1 lutego skończyłam 44 lata. Niezwykła liczba. Można by rzec – „wywieszczona”. Ktoś nawet powiedział, że weszłam w „mickiewiczowski wiek” – cokolwiek miałoby to oznaczać ;)
Mnie „czterdzieści cztery” kojarzy się również z psychodelicznym rapem Kalibra 44, który uwielbiam (chyba nawet bardziej niż nuty Paktofoniki).
Dwu-czwórkowych analogii zapewne znalazłoby się więcej – czasem zaskakujących. Na przykład Google na pierwszym miejscu pokazał mi link do strony... Magazynu Apokaliptycznego „Czterdzieści i cztery”.
Mój kolega poszedł dalej w dwu-cyfrowych skojarzeniach.
– Teraz czekamy na dwie szóstki... A potem na magiczne dziewiątki;)» – napisał na mojej tablicy na Facebooku. Piękne życzenia :) Na razie jednak muszę się zadowolić dwoma czwórkami, które w sumie dają ósemkę, czyli moją liczbę urodzeniową. Ten zbieg okoliczności skierował mój tok myślenia na magiczne ścieżki:
– Skoro tak się złożyło, to zapewne przeżyję absolutnie wyjątkowe urodziny – spekulowałam.
W pewnym sensie to się sprawdziło, choć zupełnie inny sposób niż przypuszczałam. Ale o tym za chwilę...
Wracając do ósemki, która ponoć swoją wibracją wpływa na moje życie. Nie znam się na numerologii, lecz, z tego, co pamiętam ludzie urodzeni pod znakiem tej liczby powinni być nadzwyczaj przedsiębiorczy i posiadać talent do robienia pieniędzy. Ósemka to prawdziwy bussinesman pośród liczb. Ambitna, uparta, doskonale zorganizowana i zawsze osiągająca wytyczone cele.
Cóż więc nie tak jest z moją ósemką? Przewróciła się i zamieniła w znak nieskończoności?
Możliwe – wszak nieskończoność to jeden z ulubionych tematów mojego życia.
A może nieskończoność to osiem, które straciło równowagę; ósemka niezrównoważona; 8 z zaburzeniami emocjonalnymi. Albo... cyfra, która przyjęła pozycję horyzontalną i odpoczywa (o żebym ja chociaż odpoczywała!). Inaczej mówiąc... leniwa ósemka (to lepsze, bo kojarzy się z ciekawym ćwiczeniem z zakresu gimnastyki Dennisona). Upadła ósemka? Osiem na przekór? No tak trochę przekorna to ja jestem...
Zabawnie przeciągać nitki skojarzeń pomiędzy cyfrę osiem a znakiem nieskończoności, krążyć wokół tematu jak, we wspomnianym już ćwiczeniu, wzrok krąży po liniach horyzontalnie zorientowanej leniwej ósemki.
Kończąc czterdziesty czwarty rok życia doszłam, jednak, do wniosku, że przydałoby mi się trochę więcej cech ósemki... postawionej do pionu. I że... hmm... jakby to powiedzieć... problemy z dostępem do tychże cech to na ten moment mój główny kłopot.
Sytuacja, która spotkała mnie tuż przed moim świętem spowodowała, że ten „główny kłopot” wydał mi się co najmniej błahy. Sprawiła, że czterdzieste czwarte urodziny stały się jednymi z najcudowniejszych i zarazem najgorszych w moim życiu. Najcudowniejszych ze względu na ogrom życzeń – zarówno w necie jak i w realu. Najgorszych z uwagi na okres oczekiwania rozciągnięty pomiędzy wizytą lekarską z 31 stycznia, a badaniem wyznaczonym na 2 lutego.
Wynik tego badania mógł poddać w wątpliwość nie tylko zapowiedziane przez kolegę 99, lecz nawet dużo mniej ambitne 66. Więcej – mógł stanowić zapowiedź mojej małej, osobistej apokalipsy.
– Nie takich ZMIAN chciałam – strofowałam się w myślach wspominając pierwszy tegoroczny wpis na blogu. – I nie darmo powiadają, że lepsze wrogiem dobrego! Jeżeli okaże się, że jestem zdrowa to znaczy, że wszystkiemu mogę podołać.
Badanie wyszło dobrze i... nawet nie przypuszczałam, jak bardzo może mnie ucieszyć coś, na co zaledwie kilka dni wcześniej nawet nie zwracałam uwagi i jak wiele może nauczyć to, czego nie ma (tak naprawdę choroba nawet przez moment nie istniała)
Tak więc wchodzę w kolejny rok życia z darem, którego nigdy nie straciłam, a jednak go odzyskałam.
I kilkoma nowymi postanowieniami:
– Będę troszczyć się o siebie robiąc nie tylko to, co lubię (joga, sauna itp.), lecz również to za czym nie przepadam (badaniach profilaktycznych)
– i bardziej cieszyć się tym, co mam, niż martwić tym czego nie mam.
P.S. Jeszcze raz dziękuję za wszystkie życzenia. Wysłałam książkę do wydawcy, skończyłam 44 lata i wyjeżdżam na weekend zatroszczyć się o siebie i wypocząć :)