środa, 28 grudnia 2011
czwartek, 22 grudnia 2011
Życzenia!
Tak się złożyło, że jeden z Mikołajów już mnie odwiedził. Dostałam od niego fantastyczne prezenty: Spinacz do Spinania Dobrych Myśli oraz Koronę, albowiem, jak powiedział, jestem Królową Metamorfozy. To ostatnie związane jest, co prawda, z moją przemianą z Suwalskiej w Juliasiewiczową (do obejrzenia kilka postów wcześniej), ale mam nadzieję, że to tylko początek moich metamorfoz.
Zainspirowana tymi darami (a także doświadczeniami z ostatnich miesięcy) ułożyłam świąteczno-noworoczne życzenia:
Sobie i wszystkim moim Czytelnikom, zarówno tym, którzy będą świętować Boże Narodzenie, jak i tym, którzy będą w tym czasie po prostu wypoczywać - życzę , żeby (przynajmniej w ciągu tych kilku dni) oderwali się od codziennych problemów,
a w Nowym Roku zdrowia, zdrowia, zdrowia..., twórczej akceptacji tego, co przynosi los i energii, by trudności i problemy potraktować jako okazję do pozytywnej zmiany.
P.S. Mikołaj wyznał mi dzisiaj, że początkowo chciał sprezentować mi sprężynę, ponieważ jestem Kobietą-Sprężyną, a więc... jeszcze więcej sprężynowania w Nowym Roku ;) cokolwiek miało by to oznaczać :)
Zainspirowana tymi darami (a także doświadczeniami z ostatnich miesięcy) ułożyłam świąteczno-noworoczne życzenia:
Sobie i wszystkim moim Czytelnikom, zarówno tym, którzy będą świętować Boże Narodzenie, jak i tym, którzy będą w tym czasie po prostu wypoczywać - życzę , żeby (przynajmniej w ciągu tych kilku dni) oderwali się od codziennych problemów,
a w Nowym Roku zdrowia, zdrowia, zdrowia..., twórczej akceptacji tego, co przynosi los i energii, by trudności i problemy potraktować jako okazję do pozytywnej zmiany.
P.S. Mikołaj wyznał mi dzisiaj, że początkowo chciał sprezentować mi sprężynę, ponieważ jestem Kobietą-Sprężyną, a więc... jeszcze więcej sprężynowania w Nowym Roku ;) cokolwiek miało by to oznaczać :)
piątek, 2 grudnia 2011
Spotkanie z Dżimbą - propozycja tematycznego spotkania autorskiego
Spotkanie autorskie w Wilczętach - fot. Darek Kondefer
Spotkanie z Dżimbą - Spotkanie autorskie połączone z warsztatami plastycznymi. Propozycja skoncentrowana na moich bajkach terapeutycznych oraz opowiadaniach poświęconych emocjom zamieszczonych m. in. w "Bajkoterapii", "Bezpiecznej Bajce" (Nasza Księgarnia); zbiorach "Zapach Czekolady" i "Najpiękniejsze bajki" (Drzewko szczęścia) oraz Czytance-Przytulance (pluszowa zabawka w której wnętrzu ukryta jest książka).
Zaczynam od krótkiej prezentacji moich książek skupiając się na tych, które związane są z tematem. Potem czytam jedną z bajek i rozmawiam o niej z dziećmi.
Wreszcie zapoznaję dzieci z Książeczką-Przytulanką, zwaną również Dżimbą (stworek, którego przedstawia pluszak jest bohaterem jednej z bajek).
Dzimba pluszowa książeczka, z którą można spać, która pocieszy, którą można się zaopiekować. Pomaga rozpoznać, zaakceptować, przekonać się do czego potrzebne są uczucia i jak sobie z nimi radzić. Łącząc w sobie funkcję edukacyjną i wspierającą kształtuje inteligencję emocjonalną.
Zamknięta wygląda jak pluszowa maskotka. Jest miła i miękka w dotyku. Można ją przytulić, można położyć na niej głowę jak na poduszce. Nie posiada żadnych twardych elementów. Nawet oczy uszyte są z materiału. „Usta” są tak zaprojektowane, że można je odkształcać nadając im rozmaity wyraz n.p. układać w uśmiech, robić smutną minę… Dziecko może więc dać wyraz swoim uczuciom za pomocą swojej Przytulanki. Jednocześnie tworzą one coś w rodzaju kieszonki, w której można coś ukryć.
Wewnątrz ukryta jest „książeczka. Jest w niej miejsce m. in. na: rysunki dziecka, zdjęcia bliskich mu osób, napisane osobiście teksty oraz inne dziecięce skarby; a także „Bajki-Pocieszajki” – opowieści o charakterze wspierającym i edukacyjnym, opowiadające przede wszystkim o uczuciach...
Spotkanie autorskie w Szkole Podstawowej nr 225 w Warszawie, fot. Darek Kondefer
Na zakończenie dzieci przygotowują obrazek lub bajkę dla Dżimby na kartkach, które zmieszczą się w jej wnętrzu.
Więcej o Dżimbie TUTAJ.
P.S. Autorem zdjęć na żółtym tle jest Andrzej Georgiew.
Spotkanie z Dżimbą - Spotkanie autorskie połączone z warsztatami plastycznymi. Propozycja skoncentrowana na moich bajkach terapeutycznych oraz opowiadaniach poświęconych emocjom zamieszczonych m. in. w "Bajkoterapii", "Bezpiecznej Bajce" (Nasza Księgarnia); zbiorach "Zapach Czekolady" i "Najpiękniejsze bajki" (Drzewko szczęścia) oraz Czytance-Przytulance (pluszowa zabawka w której wnętrzu ukryta jest książka).
Zaczynam od krótkiej prezentacji moich książek skupiając się na tych, które związane są z tematem. Potem czytam jedną z bajek i rozmawiam o niej z dziećmi.
Wreszcie zapoznaję dzieci z Książeczką-Przytulanką, zwaną również Dżimbą (stworek, którego przedstawia pluszak jest bohaterem jednej z bajek).
Dzimba pluszowa książeczka, z którą można spać, która pocieszy, którą można się zaopiekować. Pomaga rozpoznać, zaakceptować, przekonać się do czego potrzebne są uczucia i jak sobie z nimi radzić. Łącząc w sobie funkcję edukacyjną i wspierającą kształtuje inteligencję emocjonalną.
Zamknięta wygląda jak pluszowa maskotka. Jest miła i miękka w dotyku. Można ją przytulić, można położyć na niej głowę jak na poduszce. Nie posiada żadnych twardych elementów. Nawet oczy uszyte są z materiału. „Usta” są tak zaprojektowane, że można je odkształcać nadając im rozmaity wyraz n.p. układać w uśmiech, robić smutną minę… Dziecko może więc dać wyraz swoim uczuciom za pomocą swojej Przytulanki. Jednocześnie tworzą one coś w rodzaju kieszonki, w której można coś ukryć.
Wewnątrz ukryta jest „książeczka. Jest w niej miejsce m. in. na: rysunki dziecka, zdjęcia bliskich mu osób, napisane osobiście teksty oraz inne dziecięce skarby; a także „Bajki-Pocieszajki” – opowieści o charakterze wspierającym i edukacyjnym, opowiadające przede wszystkim o uczuciach...
Spotkanie autorskie w Szkole Podstawowej nr 225 w Warszawie, fot. Darek Kondefer
Na zakończenie dzieci przygotowują obrazek lub bajkę dla Dżimby na kartkach, które zmieszczą się w jej wnętrzu.
Więcej o Dżimbie TUTAJ.
P.S. Autorem zdjęć na żółtym tle jest Andrzej Georgiew.
czwartek, 1 grudnia 2011
Cytaty: Sylvia Plath
Czytałam właśnie "Szklany klosz" i zapragnęłam zostawić ślad po tym wydarzeniu w moim tekstowym serialu:
Życie moje ukazało mi się w postaci rozgałęzionego drzewa figowego, tak jak w tamtym opowiadaniu.
Na każdej gałęzi wisiała dojrzała, fioletowa figa, symbol jednej z czekających na mnie w życiu szans. Reprezentowały męża, dom, dzieci sławę poetki, wybitną karierę profesorską, karierę dziennikarską, Europę, Afrykę i Amerykę Południową, Konstantego, Sokratesa, Atyllę i cale zastępy kochanków o dziwnych imionach i niezwykłych zawodach. Jedna z fig reprezentowała zloty medal olimpijski za wioślarstwo. Na drzewie było jeszcze wiele dojrzałych owoców, których symboliki nie zdołałam odszyfrować. Wyobrażałam sobie, że siedzę na tym drzewie i umieram z głodu, ponieważ nie mogę w żaden sposób zdecydować się na to, którą figę zerwać. Miałam ochotę na wszystkie, na absolutnie każdą z tych fig z osobna, ale zerwanie jednej oznaczało automatycznie rezygnacje z pozostałych, więc siedziałam, aż figi zaczęły zaczęły się marszczyć, czernieć i jedna za drugą spadały na ziemię.
(Sylvia Plath "Szklany klosz", w tłumaczeniu Miry Michałowskiej)
Życie moje ukazało mi się w postaci rozgałęzionego drzewa figowego, tak jak w tamtym opowiadaniu.
Na każdej gałęzi wisiała dojrzała, fioletowa figa, symbol jednej z czekających na mnie w życiu szans. Reprezentowały męża, dom, dzieci sławę poetki, wybitną karierę profesorską, karierę dziennikarską, Europę, Afrykę i Amerykę Południową, Konstantego, Sokratesa, Atyllę i cale zastępy kochanków o dziwnych imionach i niezwykłych zawodach. Jedna z fig reprezentowała zloty medal olimpijski za wioślarstwo. Na drzewie było jeszcze wiele dojrzałych owoców, których symboliki nie zdołałam odszyfrować. Wyobrażałam sobie, że siedzę na tym drzewie i umieram z głodu, ponieważ nie mogę w żaden sposób zdecydować się na to, którą figę zerwać. Miałam ochotę na wszystkie, na absolutnie każdą z tych fig z osobna, ale zerwanie jednej oznaczało automatycznie rezygnacje z pozostałych, więc siedziałam, aż figi zaczęły zaczęły się marszczyć, czernieć i jedna za drugą spadały na ziemię.
(Sylvia Plath "Szklany klosz", w tłumaczeniu Miry Michałowskiej)
środa, 30 listopada 2011
Autotematyczna fotorelacja z pewnego spektaklu, czyli autorka w roli... aktorki
Autorem wszystkich zdjęć jest Marek Zdrzyłowski - http://www.fotogaleria.az.pl/
Ostatnio życie krzyżuje mi plany, czego efektem było m.in. odwołanie kilku spotkań autorskich i brak czasu/nastroju do wpisów na blogu. Teraz też jestem zupełnie nie w tym miejscu, w którym planowałam. Trochę mi to komplikuje życie (nie ukrywam) no ale przynajmniej mogę zająć się blogowymi zaległościami.
Na zdjęciach relacja z premiery spektaklu „Dulska" w Nadarzyńskim Ośrodku Kultury. Nie będę się rozpisywać jak do szło do tego, że wzięłam udział w spektaklu, wcielając się w postać, która mentalnie jest mi całkowicie obca (Juliasiewiczowa) i której nie zdołałam chyba polubić. Podobno byłam jednak bardzo przekonywująca, do tego stopnia, że wiele osób w ogóle mnie nie poznało – i chodzi nie tylko o przebranie (koszmar chodzenia w butach na kilkunastocentymetrowych obcasach – chyba nigdy tego nie zrozumiem), lecz również o sposób bycia, energię, aurę itp. Może jednak posiadam jakieś zdolności aktorskie? ;)
Na przedstawienie przyszło około 200 osób (choć ja osobiście nie zapraszałam nikogo, poza najbliższymi, tak byłam zestresowana).
To było spore zaskoczenie dla nas wszystkich, a dla mnie, osobiście, kolejny paradoks – jako autorka nigdy nie miałam tak licznej publiczności (najwięcej to ok. 160 w jednej z podbydgoskich miejscowości). O spektaklu rozmawiano w sklepie, w przychodni, wśród widzów znalazł się m. in pan, który grabi w parku liście (nadzwyczaj elegancki tego dnia, w garniturze).
Nigdy też żaden z obrazków związanych z moim pisaniem nie wywołał na Facebooku takiego poruszenia jak jedno z zamieszczonych tu zdjęć (nie wspomnę, która część ciała była komentowana).
Choć projekt kosztował mnie sporo stresu związanego m. in. przełamywaniem własnych nawyków i oporów, to muszę przyznać, że reżyserka spektaklu i zarazem dyrektorka NOK miała znakomity pomysł – to było być może największe wydarzenie socjologiczne w dziejach Ośrodka Kultury. Jeśli więc chcecie zintegrować lokalną społeczność - róbcie teatr! :)
Dla porównania zdjęcie innych butów, które również występują publicznie ;)
Ostatnio życie krzyżuje mi plany, czego efektem było m.in. odwołanie kilku spotkań autorskich i brak czasu/nastroju do wpisów na blogu. Teraz też jestem zupełnie nie w tym miejscu, w którym planowałam. Trochę mi to komplikuje życie (nie ukrywam) no ale przynajmniej mogę zająć się blogowymi zaległościami.
Na zdjęciach relacja z premiery spektaklu „Dulska" w Nadarzyńskim Ośrodku Kultury. Nie będę się rozpisywać jak do szło do tego, że wzięłam udział w spektaklu, wcielając się w postać, która mentalnie jest mi całkowicie obca (Juliasiewiczowa) i której nie zdołałam chyba polubić. Podobno byłam jednak bardzo przekonywująca, do tego stopnia, że wiele osób w ogóle mnie nie poznało – i chodzi nie tylko o przebranie (koszmar chodzenia w butach na kilkunastocentymetrowych obcasach – chyba nigdy tego nie zrozumiem), lecz również o sposób bycia, energię, aurę itp. Może jednak posiadam jakieś zdolności aktorskie? ;)
Na przedstawienie przyszło około 200 osób (choć ja osobiście nie zapraszałam nikogo, poza najbliższymi, tak byłam zestresowana).
To było spore zaskoczenie dla nas wszystkich, a dla mnie, osobiście, kolejny paradoks – jako autorka nigdy nie miałam tak licznej publiczności (najwięcej to ok. 160 w jednej z podbydgoskich miejscowości). O spektaklu rozmawiano w sklepie, w przychodni, wśród widzów znalazł się m. in pan, który grabi w parku liście (nadzwyczaj elegancki tego dnia, w garniturze).
Nigdy też żaden z obrazków związanych z moim pisaniem nie wywołał na Facebooku takiego poruszenia jak jedno z zamieszczonych tu zdjęć (nie wspomnę, która część ciała była komentowana).
Choć projekt kosztował mnie sporo stresu związanego m. in. przełamywaniem własnych nawyków i oporów, to muszę przyznać, że reżyserka spektaklu i zarazem dyrektorka NOK miała znakomity pomysł – to było być może największe wydarzenie socjologiczne w dziejach Ośrodka Kultury. Jeśli więc chcecie zintegrować lokalną społeczność - róbcie teatr! :)
Dla porównania zdjęcie innych butów, które również występują publicznie ;)
środa, 2 listopada 2011
Słowik, Kopciuszek i inne najpiękniejsze bajki
I jeszcze jedna książka z moim udziałem - premiera: 9.11.2011 :)
"Słowik, Kopciuszek i inne najpiękniejsze bajki"
Wydawnictwo: Drzewko Szczęścia
Hans Christian Andersen, Charles Perrault, Artur Oppman, Józef Ignacy Kraszewski, Jan Kasprowicz, Kazimierz Władysław Wójcicki, Bolesław Leśmian, Kazimierz Przerwa-Tetmajer, Władysław Ludwik Anczyc, Władysław Orkan, Lucjan Siemieński, Maria Górska, Agnieszka Tyszka, Liliana Bardijewska, Dorota Suwalska, Małgorzata Strękowska-Zaremba, Carlo Gozzi, Hanna Januszewska, Aleksander Puszkin (tłum. Julian Tuwim)
W baśniach i legendach znajduje się cudowna kraina fantazji, gdzie ludziom pomagają wróżki, a dobro zawsze zwycięża zło. Cuda dzieją się w tajemniczych, odległych krainach, ale i na bliskiej, ojczystej ziemi.
Oto zbiór najwspanialszych bajek - klasycznych utworów jak Kopciuszek czy Śpiąca królewna, polskich baśni i legend jak Królowa Bałtyku, a także bajek całkiem nowych, napisanych przez współczesnych polskich autorów.
(opis wydawcy - http://www.drzewkoszczescia.com.pl/newsdesk_info.php?newsdesk_id=7&osCsid=0a0becb3d22b84554ea11461de1b1c05)
poniedziałek, 31 października 2011
"Zapach czekolady. Opowiadania i wiersze dla dzieci" - nowa książka z moim udziałem już w sprzedaży :)
Nowa książka z moim udziałem w Wydawnictwie Drzewko Szczęścia :)
Ilustrował Marcin Bruchnalski.
"Zapach czekolady. Opowiadania i wiersze dla dzieci"
Danuta Wawiłow, Grzegorz Kasdepke, Natalia Usenko, Wanda Chotomska, Joanna Kulmowa, Joanna Papuzińska, Hanna Januszewska, Marek Bartkowicz, Małgorzata Strękowska-Zaremba, Wiera Badalska, Dorota Suwalska, Maria Terlikowska, Zofia Beszczyńska, Agnieszka Tyszka, Laura Łącz, Dorota Gellner, Anna Onichimowska
Wspaniały zbiór opowiadań i wierszy dla dzieci!
Kto nie może uwolnić się od Zapachu Czekolady? Komu marzy się podróż w Dal? Co to są Rozbrykonie? Czemu królewna Śnieżka nie chciała cukierków? I co Leżakowanie ma wspólnego z miłością? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań znajdują się w opowiadaniach i wierszach zawartych w tej książce. Napisali je najwspanialsi polscy autorzy.
(opis Wydawcy - http://www.drzewkoszczescia.com.pl/newsdesk_info.php?newsdesk_id=4&osCsid=9ba3ba859cdb403e6e6baf1e1947db13)
Ratunku, marzenia! - warmińskie inspiracje
Zdjęcia miejsc, które inspirowały mnie podczas pisania książki "Ratunku, marzenia!" do zobaczenia TUTAJ: http://www.suwalska.info/foto/prezentacja_ratunku_marzenia.pdf
Prezentację (na żywo - to znaczy wraz z moimi opowieściami) mieli okazję zobaczyć goście październikowego spotkania w Domu Literatury.
Autorem większości zdjęć jest Darek Kondefer.
Na fotografii powyżej jedna z wielu w tym regionie zabytkowych alej przydrożnych, które, niestety, są systematycznie wycinane, co symbolizuje widoczny na pierwszym planie pień drzewa.
czwartek, 27 października 2011
Fotorelacja z promocji książki "Ratunku, marzenia!"
Oczekującym na rozpoczęcie imprezy gościom umilił czas duet altowiolistów - IWONA KALETA i ROMAN FIGARSKI - z barokowym repertuarem. Biorąc pod uwagę fakt, że podczas spotkania była mowa m.in. o "zakrzywianiu czasu", które pozwala zajrzeć w przeszłość było to jak najbardziej na miejscu.
Spotkanie prowadziła IWONA HARDEJ. Fragmenty książki przeczytał PIOTREK HARDEJ.
Pojawiły się również związane z powieścią obrazy.
Cytaty oraz zdjęcia miejsc, które były tłem akcji lub inspiracją do napisania książki stały się pretekstem do snucia opowieści na jej temat, a także to tego by powiedzieć o tym, co się w niej nie zmieściło.
Potem była rozmowa o książce.
Na ekranie moje zdjęcie w wersji warmińskiej ;)
Puenta rozmowy zrobiła na mnie duże wrażenie.
Potem było podpisywanie książek, poczęstunek i prywatne rozmowy.
Dziękuję serdecznie wszystkim, którzy przybyli na spotkanie; organizatorom imprezy: Stowarzyszeniu Pisarzy Polskich i Naszej Księgarni (mojemu Wydawcy); Jackowi Moskwie, który w imieniu SPP mnie przedstawił, dwójce wspaniałych altowiolistów, mistrzyni "ceremonii", czyli Iwonie Hardej i fantastycznemu lektorowi - Piotrkowi.
Autorem zdjęć jest Iwo Kondefer, a prezentację przygotował Darek Kondefer - im również bardzo dziękuję.
Spotkanie odbyło się 25 października w 2011 r. w warszawskim Domu Literatury, przy ulicy Krakowskie Przedmieście 87/89.
Na zakończenie mała literacko-plastyczna dygresja. W malarstwie najbardziej cenię kompozycje otwarte, które wyprowadzają spojrzenie poza format płótna. To samo jest z książkami - lubię jeśli kierują wyobraźnię gdzieś w niezapisane literami światy. To właśnie miałam nadzieję osiągnąć przygotowując spotkanie. Chciałam, aby goście spotkania oglądając zdjęcia i słuchając fragmentów powieści mogli sobie "dowyobrazić" świat, który mnie zafascynował do tego stopnia, że zdecydowałam się umieścić w nim swoją powieść.
Prezentacja do obejrzenia TUTAJ: http://www.suwalska.info/foto/prezentacja_ratunku_marzenia.pdf
wtorek, 11 października 2011
środa, 5 października 2011
Ratunku, marzenia! - inspiracje
poniedziałek, 3 października 2011
Symbioza historii z naturą
Trzeba jednak przyznać, że kiedy pan Antoś wreszcie zabrał się do pracy, to rzeczywiście… ho, ho! Robota, jak to piszą w książkach, znaczy się w różnych opowiadaniach, paliła mu się w rękach. I zgodnie z obietnicą nie miał chwiejnych nóg. Poza tym okazał się świetnym gościem, który zna mnóstwo fantastycznych historyjek. Na przykład:
- O broni złożonej w poniemieckich bunkrach.
- O niemieckim żołnierzu, który skrył się na drzewie i tam go dosięgła sowiecka kula. Obleczony w sparciały mundur szkielet, który na wieki wieków zrósł się z konarami, dopiero kilka lat temu został odnaleziony przez leśniczego.
- Wreszcie o rolniku, który przez lata przywiązywał krowę do metalowej części wystającej z pnia, nie wiedząc, że to fragment wrośniętego w drzewo karabinu.
(fragment książki "Ratunku, marzenia!")
Zdjęcia karabinu wrośniętego w drzewo nie mam, choć przytoczone powyżej historie naprawdę słyszałam (co prawda nie od pana Antka, tylko od osoby, która w żaden sposób go nie przypomina;)). Mam za to fotografię przedstawiającą pocisk "wtopiony" w pień drzewa. Choć trudno w to uwierzyć, na taki dokładnie widok natknęliśmy się podczas jednej z naszych wędrówek.
sobota, 1 października 2011
"Ratunku, marzenia!" - dom z widokiem na odludzie
Dom stał na wzniesieniu. Prócz niego znajdowało się tam tylko jedno gospodarstwo. Z jednej strony rozciągał się widok na wieś (mnóstwo czerwonych dachów w dole), a z drugiej były tylko chaszcze, łąki i wąwozy.
- Żadnych zabudowań aż po horyzont! – cieszył się tata.
(fragment książki „Ratunku, marzenia!”)
Tak mógł wyglądać dom państwa Słowińskich po wstępnej fazie remontu. Na zdjęciu widok od strony "odludzia".
czwartek, 22 września 2011
Po powrocie z wakacji czas porozmawiać o wakacjach... od codzienności - spotknie autorskie na warszawskim Ursynowie
Kiedy wyruszaliśmy z domu, było jeszcze ciemno. Właściwie lubię te nasze wyprawy. Nie żebym jakoś specjalnie przepadał za porannym wstawaniem, zwłaszcza w weekend, ale przed podróżą to zupełnie inna sprawa. Sam nie wiem, na czym to polega. Wsiadamy do samochodu jeszcze trochę zaspani i jedziemy w całkiem nowe, nieznane miejsce. W tym czasie wstaje świt, a w drodze niesamowicie fajnie się rozmawia. Jakoś tak… bardziej na luzie. Nawet Julia mniej zrzędzi, jakbyśmy na te kilka godzin… czy ja wiem?... wyjeżdżali ze swojego życia. A potem, późnym wieczorem do niego wracamy i to też jest fajne.
(fragment książki „Ratunku, marzenia!”)
Wczoraj (21 września ) spotkałam się z Czytelnikami w BIBLIOTECE DLA DZIECI NR VII przy ulicy Wasilkowskiego 7 na warszawskim Ursynowie. Spotkanie prowadziła Ewa Gruda (kustosz Muzeum Książki Dziecięcej).
Rozmawialiśmy o przygodach, marzeniach, a także o tym jak osiągnąć kompromis, kiedy marzenia bliskich ludzi wykluczają się nawzajem.
Bardzo ciekawa okazała się dyskusja o tym jak można „wyjechać” z własnego życia. Młodzi Czytelnicy posunęli mnóstwo fantastycznych pomysłów: można głęboko się zamyślić, w ten sposób „podróżujemy” w inne światy nie ruszając się z miejsca, wystarczy nasza wyobraźnia. Można słuchać muzyki albo czytać książki. Jedna z dziewczynek ma swój „drugi świat” w... tirze swojego taty. Opowiadała jak fantastycznie spędza z nim czas podczas długich godzin oczekiwania na zakończenie załadunku. Jej kolega wyjeżdża ze swej codzienności... na rolkach odkrywając, bliskie w sensie przestrzeni, lecz „odległe” ze względu na swoją niezwykłość i tajemniczość miejsca.
Nie zabrakło naturalnie rozmowy o powrotach do codzienności, która, też miewa swoje dobre strony.
piątek, 16 września 2011
Ratunku, marzenia! - skarb w koniu
(...) spomiędzy chaszczy wyłoniła się budowla z czerwonej cegły.
Kiedyś musiała fajnie wyglądać, ale teraz była mocno zniszczona. Choć nie aż tak jak pałac. Najbardziej podobały mi się drzwi, a właściwie miejsce po nich, z takimi jakby kolumienkami po obu stronach.
– Nie rozumiesz? W końskich zwłokach był skarb!!!
– Skarb? Skąd ci to przyszło do głowy?
– A właśnie! Stąd, że o to pytasz! – triumfowała Majka.
– Nie kumam.
– Chodziło o kryjówkę, w której nikomu nie przyjdzie do głowy szukać. I jeszcze… żeby ludzie się jej brzydzili.
(fragmenty książki"Ratunku, marzenia!")
Na zdjęciu mauzoleum Dohnów w Gładyszach. Do dziś wśród okolicznej ludności, krążą opowieści o znalezionym tam po wojnie (a może pod koniec wojny?) martwym koniu, w którym podobno ukryty był skarb. Ja sama słyszałam ją od kilku osób, w kilku wersjach. Czytelnicy mojej książki poznają tę tajemniczą historię dzięki najbardziej chyba ekscentrycznej bohaterce powieści - Majce. To dzięki niej pobyt we wsi Książki nabrał dla Mirka kolorów, bo, chociaż bywała irytująca, nie sposób się przy niej nudzić.
czwartek, 15 września 2011
"Ratunku, marzenia!" - Gładysze
Niestety, w tej chwili pałacowi daleko było do wspaniałości. Zrobiło mi się nawet trochę smutno, bo na jednym z murów umieszczono wielkie zdjęcie, które pokazywało, jak kiedyś wyglądała budowla, i bardzo to odbiegało od teraźniejszości. W ruinach zamiast ludzi zadomowiły się rośliny, co dawało dość dziwny efekt, no bo wyobraźcie sobie, że ze ściany dawnej komnaty (zachowały się nawet resztki ozdobnego kominka) wyrastają drzewka i krzaki.
(fragment książki "Ratunku, marzenia!")
Ukazanie się książki zmobilizowało mnie do opublikowania zdjęć jednego z najbardziej niezwykłych miejsc, które poznaliśmy podczas naszych warmińskich wypraw. Pałac w Gładyszach, dawniej siedziba arystokratycznego niemieckiego rodu zu Dohnów, istnieje naprawdę (tym razem powściągnęłam wodze wyobraźni, która każe mi łączyć rozmaite miejscowości w jedno), a raczej istniał, bo dziś zostały po nim (jak widać powyżej) tylko ruiny. Jego skróconą (z konieczności) historię włożyłam w usta staruszka, którego spotkali bohaterowie książki podczas zwiedzania ruin.
Gładysze to jedno z ulubionych przez poszukiwaczy skarbów i zbieraczy dawnych historii miejsc w tej części Warmii, o czym mogłam się przekonać odwiedzając rozmaite fora eksploracyjne. Z wsią związanych jest mnóstwo niezwykłych historii, które poznaliśmy rozmawiając z mieszkańcami, a które, na razie w postaci notatek gromadzę w pamięci swojego laptopa
wtorek, 13 września 2011
Ratunku, marzenia! - skąd wzięła się nazwa Książki
- Zaraz, zaraz... - odezwała się wreszcie mama. - Przecież... To chyba niemożliwe! - wykrztusiła wreszcie. Ta wieś nazywa się... Książki!!!
(fragment książki "Ratunku, marzenia!")
Podczas jednego z pierwszych rekonesansów po okolicach prawie naszego (byliśmy na etapie podejmowania decyzji)warmińskiego domu, natknęliśmy się na uwieczniona na zdjęciu tabliczkę.
"O jakże to byłoby cudownie mieć dom w miejscowości Książki" - pomyślałam. Co prawda nazwa naszej wsi również jest bardzo fajna, ale perspektywa pisania książki w wiosce o nazwie Książki była na tyle kusząca, że urzeczywistniłam ją w wydanej właśnie powieści :)
Książkowe Książki ;) są swego rodzaju kompilacją kilku warmińskich (a także położonych na Wysoczyźnie Elbląskiej) miejscowości, które miałam okazję poznać już po kupieniu domu (wizję uzupełniłam naturalnie "produktami" swojej wyobraźni). Cudowny krajobraz "ściągnęłam" z Ławek, babcie z kijkami od nordic walking widziałam w Wilczętach, a cudowną energię, która pozwoliła zjednoczyć się w obronie i odbudowie zagrożonej wspólnej przestrzeni (tz. świetlicy) znam m.in. z Aniołowa i Nowego Monasterzyska. We wszystkich miejscach miałam okazję poznać ciepłych, serdecznych, interesujących ludzi.
środa, 7 września 2011
Ratunku, marzenia!
Dzisiaj premiera w związku z tym zapraszam na facebookową :stronę książki i do obejrzenia fantastycznych ilustracji Agaty Raczyńskiej
wtorek, 30 sierpnia 2011
Prawda poprzez fikcję
Z okazji opublikowania mojej pierwszej, wydanej drukiem książki dla dzieci ("Znowu kręcisz, Zuźka") Wydawca poprosił mnie o napisanie krótkiej notki na swój temat. Znalazły się w niej, między innymi, takie oto słowa:
"Ostatnio przypomniałam sobie, że miałam przecież zostać pisarką. Pewno dlatego któregoś dnia zadzwoniła do mnie pani z Naszej Księgarni (ta pani chyba jest jasnowidzem). W efekcie powstała książka o rozbrykanej i sympatycznej Zuźce. W międzyczasie robiłam różne interesujące rzeczy: Szukałam z mężem Darkiem Kondeferem (grafikiem i fotografem) idealnego domu w miejscu prawie nietkniętym stopą turysty - poszukiwania prowadzimy do dzisiaj razem z naszym synem".
Słowa te zamieściłam nieprzypadkowo - bowiem rodzice Zuźki również poszukiwali idealnego domu w miejscu prawie nietkniętym stopą turysty.
Rodzice Mirka - bohatera i narratora mojej najnowszej książki ("Ratunku, marzenia!", premiera 2011-09-07) już go znaleźli. Wcześniej my znaleźliśmy taki dom. Skłamałabym jednak twierdząc, że "Ratunku, marzenia!" to autobiograficzna powieść. Tak się bowiem składa, że jeśli wykorzystuję prawdziwe historie w swoich książkach robię to z lenistwa, zmieniając uprzednio kontekst, okoliczności, podstawiając niepodobnych do pierwowzoru bohaterów. Życie czasem tworzy lepsze fabuły niż mogłabym wymyślić. To, co naprawdę dla mnie ważne, chcąc zmylić tropy, starannie przepakowuję w wymyślone postacie i nieprawdziwe wydarzenia. W efekcie bywa tak, że fikcja jest w moich książkach prawdziwsza od prawdy.
Po co te wszystkie zabiegi?
Po pierwsze - z powodu mojego, wspominanego tu wielokrotnie, introwertyzmu.
Po drugie - nigdy nie jestem pewna, czy osoby, które mnie zainspirowały, byłyby zadowolone odnajdując się w mojej książce. Dlatego (trochę w opozycji do lenistwa, o którym pisałam) pracowicie przekształcam bohaterów, tak, że często stają się kimś zupełnie innym niż pierwowzór. Choć z drugiej strony, kiedy samej siebie zapytam, czy chciałabym odnaleźć siebie w jakiejś książce, to muszę powiedzieć, że owszem - byłoby to całkiem miłe. Więc może ta moje starania są całkiem zbędne?
Trzeci powód (najważniejszy i mający najczęstsze zastosowanie) - zmieniam realia, bo tego wymaga logika opowiadanej przeze mnie historii, robię to dla dobra dobra książki. Z tego powodu nie waham z mężczyzny uczynić kobietę; z psa kota; połączyć w jedną wieś pięciu miejsc naraz (okraszając je dodatkowo wytworami własnej fantazji); wariactw, które w oryginale były udziałem dorosłych przypisać dzieciom (albo na odwrót)... Nie dotyczy to naturalnie faktów historycznych itp.
W kolejnych odcinkach mojego blogo-serialu postanowiłam uchylić rąbka "tajemnicy" i spróbować pokazać jak to w moim pisaniu działa, w jaki sposób splatam fantazję z realiami, by uzyskać ten szczególny rodzaj prawdy - prawdę poprzez fikcję.
"Ostatnio przypomniałam sobie, że miałam przecież zostać pisarką. Pewno dlatego któregoś dnia zadzwoniła do mnie pani z Naszej Księgarni (ta pani chyba jest jasnowidzem). W efekcie powstała książka o rozbrykanej i sympatycznej Zuźce. W międzyczasie robiłam różne interesujące rzeczy: Szukałam z mężem Darkiem Kondeferem (grafikiem i fotografem) idealnego domu w miejscu prawie nietkniętym stopą turysty - poszukiwania prowadzimy do dzisiaj razem z naszym synem".
Słowa te zamieściłam nieprzypadkowo - bowiem rodzice Zuźki również poszukiwali idealnego domu w miejscu prawie nietkniętym stopą turysty.
Rodzice Mirka - bohatera i narratora mojej najnowszej książki ("Ratunku, marzenia!", premiera 2011-09-07) już go znaleźli. Wcześniej my znaleźliśmy taki dom. Skłamałabym jednak twierdząc, że "Ratunku, marzenia!" to autobiograficzna powieść. Tak się bowiem składa, że jeśli wykorzystuję prawdziwe historie w swoich książkach robię to z lenistwa, zmieniając uprzednio kontekst, okoliczności, podstawiając niepodobnych do pierwowzoru bohaterów. Życie czasem tworzy lepsze fabuły niż mogłabym wymyślić. To, co naprawdę dla mnie ważne, chcąc zmylić tropy, starannie przepakowuję w wymyślone postacie i nieprawdziwe wydarzenia. W efekcie bywa tak, że fikcja jest w moich książkach prawdziwsza od prawdy.
Po co te wszystkie zabiegi?
Po pierwsze - z powodu mojego, wspominanego tu wielokrotnie, introwertyzmu.
Po drugie - nigdy nie jestem pewna, czy osoby, które mnie zainspirowały, byłyby zadowolone odnajdując się w mojej książce. Dlatego (trochę w opozycji do lenistwa, o którym pisałam) pracowicie przekształcam bohaterów, tak, że często stają się kimś zupełnie innym niż pierwowzór. Choć z drugiej strony, kiedy samej siebie zapytam, czy chciałabym odnaleźć siebie w jakiejś książce, to muszę powiedzieć, że owszem - byłoby to całkiem miłe. Więc może ta moje starania są całkiem zbędne?
Trzeci powód (najważniejszy i mający najczęstsze zastosowanie) - zmieniam realia, bo tego wymaga logika opowiadanej przeze mnie historii, robię to dla dobra dobra książki. Z tego powodu nie waham z mężczyzny uczynić kobietę; z psa kota; połączyć w jedną wieś pięciu miejsc naraz (okraszając je dodatkowo wytworami własnej fantazji); wariactw, które w oryginale były udziałem dorosłych przypisać dzieciom (albo na odwrót)... Nie dotyczy to naturalnie faktów historycznych itp.
W kolejnych odcinkach mojego blogo-serialu postanowiłam uchylić rąbka "tajemnicy" i spróbować pokazać jak to w moim pisaniu działa, w jaki sposób splatam fantazję z realiami, by uzyskać ten szczególny rodzaj prawdy - prawdę poprzez fikcję.
sobota, 27 sierpnia 2011
Ratunku, marzenia! - przypisy
Tu będę gromadzić to, co w książce się nie zmieściło; rozplatać to co wcześniej w niej splotłam, czyli oddzielać fakty od fikcji; pisać o miejscach, które mnie inspirowały; informować o wydarzeniach związanych z książką...
Wystarczy kliknąć w etykietę Ratunku_marzenia widoczną pod postem.
Wystarczy kliknąć w etykietę Ratunku_marzenia widoczną pod postem.
Warmińskie Opowieści
Tu znajdziesz kolejne odcinki Warmińskich Opowieści. Wystarczy, że klikniesz w etykietę Warmia - widoczną pod tym postem.
czwartek, 25 sierpnia 2011
Podwójna tęcza, podwójny skarb
Sierpniowa tęcza w Ławkach. Bardzo a propos mojej wrześniowej książki.
Podobno na końcu tęczy można znaleźć skarb, a książka mówi o szukaniu skarbów (dosłownie i w przenośni). W dodatku akcja dzieje się na Warmii.
Subskrybuj:
Posty (Atom)