/a.915755648509371/1989626311122294/?type=3&theater
Ukazał się również audiobook i wznowienie i książki "Bruno i siostry" (Nasza Księgarnia) wyróżnionej przez IBBY w 2007 roku...

...oraz ukraińskie tłumaczenie książek "Znowu kręcisz  oraz "Zuźka w necie i w realu" w wydawnictwie ШКОЛА.

 Zostałam też uhonorowana lokalnie „Perłą Nauki, Kultury i Sztuki Gminy Nadarzyn”.

W tym roku miałam też mniej niż zwykle spotkań autorskich. Mimo to trochę ich było i dobrze je wspominam. Temat ilustruję zdjęciem z warsztatów wokół książki "Iwo z Nudolandii" w Muzeum Witolda Gombrowicza we Wsoli, ponieważ nie zamieściłam relacji z tego wydarzenia na blogu. Rysunek przedstawia Gombrowicza przy pracy oraz fragment muzealnej ekspozycji, czyli to, co zobaczył jeden z uczestników podczas eksperymentu "dwie minuty nudy".
W końcówce starego roku zaangażowałam się w sprawy związane z pewną Wspólnotą Mieszkaniową, a zwłaszcza problemy mieszkających tam kotów, co przelało się na Nowy Rok...

... i założyłam stronę na FB, stąd apel do Was Czytelnicy: LUBCIE TO :)