sobota, 26 marca 2011

Sezon 2. Odcinek 15. Katalizator pytań

Na zdjęciu filmowiec-dokumentalista Piotr Stasik i ja w roli reżyserki słów. Fot. Monika Mazurek
Po nocy pełnej dziwnych i niekoniecznie sympatycznych snów obudził mnie telefon od koleżanki - dowiedziałam się z niego, że spadł śnieg, a nad Polską właśnie przemieszcza się radioaktywna chmura z Japonii. Ledwo zakończyłam rozmowę, gdy zaczęło na mnie kapać z sufitu. Zazwyczaj mam problem z przebudzeniem, zwłaszcza w sobotę o dziewiątej rano, ale dziś oprzytomniałam nadzwyczaj szybko. Śnieg już właściwie stopniał, chmurą specjalnie się nie przejęłam, ale "deszcz" czy może raczej "mżawka" z sufitu naprawdę mnie zmartwiła. Czeka nas kompleksowa diagnoza zjawiska i bardzo liczymy na to, że nie trzeba będzie podejmować radykalnych działań remontowych.
Dlatego właśnie dziś - na osłodę - publikuję zdjęcie z ostatniego Kina Nokowego, ponieważ bardzo dobrze je wspominam. Projekcja trwała niespełna godzinę, rozmowa prawie dwie. Piotr opowiedział między innymi, jak kamera pomaga mu "wzmocnić pytania" - chodzi oczywiście o jakość pytań, a nie ilość, że właściwie dopiero zza kamery potrafi zadawać naprawdę ważne pytania, może więc powinien zacząć jej użyć również w prywatnym życiu. Coś w tym jest - sama też łapię się na tym potrzebuję jakich szczególnych, czasem uroczystych okoliczności, żeby "usprawiedliwić" poważne tematy. Nawet pisząc swój  tekstowy serial czuję się nieswojo, kiedy takowych dotykam i natychmiast uruchamia się we mnie przymus, żeby zrównoważyć je choć odrobiną ironii. Po pierwsze - boję się popaść w patos i, prawdę mówiąc, trochę zazdroszczę ludziom, którzy są od tego lęku wolni, a po drugie dużo łatwiej znaleźć mi słowa dla zabawy, dla żartu niż dla cierpienia, co nie oznacza, oczywiście, że cierpienie jest mi obce. Może dlatego proza Hrabala zawsze działała na mnie depresyjnie. Jak dla mnie wyziera z niej wizerunek człowieka tak przeraźliwie smutnego, że nawet nie jest w stanie pisać o swoim smutku na serio.
Pewno dlatego rzucona mimochodem uwaga o katalizatorze pytań zmaterializowanym w formie kamery, mało istotna zapewne (być może Piotr już o niej zapomniał) zrobiła na mnie tak duże wrażenie. Byłabym nawet skłonna wziąć udział w takim eksperymencie, choć mogłoby się zdarzyć, że poprosiłabym o wyłączenie kamery przed odpowiedzią.
Dlatego też we wstępie do tego posta, zamiast opisać sen (to on był tak naprawdę ważny) opowiedziałam mało znaczące w gruncie rzeczy poranne wydarzenia.
Dlatego również nie zamieszczę na Facebooku linka do tego posta, choć to zawsze zwiększa ilość wejść, a rozsadek podpowiada, że powinnam promować swojego bolga.
Mimo tych wszystkich ambiwalencji (piszę, choć nie jestem pewna, czy chcę, by ludzie czytali) nie zrezygnuję z tekstowego serialu, choćby dlatego, by znaleźć formę, która pozwoli (zachowując szacunek dla mego lęku przed patosem, potrzebą dystansowania się od silnych emocji, dla mego introwertyzmu) pisać o sprawach naprawdę dla mnie ważnych. Może to będzie ta moja "kamera", którą włączam decydując się na publikację posta.
I tak oto w dość nieoczekiwany sposób (bo nie miałam takich intencji), publikując zdjęcie z sympatycznej filmowej imprezy, odleciałam w jakieś osobiste klimaty. Mam nadzieję, że Piotr mi wybaczy. A miało być o jego filmach, fantastycznej rozmowie z publicznością i "debiutującej" w Kinie Nokowym czerwonej kanapie...  Kto ma ochotę na nieco bardziej tradycyjną relację - zapraszam tutaj: http://kinonokowe.blogspot.com/2011/03/koniec-lata-ponad-chodnikami-i.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz