Dziś publikuję artykuł o nieistniejącej autorce filmów animowanych realizowanych w technologii żelatyny. O okolicznościach powstania tekstu przeczytasz na mojej stronie, czyli tutaj i tutaj.
Mikrokosmos w żelatynie,
czyli kilka scen z „Nieskończoności”
to atomy w plasach zmieniają partnerów
liść przestaje być liściem
choć jeszcze nie zmienił się w ziemię
Gdybym nie studiowała biologii zapewne nie zauroczył by mnie świat, który obserwowałam pod mikroskopem. Gdybym nie porzuciła biologi dla rzeźby, nie wpadłabym na pomysł, aby ten świat zmaterializować wlewając żelatynę w gipsowe formy. Gdybym z rzeźby nie przeniosła się na animację, być może nie przyszło by mi do głowy, że te żelatynowe rzeźby można ożywić. Wreszcie – gdybym przez ten cały czas nie pisała wierszy układałabym tradycyjne fabułki lub wzorem kolegów plastyków tworzyła piękne ruchome obrazki. Dzięki poezji mogę zestawiać sceny w metafory i komponować sekwencje w wiersze.
Zarzucają mi, że trzymam dziesięć srok za ogon. Nie wiedzą, że granice w moim świecie przebiegają inaczej niż podziały w teorii sztuki i chętnie ulegają rozkładowi, jak materia w przyrodzie, która tak łatwo zmienia formę, przechodząc z jednego ciała w drugie. Nie mogę więc inaczej. Niezależnie od tego, co robię – piszę, rzeźbię, czy animuję – zawsze zajmuję się tym samym.
(Nika Sanders, fragment wywiadu)
wymieniają się śliną i potem/rozpuszczają sobie granice
W jednym z najbardziej znanych filmów Niki Sanders – „Nieskończoności” – z bezkształtnej, organicznej magmy wyłania się planeta-komórka, która rozpoczyna samotną wędrówkę. Wreszcie spotyka inną planetę-komórkę. Od pierwszego dotknięcia granice między nimi zaczynają się rozpuszczać. Komórki łączą się w kulisty twór, który zaczyna pączkować. Komórka – „córka” odrywa się od „matki” i zaczyna krążyć wokół niej jak Księżyc wokół Ziemi.
Do ożywiania żelatynowych rzeźb Sanders używa ciepła (galaretowate twory rozpuszczając się pod jego wpływem lub stapiają w jedno). Odtwarzając film od końca autorka uzyskuje efekt wyłaniania się organicznych form z żelatynowych „oceanów sprzed pamięci”. Czasami (co jest bardziej pracochłonne) przygotowuje żelatynowe odlewy odtwarzające poszczególne fazy ruchu (bez tego nie byłaby w stanie zrealizować sceny pączkowania)
Chociaż (z uwagi na kulinarne skojarzenia) brzmi to dość zabawnie, użycie galaretki pozwala uzyskać niezwykle organiczny efekt. Aby go wzmocnić Sanders zatapia w żelatynowych tworach fragmenty folii lub półprzezroczyste kapsułki z tranem bądź witaminami mające imitować organella komórkowe. Choć wykreowane przez Sanders obiekty przypominają oglądane pod mikroskopem jednokomórkowe organizmy, ruch jaki im nadaje sprawia, że nigdy nie jesteśmy pewni, czy mamy do czynienia z mikro-, czy makro- kosmosem.
Mikroskopowy świat to nie koniec biologicznych inspiracji. Żelatynowe sekwencje reżyserka chętnie zestawia ze scenami zrealizowanymi w wyniku długotrwałego poklatkowego filmowania naturalnych zjawisk: rozkładu – „wsiąkanie liści w ziemię” lub przeciwnie procesu rodzenia się życia – „słychać kiełkowanie planet”.
chodź, zajrzyj w moje ciało jak korzeń, co zagłada w ciepłą wilgoć ziemi
Ziarno fasoli pęcznieje i wypuszcza w wilgotną ziemię kiełek. Kiełek rośnie i cofa się. Zanurza i wynurza. Za każdym razem coraz głębiej. Pulsujący rytm przyspiesza i rwie się. Wreszcie fasolka otwiera się rozchylając „ciepłe i żywe płatki” liścieni i... następuje gwałtowna eksplozja zieleni – roślina wystrzela w niebo.
Banalna scenka jak edukacyjnego programu przyrodniczego poprzez odpowiedni montaż, powtórzenia, manipulację rytmem i tempem buduje nowe skojarzenia. Ruch staje się elementem poetyckiej metafory. Niektórzy twierdzą, że Sanders jest lepszą poetką w filmie niż w literaturze. Jej wiersze określane są czasem jako „nazbyt fizjologiczne”. Tworząc filmy zdaje się nadawać „fizjologicznym metaforom” bardziej abstrakcyjny wymiar.
mój brzuch dojrzał jak księżyc
W „Nieskończoności” autorka przedstawia również inny filmowany przez wiele miesięcy naturalny proces. Sekwencja ma bardzo osobisty charakter i uświadamia, jak długo trwała realizacja tego trwającego zaledwie kilka minut filmu. Pomysł narodził się, gdy Sander dowiedziała się, że jest w ciąży. Każdego dnia przez dziewięć miesięcy filmowała poklatkowo swój rosnący brzuch. Gotowy materiał przetworzyła w komputerze sprowadzając obraz do nieomal abstrakcyjnej linii – granicy między światem a ciałem – „przed narodzinami świat był jeden/ cały z jednego rytmu/nagle pękł/na mnie i na całą resztę”. Mimo tych wizualnych manipulacji widz cały czas ma świadomość, co stanowiło materiał wyjściowy. Terytorium ciała jest w niezwykłym różowym kolorze, terytorium świata zdaje się być „całe z blasku” – „nad nami światło złocisto różowe/ przesiane przez powiekę Boga”.
W kluczowym momencie linia brzucha zaokrągla się i zamyka – „kiedy za którymś razem/ zbyt mocno doświadczył granic/ skulił się i splótł końce/ zgodził się na koło” (z wiersza „Przypowieść o odcinku”). Koło zamienia się w księżyc, a świetliste tło przenika w ciemność. W ciemności księżyc przekształca się w żelatynowego „komorkówca”. Ten pączkując uwalnia własny żelatynowy księżyc, który po kilku okrążeniach rozpoczyna samotną wędrówkę. Spotyka inny żelatynowy księżyc. Zlewają się w jedno. „Jedno” zaczyna się dzielić i wreszcie rozpada na niezliczoność planet-komórek, które po chwili zamieszania – „słychać jak wiatr przesypuje gwiazdy” – układają się w żelatynowy kosmos. Jeden z satelitów opuszcza go rozpoczynając samotną wędrówkę. Spotyka inną uwolnioną satelitę-komórkę. Zlewają się w Jedno. „Jedno” zaczyna pączkować i tak w nieskończoność...
Cytaty i śródtytuły pochodzą z wierszy Niki Sanders
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz