Ciąg dalszy odcinków 48, 50, 52, 54, 73, 77, 87, 97 , 107, 122 i 125 sezonu pierwszego
Zastosowanie opisywanych powyżej nowych rozwiązań kompozycyjnych pozwoliło urozmaicić ofertę Fabryki Nieskończoności. Jeden z wprowadzonych do produkcji modeli wykorzystał w swojej instalacji: w zaciemnionym, idealnie czarnym wnętrzu (łącznie z sufitem i podłogami) przykuwał uwagę tylko jeden element – wystające ze ściany walcowate uwypuklenie z otworem, z którego wydobywało się światło i muzyka zachęcając, by zajrzeć do środka. Wewnątrz znajdowała się oczywiście niekończąca się linia prosta, która migotała, zmieniała się nabierając kolorów to zielonkawo złotych, to szaro-błękitnych. Cała tajemnica polegała na tym, że w tylnej części walca, naprzeciw otworu do zaglądania, wycięta była linia od lustra do lustra, przylegająca bezpośrednio do okna całkowicie zabudowanego czarnymi płytami. Jedynym nieprzysłoniętym fragmentem było właśnie owo wycięcie, przez które prześwitywał zaokienny pejzaż, nocą specjalnie podświetlony.
Jak widać Słomiński zastosował prosty zabieg zastąpienia przeciągniętego między lustrami sznurka prześwitem – czyli rozwiązaniem wziętym wprost z jego transcendentalnych obrazów. Dzięki temu zabiegowi linia nie tracąc iluzji nieskończoności zaczynała żyć. Jej kolor, świetlistość, materia zmieniała się: zależała od przestrzeni w jakiej cała konstrukcja się znalazła. Do mrocznego wnętrza wnikał kawałek światła. Było to więc pogodzenie obu przedstawionych wcześniej aspektów nieskończoności.
Oprócz zminiaturyzowanych wersji opisywanego powyżej modelu w Fabryce Nieskończoności pojawiło się rozwiązanie, w którym zamiast linii prostej występuje, biegnąca po wewnętrznych ściankach walca nieco zmodyfikowana i również nie kończąca się od góry i od dołu spirala, co z kolei było rozwiązaniem gdzieś pomiędzy kołem, a linia prostą, syntetyzującym obie fascynacje.
Prawdziwą odmianą okazały się „nieskończoności kuliste”. Były to kule wewnątrz lustrzone z otworami. Przez jeden z otworów można było zajrzeć do środka, inne wpuszczały fragmenty krajobrazu, które odbijały się wielokrotnie, mieszały ze sobą i wibrowały w lustrzanej, kulistej powierzchni. Czasem naprzeciw otworów do zaglądania umieszczał inny, przez który można było zobaczyć rzeczywisty fragment krajobrazu. Czasem oko patrzyło bezpośrednio na lustrzaną powierzchnię i jego odbicie mogło uczestniczyć w całym tym zamieszaniu, nakładając się na skrawki pejzażu i stapiając z nimi. Słomiński bardzo chętnie pokazywał nieskończoności tego typu. Czasem robił to w specjalnie przygotowanych przestrzeniach, czy wnętrzach, innym razem wykorzystywał do tego celu istniejąca już architekturę, najczęściej jednak eksponował w przyrodzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz