Kawa w słońcu. Fruwające w ogrodzie cytrynki. Wczoraj dosłownie kilkadziesiąt metrów od domu spotkałam kozła sarny, dziś, mniej więcej w tym samym miejscu, bażanta. Bywa, że powątpiewam w słuszność podjętej wiele lat temu decyzji o wyprowadzce z miasta, ale tego typu magiczne spotkania sprawiają, że wątpliwości znikają. Magiczne dla mnie oczywiście, bo nie mam złudzeń, że ani koziołek, ani bażant żadnej magii w nich nie dostrzegły, co w żaden sposób mi nie przeszkadza cieszyć się z tych spotkań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz