piątek, 4 marca 2011

Sezon 2. Odcinek 11.Trudno być pisarzem we własnym kraju

Nie jestem entuzjastką narzekania, ale tym razem sobie na to pozwolę, zwłaszcza, że pretekst do narzekania jest, paradoksalnie rzecz biorąc, pozytywny.
Dostałam właśnie do podpisania umowę na książkę z Hiszpanii. Wcześniej próbowałam opublikować tę książkę w Polsce. Jeden z wydawców był wprost entuzjastycznie nastawiony do mojej propozycji. Już, już wysyłał umowę! Pozostały do uzgodnienia tylko szczegóły techniczne. Po czym, ni z tego, ni z owego, przestał odpowiadać na moje maile.
Z innym przeżyłam ciągnącą się miesiącami przygodę. Na początku maja 2010 (już po wstępnym kontakcie) otrzymałam informację, że książka dotarła i została przekazana do działu literatury dziecięcej. Niestety czas oczekiwania na decyzję jest długi – 3 miesiące. W praktyce trwało to dwa razy tyle (tłumaczono mi, że czas urlopowy itd.). Ostatecznie w listopadzie 2010 otrzymałam odpowiedź odmowną.
W efekcie książką zainteresowało się jedno ważniejszych (w tej kategorii) europejskich wydawnictw (działające również na innych kontynentach). W przypływie patriotyzmu wynegocjowałam prawo do publikacji w języku polskim. A może zrobiłam błąd? Może w tej akurat sytuacji łatwiej by było, gdyby ktoś z hiszpańskiego z powrotem przetłumaczył książkę na polski?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz